[ Pobierz całość w formacie PDF ]

simy wziąć pod uwagę, że niektóre choroby umysłowe są nadzwyczaj trudne do rozpo-
znania. Powiedzmy, że ta osoba nie lubi staruszek, bo ktoś w podeszłym wieku zrujno-
wał kiedyś jej życie, a przynajmniej ona tak uważa? A może ma manię na punkcie zabi-
jania z litości? Myśli, że każdy, kto skończył sześćdziesiąt lat, powinien podlegać łagod-
nej eksterminacji. To naprawdę może być każdy. Pacjentka, ktoś z personelu, pielęgniar-
ka, sprzątaczka&
Odbyłem na ten temat długą rozmowę z Millicent Packard, kierowniczką tej placów-
ki. To bardzo kompetentna osoba, sprytna, obrotna, o bystrym spojrzeniu zarówno na
gości, jak na własny personel. Upiera się, że absolutnie nikogo nie podejrzewa i o ni-
czym nie ma pojęcia. Jestem pewien, że to prawda.
100
 Ale dlaczego zwrócił się pan do mnie? Co ja mogę zrobić?
 Pańska ciotka, panna Fanshawe, była kobietą wielkiego rozumu, chociaż często
udawała, że jest inaczej. Lubiła niekonwencjonalne zabawy i często robiła z siebie zra-
molałą staruszkę. A co do pana, panie Beresford, to chciałbym, żeby pan razem z żoną
spróbował sobie przypomnieć, czy panna Fanshawe kiedykolwiek wspomniała o czymś,
co mogłoby nam dać jakąś wskazówkę? Może coś zauważyła, może ktoś jej coś powie-
dział, może coś ją zdziwiło? Starsze panie dużo widzą, a taka bystra osoba jak pan-
na Fanshawe mogła mieć zaskakująco dużą wiedzę o tym, co działo się w Słonecznych
Wzgórzach. One tam nie mają nic do roboty, za to mnóstwo czasu na rozglądanie się
wokół siebie i snucie domysłów. Czasem dochodzą do wniosków, które wydają się czy-
stą fantazją, a są całkowicie słuszne.
Tommy potrząsnął głową.
 Wiem, o co panu chodzi. Ale nie przypominam sobie nic w tym rodzaju.
 Pańska żona, jak rozumiem, jest teraz poza domem. Nie sądzi pan, że mogła zapa-
miętać coś, co pana w ogóle nie zastanowiło?
 Zapytam ją, ale wątpię.  Tommy zawahał się nieco i nagle powziął decyzję.
 Wie pan& Coś rzeczywiście nie dawało jej spokoju. To się wiązało z niejaką panią
Lancaster.
 Z panią Lancaster?
 Moja żona dowiedziała się, że panią Lancaster zupełnie nagle zabrali ze Słonecz-
nych Wzgórz tak zwani krewni. Tak się złożyło, że owa pani podarowała mojej ciotce
obraz. Po śmierci ciotki żona uznała, że powinna go zwrócić pierwotnej właścicielce,
więc próbowała nawiązać z nią kontakt, aby zapytać, czy chce go z powrotem.
 Cóż, to bardzo ładnie z jej strony.
 Ale okazało się, że pani Lancaster nie można odnalezć. %7łona wzięła adres hotelu,
w którym ta pani miała się zatrzymać z rodziną, ale nikt tam o nich nie słyszał i takie
nazwisko w ogóle nie figuruje w rejestrze.
 Ach, tak? To dziwne.
 Właśnie. Tuppence też to zastanowiło. W Słonecznych Wzgórzach nie mieli inne-
go adresu. Podjęliśmy kilka prób nawiązania kontaktu z panią Lancaster albo tą& chy-
ba panią Johnson, jej krewną, ale wszystko na próżno. Jest jakiś adwokat, który ponoć
płacił rachunki i załatwiał sprawy z panną Packard. Skomunikowaliśmy się z nim, ale
mógł nam podać jedynie adres banku. A banki  dodał sucho Tommy  nie udziela-
ją żadnych informacji.
 Chyba że na życzenie klienta.
 %7łona napisała do pani Lancaster i także do pani Johnson na adres tego banku, ale
nie otrzymała odpowiedzi.
 To dość niezwykłe. Chociaż niektórzy ludzie nie zawsze odpowiadają na listy. Te
101
panie mogły wyjechać za granicę.
 W rzeczy samej. Mnie to wcale nie niepokoi, ale żona się martwi. Wydaje się prze-
konana, że z panią Lancaster stało się coś złego. I w czasie mojej nieobecności podjęła
pewne kroki& nie wiem dokładnie, co zamierzała, może odwiedzić ten hotel czy bank
osobiście, może chciała spotkać się z adwokatem? W każdym razie usiłowała zdobyć ja-
kieś informacje.
Doktor Murray słuchał go uprzejmie, lecz w jego zachowaniu dawało się wyczuć
pewne znużenie.
 A co podejrzewała?
 %7łe pani Lancaster grozi niebezpieczeństwo. A nawet, że zło już się stało.
Lekarz uniósł brwi.
 Och& Raczej nie sądzę&
 To może wydawać się głupie, ale widzi pan& Moja żona dzwoniła do domu i zo-
stawiła wiadomość, że następnego dnia wraca. Chodziło o wczorajszy wieczór, ale do-
tąd jej nie ma.
 Powiedziała, że na pewno przyjedzie?
 Tak. Wiedziała, że ja też wracam tego dnia ze swojej konferencji, więc zadzwoniła
do naszego służącego. Miała dotrzeć na obiad.
 I widzi pan w tym coś niezwykłego?  Lekarz przyglądał się Tommy emu z nie-
jakim zainteresowaniem.
 Tak. To zupełnie do niej niepodobne. Gdyby miała się spóznić albo zmieniła pla-
ny, zatelefonowałaby jeszcze raz albo przysłała telegram.
 Martwi się pan o nią?
 Owszem.
 Hmm& A radził się pan policji?
 Nie. Co by sobie pomyśleli? Bo wie pan, ja w zasadzie nie mam powodu, by po-
dejrzewać jakieś kłopoty. Przecież gdyby miała wypadek albo coś w tym rodzaju, ktoś
by nas zawiadomił, prawda?
 No& chyba tak, jeśli miała przy sobie dokument tożsamości.
 Miała prawo jazdy. I pewnie jakieś listy oraz inne rzeczy.
Doktor Murray zmarszczył brwi, ale Tommy pośpiesznie mówił dalej:
 A teraz zjawił się pan z tą całą historią o Słonecznych Wzgórzach. O pacjentkach,
które umarły, chociaż nie powinny. Więc przypuśćmy, że ta starowinka na coś wpadła&
coś zauważyła czy podejrzewała i zaczęła o tym rozpowiadać. Trzeba ją było jakoś uci-
szyć, dlatego czym prędzej usunięto ją z domu i zabrano gdzieś, gdzie nie można jej wy-
śledzić. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to wszystko się z sobą wiąże.
 Tak, to rzeczywiście jest dziwne. I co pan proponuje?
 Zamierzam przyjrzeć się tej sprawie. Przede wszystkim skontaktuję się z adwoka-
tami. Może są w porządku, ale chciałbym się z nimi spotkać i wysnuć własne wnioski.
Rozdział XII
Tommy spotyka starego przyjaciela
1
Z przeciwległej strony ulicy Tommy przypatrywał się siedzibie firmy Partingdale,
Harris, Lockeridge i Partingdale.
Kancelaria wyglądała na wybitnie szacowną i staroświecką. Mosiężna tabliczka była
mocno wysłużona, ale porządnie wypolerowana. Tommy przeciął jezdnię i wszedł przez
wahadłowe drzwi, zza których dobiegał monotonny stukot pracujących pełną parą ma-
szyn do pisania.
Skierował się na prawo, do mahoniowego okienka z napisem  Informacja .
W niewielkim pokoju pracowały trzy maszynistki. Dwóch pochylonych nad biurka-
mi urzędników kopiowało pilnie dokumenty.
W pomieszczeniu unosił się lekko stęchły, typowo prawniczy zapaszek.
Od maszyny podniosła się wypłowiała blondynka po trzydziestce z surowym wyra-
zem twarzy i w okularach.
 Czym mogę służyć?  spytała, podchodząc do okienka.
 Chciałbym się widzieć z panem Ecclesem.
Zmarszczka na czole kobiety pogłębiła się jeszcze bardziej.
 Był pan umówiony?
 Niestety nie. Jestem w Londynie przejazdem.
 Niestety pan Eccles jest dziś bardzo zajęty. Może któryś z pozostałych panów&
 Zależy mi właśnie na panu Ecclesie. Korespondowaliśmy już ze sobą.
 Ach, tak? Zechce pan podać nazwisko?
Tommy podał nazwisko i adres. Blondynka wycofała się do swego biurka i podniosła
słuchawkę telefonu. Wymieniwszy ściszonym głosem kilka zdań, wróciła.
103
 Urzędnik wskaże panu poczekalnię. Pan Eccles będzie wolny za jakieś dziesięć mi-
nut.
Tommy ego uroczyście poprowadzono do pokoju z biblioteką pełną starych, opa-
słych kodeksów. Na okrągłym stoliku leżały różne pisma z dziedziny finansów. Czeka- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •