Rob McGregor Indiana Jones i taniec olbrzymĂłw

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wgł�bienie zaczynało si� jakieS półtora metra od ko�ca Sciany.
Zszedł z powrotem na dół.
To nie działa.
Mogłam ci to powiedzie� ju� wczeSniej. Deirdre wydawała
si� teraz jeszcze bardziej wzburzona i Indy wcale jej za to nie obwi-
niał. Dziewczyna spojrzała w kierunku wyjScia z jaskini. Mo�e
udałoby si� nam odkopa� drewno, które cieSle wnieSli do groty, i zbu-
dowa� drabin�.
Indy potrz�sn�ł przecz�co głow�.
Zbyt niebezpieczne. Gaz zacz�łby na nas działa�, zanim zdo-
bylibySmy pierwsz� desk�. Mam lepszy pomysł.
Wsadził pochodni� w jeden z uchwytów zamocowanych na Scia-
nie, podniósł pozostałe kołki, po czym zbli�ył si� do Sciany poło�o-
nej przeciwlegle do tej, na której umocował paliki ju� wczeSniej.
Szybko powbijał kołki, mniej wi�cej na tym samym poziomie co po
drugiej stronie. Nast�pnie chwycił szpul� liny i zacz�ł j� rozwija�.
Obwi�zał jeden koniec dookoła najni�szego kołka, po czym podszedł
do przeciwległej Sciany. Miał bardzo du�o liny, wi�c nie ci�ł jej, lecz
podszedł do nast�pnego kołka, owi�zał go sznurem i znowu cofn�ł
si� do Sciany naprzeciwko. Nieprzerwanie chodził tak w t� i z po-
wrotem, dosi�gaj�c coraz wy�szych kołków, a� wreszcie stworzył
paj�cz� sie�, która si�gała pułapu.
Indy, musimy si� Spieszy�. Znowu czuj� gaz. Zapach jest co-
raz intensywniejszy.
Indy znowu skin�ł głow�.
Wiem.
Chwycił z ziemi kilof i wsadził sobie jego uchwyt do ust. Ostro�-
nie wszedł na najni�sz� lin�. Ci�ar sprawił, �e lina rozci�gn�ła si�
niemal do samego podło�a, ale nie p�kła. Podniósł nog�, dosi�gaj�c
drugiego stopnia, potem trzeciego. W pewnym momencie stopa ze-
Slizgn�ła mu si� z liny i Indy zahaczył j� kolanem. Sznur, który trzy-
mał r�k�, rozci�gn�ł si�. Nagle jeden z kołków wyleciał ze Sciany
i Indy spadł na Deirdre, przewracaj�c dziewczyn� na ziemi�.
Ostrze kilofa rozerwało mu koszul�, zadrapało klatk� piersiow�.
Poczuł, jak po brzuchu s�czy mu si� stru�ka krwi. Przekr�cił si� na bok.
Wszystko dobrze? zapytała.
Tak. A co z tob�?
Dobrze, zupełnie dobrze.
Natychmiast znowu zabrał si� do pracy. Odszukał obluzowany
kołek i tym razem wbił go na cał� długoS�. Uczynił podobnie z po-
zostałymi palikami na obydwu Scianach, po czym znowu stan�ł pod
kominem.
Nie stój ju� teraz dokładnie pode mn�.
Deirdre zakaszlała.
Prosz�, poSpiesz si�.
Pomimo jej proSby Indy wcale si� nie Spieszył, ostro�nie wdrapuj�c
si� po paj�czynie ze sznura, a� wreszcie jego głowa dosi�gła komina.
Cholera! Zapomniałem kilofa.
Rzuc� ci go powiedziała Deirdre.
Indy widział ju�, jak gwałtownym ruchem rzuca si� do przodu
po narz�dzie i cała sie� upada na ziemi�. Miał inny plan.
Nie, na razie potrzymaj go tylko.
Wspinał si� coraz wy�ej, odwrócił si� i zdołał przycisn�� łopat-
k� do jednej Sciany komina. Wstrzymał oddech w chwili, gdy wolno
podnosił praw� nog�, i wyci�gn�ł j� w przeciwn� stron�. Je�eli w tym
momencie lina nie wytrzyma i p�knie, czeka go upadek z wysokoSci
pi�ciu metrów na plecy. Jego palce dotkn�ły skały, potem cała stopa.
Szybkim ruchem podniósł drug� nog�. Kurczył i rozkurczał ramio-
na, dopóki jego plecy nie oparły si� prosto o Scian�.
Z uczuciem ulgi i wzrastaj�c� wiar� dotkn�ł swojego bicza, któ-
ry wci�� miał zamocowany na biodrze, i wyci�gn�ł go.
Przywi�� do tego kilof powiedział, rozwijaj�c bicz.
W tym czasie dotarł do szczytu wlotu i wyczuł, �e otwór jest
zakryty trzema głazami wielkoSci piłki do koszykówki. Kurz, gro-
madz�cy si� przez lata, wypełnił przestrzenie pomi�dzy głazami. To
wcale nie b�dzie łatwe, pomySlał. Wci�gn�ł kilof, z powrotem przy-
czepił bicz do paska, po czym zacz�ł wali� w jeden z głazów. Pozy-
cja, w jakiej si� znajdował, pozwalała mu na bardzo niewielki ruch
r�k�. Grudy błota i odłamków padały mu na pierS i na twarz; kurz
sprawił, �e zacz�ły łzawi� oczy.
Po kilkudziesi�ciu uderzeniach przerwał. Głazy wci�� mocno
tkwiły na swoim miejscu. Je�eli nawet uda mu si� poluzowa� jeden
z nich, prawdopodobnie upadnie on prosto na niego, zmiataj�c go
z pozycji, na jakiej si� z trudem znalazł.
Ogarn�ła go rozpacz, gdy nagle ze szczeliny pomi�dzy dwoma
głazami odpadła bryła błota i przez otwór przedostał si� promie�
Swiatła. To Swiatło obudziło w nim nadziej�. Indy ponownie przy-
st�pił do ataku. Gdy w ko�cu przerwał, by złapa� oddech, był całko-
wicie pokryty brudem, ale nie posun�ł si� daleko w swej pracy.
Indy, mam! zawołała z dołu Deirdre.
Co?
Czy mo�esz wbi� jeszcze kilka kołków tam, wewn�trz komina?
Chyba tak. Po co?
Je�eli umieScisz je pod biodrami, da ci to oparcie. Wtedy uda
ci si� mo�e wypchn�� głazy nogami.
Indy pomySlał o kilku rzeczach, które mogły sprawi�, �e ta me-
toda nie zda egzaminu. Co b�dzie, jeSli kołki nie wytrzymaj� albo
pozycja, w której b�dzie pracował, nie da jego ciału takiej siły, ja-
kiej b�dzie potrzebował?
Analiza zaj�łaby zbyt du�o czasu. Ale nie miał teraz innego wyjScia.
Mo�e zadziała przyznał.
Ponownie rozwin�ł bicz i Deirdre przywi�zała do niego kilka
kołków i drewniany młotek. Niewygodnie było wbija� kołki w t� sam�
Scian�, o któr� opierały si� jego plecy. Nie widział wcale tego, co
robi, i wiele razy uderzył si� w palce. W ko�cu jednak obydwa kołki
tkwiły w odpowiednich miejscach. Sprawdził ich wytrzymałoS�,
chwytaj�c kołki i spuszczaj�c nogi w dół.
Gdy był ju� pewien, �e nie wypadn�, zacz�ł przesuwa� nogi po
przeciwległej Scianie, a� wreszcie stopy osi�gn�ły szczyt wlotu, a cia-
ło Indy ego zwin�ło si� w kł�bek. Przyci�gn�ł kolana do klatki pier-
siowej. Teraz był ju� gotowy. Zaatakował jeden z głazów, uderzaj�c
go obcasami i podeszwami swoich długich butów. Kamie� uparcie
tkwił w tym samym miejscu. Walił w głaz jednostajnym potokiem
uderze�. Leciały na niego grudy błota. Wargi miał suche i zapiasz-
czone; oczy mu łzawiły.
Głaz ani drgn�ł.
Indy przerwał, �eby złapa� oddech.
Deirdre?
�adnej odpowiedzi.
SpuScił nogi i spojrzał w dół. Nie mógł jej dostrzec.
Deirdre! tym razem krzykn�ł.
Profesorze Jones? Gdzie pan jest?
Rozejrzał si� zdezorientowany. Był to głos jakiegoS m�czyzny,
nie Deirdre. Głos był przytłumiony i Indy nie potrafił oceni�, sk�d
dochodził. Po chwili usłyszał go znowu.
Spojrzał w gór�.
Jestem tutaj!
Gdzie?
Wyci�gn�ł zza paska kilof i uderzył nim w głazy.
Carl, znalazłem ich!
Bo�e, cieSle.
Jestem dokładnie tutaj! krzykn�ł znowu.
Nagle zacz�ło sypa� si� na niego wi�cej błota. Jeden z głazów
poruszył si�. Indy pchn�ł go nogami i poczuł, �e kamie� ust�puje,
wytaczaj�c si� z otworu. Do wn�trza wlało si� oSlepiaj�ce Swiatło.
Ponownie spuScił nogi w dół jaskini i popatrzył w ciemnoS�. Teraz
niczego nie mógł tam dostrzec.
Deirdre, słyszysz mnie?
Obni�ył si� tak, �e zwisał, trzymaj�c si� dwóch kołków, ramiona
rozci�gn�ł na cał� długoS�. Zapach gazu był teraz silniejszy. Znowu
silnie rozbolała go głowa; czuł, �e Swiat wiruje wokół niego. Nagle
dostrzegł j� na ziemi. Nad jego głow� do wn�trza wpadło Swie�e
powietrze. Podci�gn�ł si� do góry, wzi�ł gł�boki wdech, wstrzymał
go, po czym znowu rozci�gn�ł ramiona. Przez moment wisiał w po-
wietrzu, jakieS dwa metry nad ziemi�, po czym skoczył. Teraz nie
widział ju� wcale siatki i praw� stop� zaczepił si� o jedn� z ni�szych
lin. Run�ł na bok.
Skrzywił si� z bólu, zakl�ł, po czym podczołgał si� ku Deirdre. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

download; pobieranie; do ÂściÂągnięcia; ebook; pdf

Wątki