[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uwa\am to za zwyczajne świństwo! Oglądałam rozmaite zabytki w paru krajach i coś
mi się w środku robiło. Najchętniej odkradłabym sama wszystko to, co zostało od
64
nas wywiezione od przedwojennych czasów, niezale\nie od tego, w czyje ręce
wpadło!
- I co? - zainteresował się mą\ nagle. - Próbowałaś?
- Nie było warunków - wyznałam z \alem. - Ale gdyby były, to jak Bóg na niebie,
coś bym chyba rąbnęła! I przywiozła. A ci tutaj, co nam zrobili...?
Do mę\a wreszcie dotarło i zdenerwował się nie mniej ni\ ja. W ocenie
działalności państwa Maciejaków i pana Palanowskiego wykazaliśmy się absolutną
zgodnością poglądów. Na dość długą chwilę pogrą\yliśmy się w rozpatrywaniu ich
poziomu moralnego i szkodliwości społecznej czynu, w który wplątano nas
podstępem.
- Tu nikt nie jest święty - powiedział mą\ ze śmiertelną urazą. - Mnie tam
aureola nad głową nie świeci, ale rozumiesz, dla mnie to jest tak. Mo\na niby
rąbnąć poduszkę takiemu, co ma ich dwadzieścia, szczególnie jak się samemu nie
ma, ale rąbnąć takiemu, co ma tylko jedną, po to, \eby sobie pod tyłek podło\yć,
a on niech trzyma łeb na gołych deskach, to jest zwyczajne zbydlęcenie. Nie będę
w tym brał udziału za \adne pieniądze! Argumentacja nadzwyczajnie przypadła mi
do gustu, rozpogodziłam się nieco i w, dowód aprobaty usma\yłam mu kotlet
schabowy. Szczątki kacyka narzucały się same jako temat do rozwa\ań.
Konfrontacja wydarzeń z uzyskanymi wiadomościami pozwalała nam odkrywać coraz to
nowe tajemnice, w \aden sposób jednak\e nie mogliśmy znalezć sensu w opakowaniu
skarbów. Nale\ało mniemać, \e zostały przystosowane do nielegalnego
przewiezienia przez granicę. Prawdziwe dzieła sztuki ukryto we wnętrznościach
skarbów sztuki ludowej. Jakim cudem mogłyby w tej postaci nie obudzić \ywego
zainteresowania kontroli celnej, nie sposób było odgadnąć. Zamysły organizatorów
przemytu wydawały nam się niepojęte.
- Pojęcia nie masz, jak ja tego nie lubię - oświadczyłam z niesmakiem. -
Dedukować i dedukować! Dobrze pułkownikowi mówić, \e ju\ dosyć wiem i resztę
potrafię sobie dośpiewać! Figę potrafię! Ja lubię wiedzieć na pewno, a nie tylko
się domyślać. Co mi z tego, \e się nawet dobrze domyślam, skoro zawsze mam
wątpliwości!
- Gdzie masz teraz, na przykład? - zaciekawił się mą\.
- Jak to gdzie, wszędzie! Nie jestem pewna, czy oni wiedzieli, \e gliny za nimi
chodzą, czy tylko bali się na wszelki wypadek. Nie mogę zrozumieć, skąd ta
sprzeczność w kwestii paczki, chłop nalega na pośpiech, a oni o tym nic nie
powiedzieli! Przecie\ gdyby nas uprzedzili, \e przyjdzie paczka i ma pole\eć, do
głowy by nam nie przyszło zaglądać do niej! Domyślam się, \e pan Palanowski w
ogóle nie był podejrzewany, kryształowy człowiek, utrzymujący luzną znajomość z
Basieńką, do której czuje prywatną miętę i nic więcej. Dopiero ja go wkopałam.
Domyślam się, \e milicja chce wyłapać ich kontakty i powiązania i zamknąć
wszystkich razem, tak się zawsze robi. I \e ta paczka dla kacyka mo\e
naprowadzić na cenny ślad. Ale tego się tylko domyślam, a diabli wiedzą, mo\e ja
się zle domyślam?
- Moim zdaniem dobrze się domyślasz i dziwię ci się, \e nie masz większych
zmartwień. Ja dopiero teraz widz na co my się nara\amy. Złoto w domu, cholera, i
drogie kamienie! Ja nie wiem, chyba w ogóle nie pójdę spać, tylko będę przy tym
stró\ował. Nie daj Bo\e, co zginie i będzie na nas!
- Nie zginęło do tej pory, to nie zginie i dalej. Mai nadzieję, \e hydraulicy to
jutro zabezpieczą.
- Jutro! - prychnął mą\ z irytacją. - Do jutra Bóg wie co mo\e się zdarzyć!
- śebyś w złą godzinę nie wymówił. W razie gdyby nie wróciła ze spaceru, dzwoń
na milicję i niech zawiadamią pułkownika, on ju\ znajdzie moje zwłoki. A
niezale\nie od tego trzeba porządnie pozamykać okna...
Z serdeczną niechęcią domalowałam sobie szczegóły dekoracyjne na twarzy i
wło\yłam perukę z grzywką. Mo\liwe, \e wielkiej ró\nicy w urodzie mi to nie
robiło, z dwojga złego jednak\e wolałam się nie podobać blondynowi jako ja ni\
jako Basieńka. Przechadzka wyglądała podobnie ja wczoraj, nic go tam siłą nie
trzymało, siedział do póznej nocy i rozmawiał ze mną najzupełniej dobrowolnie...
65
*
Wbrew ponurym przewidywaniom mę\a do jutra nic się nie zdarzyło. Moje zwłoki
wróciły same i nie trzeba ich było szukać, precjoza dla kacyka, nie tknięte,
spoczywały pod stołem w kuchni, nikt nie zło\ył nam podejrzanej wizyty. Cisza
była i spokój.
Trzech hydraulików przyszło w samo południe, przy czym wzruszył mnie widok
kapitana we własnej osobie, dzwigającego pod pachą kolanko od rury
kanalizacyjnej. Wykorzystałam okazję, \eby rozwikłać pewne niejasności. Między
innymi dziwiło mnie, skąd w tej całej aferze wziął się pułkownik, którego
stanowisko słu\bowe wykluczało, według moich wiadomości, jego bezpośrednie
zaanga\owanie w jakiekolwiek sprawy. Kapitan nie robił z tej kwestii tajemnicy.
- Pułkownik interesuje się tym, mo\na powiedzieć, prywatnie - wyjaśnił na moje
pytanie. - Ma szczególną, osobistą awersję do przemytu dzieł sztuki i \yczy
sobie być informowany na bie\ąco. Zdaje się, \e najchętniej prowadziłby to sam,
bo jest wyjątkowo na nich cięty, ale brakuje mu czasu.
Co do wydarzenia z paczką, szczerze wyznał, \e sam tego nie rozumie. Obleciał
dom, obsypał proszkiem na odciski palców wszystkie zabytki z komodą włącznie,
kazał mi to posprzątać, otworzył zamkniętą szufladę sekretarzyka, wspólnie
stwierdziliśmy, \e jest pusta, po czym przystąpił do załatwiania interesów.
- Jak państwo uzgodnili z nimi kwestię ich powrotu? - spytał. - Jest jakaś
umowa? Termin, telefon, spotkanie?
Pytanie zaskoczyło nas niebotycznie. Obydwoje z mę\em zgodnie wytrzeszczyliśmy
na niego oczy, potem zaś spojrzeliśmy na siebie.
- O rany Boga, nie wiem - powiedział mą\, spłoszony. - Przeoczyłem to. Ty jak?
- Identycznie - powiedziałam niepewnie. - W ogól nie było o tym mowy. Miałam
wra\enie, \e się jakoś zgłoszą... Nie, uczciwie mówiąc, nie miałam \adnego wrą
\enią...
Kapitan patrzył na nas wzrokiem pełnym niedowierza nią. Uczynił gest, jakby
chciał popukać się palcem w czoło i powstrzymał się, zapewne przez uprzejmość.
Zimno mi się zrobiło na myśl, \e przez to idiotyczne niedopatrzenie mogę być
skazana na pozostawanie w skórze Basieńki do końca \ycia.
- Wiecie, państwo - powiedział tonem, pełnym nagany - gdybym do tej pory miał
jeszcze jakieś wątpliwości czy przypadkiem nie bierzecie w tym udziału, teraz
bym się ich pozbył ostatecznie... Ile jeszcze?
- Co, ile jeszcze...
- Tej zabawy w Maciejaków. Czasu, ile jeszcze. Pięć dni, tak?
- No pięć. Chyba pięć?... Potem się jakoś przecie\ zgłoszą... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •