[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Obrzuciła go chłodnym wzrokiem.
- Czy\by?
- Zyskujesz prasę o krajowym zasięgu.
- Ja nie biorę spraw po to, \eby pózniej zbierać wycinki z gazety. - Głos jej był równie zimny jak
spojrzenie.
- Je\eli zamierzasz zostać w tym fachu, musisz mieć grubszą skórę.
- Dziękuję, skórę mam w porządku.
- Zauwa\yłem. - Oparł się niedbale o ścianę. - Myślę, \e ka\dy kto cię zna, zdaje sobie sprawę z
tego, \e prasa to produkt uboczny, a nie cel. Ty podnosisz kwestię, \e nie wolno się nad nikim znęcać,
bez względu na to, kim lub czym jest ta osoba. Mam nadzieję, \e wygrasz.
Tak dokładnie zrozumiał, o co jej chodzi! A ona nie potrafiła powiedzieć, czemu ją to rozzłościło.
- Wygram - oświadczyła, po czym wysiadła z windy do wyło\onego marmurem holu.
- Podoba mi się twoje uczesanie - rzucił Gage, zadowolony, \e udało mu się zbić ją z tropu. - Wy-
glądasz bardzo ładnie i bardzo profesjonalnie. Ile spinek powinienem wyjąć z twoich włosów, \eby je
rozpuścić?
- Nie sądzę, \eby to było...
- Istotne? - podpowiedział jej. - Dla mnie to bardzo istotne. Jak wszystko, co ciebie dotyczy, bo nie
mogę przestać o tobie myśleć.
Deborah nadal szła szybkim krokiem. To takie typowe dla niego, myślała. Mówić takie rzeczy
kobiecie w holu pełnym ludzi, sprawiając zarazem, \e czuła się, jakby byli sami.
- Musiałeś mieć jednak równie\ inne zajęcia. Widziałam dziś twoje zdjęcie w porannej gazecie, z
blondynką uwieszoną u ramienia. Na obiedzie wydanym przez Tarringtona. - Widząc, \e Gage nie
przestaje się uśmiechać, rzuciła przez zęby: - Mówiąc językiem gazet, szybko zmieniasz sympatie
polityczne.
- Mówiąc językiem gazet, nie mam \adnych sympatii politycznych. Chciałem po prostu usłyszeć,
co ma do powiedzenia opozycja Fieldsa. I powiem ci, \e byłem pod wra\eniem.
Przypomniała sobie podchmieloną blondynkę w obcisłej czarnej sukience.
- Chętnie w to wierzę.
30
Tym razem to on się uśmiechnął.
- Przykro mi, \e cię tam nie było.
- Ju\ ci mówiłam, \e nie lubię być częścią stada. - Przy szerokich szklanych drzwiach przystanęła,
by zebrać siły. - Skoro ju\ mowa o stadach... - Z uniesioną dumnie głową wkroczyła w tłum repor-
terów, czekających na schodach przed budynkiem sądu.
Strzelali w nią pytaniami. A ona w nich odpowiedziami. I choć była zła na Gage'a, na widok jego
czarnej limuzyny ze zwalistym kierowcą poczuła ulgę.
- Panie Guthrie, co pana interesuje w tej sprawie?
- Lubię oglądać sprawiedliwość w akcji.
- Powiedz raczej, \e lubisz oglądać piękną panią prokurator w akcji. - Wisner przepchnął się przez
tłum i podetknął Gage'owi pod nos mikrofon. - No, Guthrie, co jest między tobą a naszą kochaną Deb?
Słysząc cichy pomruk Deborah, Gage chwycił ją ostrzegawczo za ramię i odwrócił się do reportera.
- Znam cię, prawda?
Twarz Wisnera wykrzywił szyderczy grymas.
- Jasne. Często na siebie wpadaliśmy w dawnych złych czasach, kiedy pracowałeś dla miasta,
zamiast je posiadać.
- Tak. Wisner. - Zlustrował go szybkim, lekcewa\ącym spojrzeniem. - Mo\e mam kiepską pamięć,
ale nie przypominam sobie, \ebyś wtedy był takim durniem jak teraz - rzucił, po czym wepchnął
chichoczącą Deborah do limuzyny.
- Dobra robota - stwierdziła.
- Będę musiał rozwa\yć kupno  The Word tylko po to, by móc go z radością wyrzucić.
- Przyznam się, \e podziwiam twój sposób myślenia. - Deborah zsunęła z westchnieniem buty i
zamknęła oczy. Pomyślała, \e mogłaby się przyzwyczaić do podró\owania w ten sposób. Wygodne
szerokie siedzenia i muzyka Mozarta, płynąca cicho z głośników. Szkoda, \e to nierealne. - Strasznie
mnie bolą nogi. Będę musiała kupić sobie krokomierz, \eby sprawdzić, ile kilometrów pokonuję
podczas przeciętnego dnia w sądzie.
- Pojedziesz do mnie, je\eli ci obiecam masa\ stóp?
Otworzyła jedno oko i pomyślała, \e pewnie jest w tym dobry. W masowaniu kobiecych stóp - albo
czegokolwiek, co akurat boli.
- Nie. - Znowu zamknęła oko. - Muszę wracać do biura. Poza tym jest z pewnością mnóstwo
innych stóp, które mo\esz masować.
Gage otworzył na moment szybę, by powiedzieć Frankowi, dokąd ma jechać.
- Czy to cię gnębi? Te inne... stopy w moim \yciu?
Nienawidziła myśli, \e tak właśnie jest.
- To ju\ twoja sprawa.
- Ale ja lubię wszystko, co jest twoje - stopy, nogi, twoją twarz. I całą resztę pomiędzy.
Zignorowała albo raczej starała się zignorować lekki dreszczyk podniecenia - widomą reakcję na
jego słowa.
- Zawsze próbujesz uwodzić kobiety na tylnym siedzeniu limuzyny?
- A wolałabyś gdzie indziej?
Otworzyła oczy. Pewne sprawy lepiej załatwić od razu.
- Gage, du\o myślałam o tej sytuacji.
- Sytuacji? - powtórzył z czarującym uśmiechem.
- Tak. - Wolała nie nazywać tego związkiem. - Nie zamierzam udawać, \e mi się nie podobasz.
Albo \e nie pochlebia mi to, \e o mnie zabiegasz. Ale...
- Ale? - Podniósł do ust jej dłoń i musnął wargami przegub. Skóra w tym miejscu miała świe\y
zapach deszczu.
- Nie. - Zająknęła się, gdy odwrócił jej rękę, by zło\yć leniwy, gorący pocałunek we wnętrzu dłoni.
- Nie rób tego.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taka chłodna i zasadnicza, Deborah. Jestem szaleńczo ciekawy, jak
szybko potrafię cię rozpalić. - Dotknął wargami jej nadgarstka i poczuł szybkie uderzenia pulsu. - Co
mówiłaś?
Czy to mo\e być prawda? Która kobieta byłaby w stanie myśleć racjonalnie, kiedy on na nią
patrzy? Albo kiedy jej dotyka? Deborah cofnęła szybko rękę i powiedziała sobie, \e na tym właśnie
polega jej problem.
- Nie chcę brnąć dalej w tę... sytuację z kilku istotnych powodów.
- Uhm - mruknął i zaczął się bawić perłą w jej uchu.
31
Odepchnęła jego rękę.
- Mówię serio. Wiem, \e przywykłeś brać i rzucać kobiety jak \etony w kasynie, ale mnie to nie
interesuje. Graj sobie z kimś innym.
- To ciekawa metafora - przyznał. - Czasami jednak wolę zatrzymać wygraną, ni\ dalej obstawiać.
Odwróciła się, rozgniewana.
- Wyjaśnijmy sobie jedno. Ja nie jestem wygraną tego tygodnia. I nie mam najmniejszego zamiaru
być środową brunetką po wtorkowej blondynce.
- Czyli znowu wracamy do tych stóp.
- Mo\esz to uznać za \art, ale ja - zarówno na płaszczyznie osobistej, jak i zawodowej - podchodzę
do \ycia bardzo powa\nie.
- Mo\e zbyt powa\nie.
śachnęła się.
- To moja sprawa. Rzecz w tym, \e nie zamierzam zostać jednym z twoich podbojów. Nie mam
ochoty zadawać się z tobą w \aden sposób, w \adnej formie i na \adnym poziomie. - Spojrzała przez
okno i gdy limuzyna podjechała do krawę\nika, rzuciła: - Tutaj jest mój przystanek.
Zaskakując i siebie, i ją, odwrócił się nagle i pociągnął ją tak, \e wylądowała mu na kolanach.
- Ju\ ja dopilnuję, \ebyś się tak uwikłała, \e się nigdy nie wypłaczesz - powiedział Gage i
zawładnął ustami Deborah.
Nie walczyła. Nie wahała się. Ostygły emocje, jakie prze\ywała w trakcie jazdy - pozostało jedynie
po\ądanie. Nieodparte. Naglące. Porywające. Zanurzyła palce w jego włosy, a jej usta zaczęły
gwałtownie i łapczywie poruszać się pod jego ustami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •