[ Pobierz całość w formacie PDF ]

...wyprawy. Uczyć się historii Lassbergu.
- Nie otrzymaliśmy o tym żadnej informacji z pałacu. - Twarz wielkiego
mężczyzny pociemniała jeszcze bardziej.
Nagle z całą mocą uświadomiła sobie głupotę tego wymykania się przez
tylne drzwi bez niczyjej wiedzy. Cóż. polegała na własnym sądzie.
- Nie sądziłam, że trzeba zawiadomić policję - wyjaśniła.
- Dopiero objęłam tę posadę, rozumie pan, i nawet nie wiedziałam, że będę
pracować dla rodziny książęcej, zanim tu nie przyjechałam, więc obawiam
się, że muszę jeszcze dużo się nauczyć - paplała. - Ale następnym razem na
pewno zawiadomię was, zanim opuszczę tereny pałacowe.
- Sekretarka z pałacu zawsze nas zawiadamia, kiedy rodzina książęca
udaje siÄ™ na zaplanowanÄ… wycieczkÄ™.
Annie uśmiechnęła się z taką pewnością siebie, na jaką mogła się zdobyć.
Zdawała sobie sprawę, że policjanci spełniają swój obowiązek i całe to
zamieszanie zostanie wyjaśnione, skoro tylko uwierzą, że ona jest
rzeczywiście tą osobą, za którą się podaje.
- Ach, tak, sekretarka z pałacu. Powinnam była ją powiadomić przed
wyjściem, ale, cóż, nie pomyślałam o tym. - Zwróciła się do policjanta, który
stał przy dziewczynkach. - Jeśli zatelefonujecie do niej, na pewno
potwierdzi, że jestem upoważniona do opiekowania się księżniczkami. - Nie
wątpiła, że Greta stanie po jej stronie.
Policjanci spojrzeli po sobie, jeden powiedział coś o telefonowaniu, a
potem wyjął radiotelefon. Poprosił dyspozytora, żeby zadzwonił do
sekretarki w pałacu po potwierdzenie tożsamości Annie. Kazano mu czekać.
- Naprawdę bardzo mi przykro, że narażam panów na takie kłopoty. -
Annie starała się nie dostrzegać tłumu, który zebrał się wokół nich. -
Następnym razem będę ostrożniej sza.
Policjanci nie odrzekli nic.
- Mam dosyć ochroniarzy. - Besa usiłowała odejść od umundurowanego
policjanta. - Myślałam, że już się im wyśliznęłyśmy!
- Besa, nie wyśliznęłyśmy się im. Nie podsuwaj panom fałszywych
sugestii. - Annie zarumieniła się.
- Czy mamy kłopoty? - spytała pobladła Marta.
- Nie, oczywiście, że nie. Greta, to znaczy pani Entemain, wyjaśni
wszystko, a potem wrócimy do domu.
Odezwał się głos w radiotelefonie. Policjant rozmawiał przez chwilę,
potem wyłączył radiotelefon i schował go do kieszeni.
- Czy teraz możemy iść? - spytała Annie.
- Obawiam się, że nie. - Pokręcił głową.
- Wie pan, nie chcę się z wami kłócić, ponieważ wiem, że staracie się
wykonywać dobrze swoją pracę, ale sądzę, że to niezgodne z prawem.
Prawdopodobnie zaskarżę cały oddział policji za to - omiotła wzrokiem tłum
- publiczne upokorzenie. I za przetrzymywanie mnie wbrew mojej woli.
- Nie może nas pani zaskarżyć, panienko. To nie Ameryka.
- Więc książę Johann zażąda waszych głów - walczyła rozpaczliwie. -
Będzie wściekły, kiedy się dowie, co zrobiliście. I to w obecności jego
dzieci.
Policjant nie zwracał na nią uwagi. Wyjął coś z wewnętrznej kieszeni. Ku
swemu przerażeniu stwierdziła, że to kajdanki.
- Zabierz księżniczki na komisariat - poprosił partnera. - Ktoś z pałacu
przyjedzie tam i je odbierze.
- Proszę chwilę poczekać! - krzyknęła Annie, uświadamiając sobie, że
niczego nie zyskała swoimi grozbami. - Sądziłam, że dzwonił pan do
sekretarki w pałacu, Grety Entemain.
- Rozmawialiśmy z pałacowym urzędnikiem - powiedział wymijająco,
zaciskając zimny metal na jej przegubach. W tłumie gapiów błysnął flesz,
jak gdyby ją sfotografowano. - Pan Kolbort był bardzo poruszony tą sprawą.
- Pan Kolbort? - Annie czuła się tak, jak gdyby ktoś zadał jej ogłuszający
cios.
- Powiedział nam, że księżniczkom absolutnie nie zezwolono opuszczać
terenów pałacu - ciągnął policjant.
Nie wierzyła własnym uszom. Sprawy wymknęły się spod kontroli i nie
mogła nic zdziałać.
- Nie, nie, musiał go pan zle zrozumieć.
- Nie było pomyłki. - Policjant zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. Zaczął
jej recytować, jak się domyśliła, prawa osoby zatrzymanej.
- Co się dzieje? - przerwała.
Zamilkł i przybrał dostojną minę. Najwyrazniej rozkoszował się myślą, że
dla Hansa i całego kraju stanie się bohaterem, który uratował księżniczki.
- Jest pani, panienko, aresztowana za porwanie dzieci monarchy.
ROZDZIAA SZÓSTY
Więzienna cela przypominała pradawny loch, miała ściany z grubych
kamiennych bloków i wąskie, wysoko umieszczone okno, które wpuszczało
nieco mglisto-mlecznego światła. Od korytarza oddzielały ją grube kraty.
Usiąść można było na twardej koi, służącej jako łóżko, jedynym meblu w
pomieszczeniu. Annie zostawiono samÄ… w tej przeznaczonej na tortury
piwnicznej izbie.
Nie martwiła się jednak o siebie, chociaż prawdopodobnie powinna. Jeśli
Leo pozwolił ją aresztować jako porywaczkę, kto wie, na co go jeszcze stać.
Bardziej przejmowała się Besą i Martą. Chodziła po celi tam i z powrotem,
dłonią przesuwając po zimnych kratach i rozmyślając, jak pomóc
dziewczynkom. Znajdowały się na pewno w dobrych rękach, ale chyba
zdezorientowane i wystraszone. Skutki tego odczują długo po tym
krótkotrwałym zatrzymaniu. Przyjemna wycieczka do miasta, którą tak się
cieszyły, zamieniła się w koszmar. Annie miała nadzieję, że nie zechcą z
przerażenia wycofać się do swego pałacowego zamknięcia. Istniała jednak
taka możliwość i dlatego wściekała się na Lea i na siebie. Dlaczego nie
pamiętała o tym, że należą do rodziny panującej? To wprawdzie dzieci, ale
ze specjalną pozycją. Musiały być traktowane inaczej niż zwyczajne
dzieciaki.
Przysiadła na niewygodnej koi i oparła się o ścianę. Po chwili wolała się
położyć, bo twardy materac lepszy był od nierównych kamieni. Zastanawiała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •