[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jęknęła.
- Tak - potwierdził ponuro i popatrzył na zaparkowanego obok coopera mini Joey z
identyczną rysą.
Oboje dobrze wiedzieli, kto to zrobił.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
- Wypij do dna, Joey - zachęcił Gideon, podając jej jedną z dwóch szklaneczek
brandy, które przed chwilą napełnił. - Kiedy wypijesz wszystko, poczujesz się lepiej -
dodał, gdy upiła tylko mały łyk
Minęła godzina z okładem, odkąd wyszli z siłowni i odkryli rysy na swoich samo-
chodach. W tym czasie na parkingu zjawili się ci sami dwaj policjanci, z którymi wcze-
śniej rozmawiali. Ocenili uszkodzenia i wydali profesjonalną opinię o tym drugim akcie
wandalizmu. Wyrazili ubolewanie, że nie udało się jeszcze odnalezć i przesłuchać Ri-
charda Newmana. To dowodziło, że uważają go za sprawcę.
Kiedy odjechali, Gideon spostrzegł, że Joey straciła swą zwykłą rezolutność i pew-
ność siebie. Była blada i drżała na całym ciele. O jej zdenerwowaniu świadczyło to, że
nie sprzeciwiła się, gdy zaproponował, aby chwilowo zostawili jej auto na tym parkingu,
a on zawiezie ich oboje do swojego mieszkania. Pomimo wcześniejszej niechęci Gideona
do tego pomysłu, w obecnych okolicznościach wydawało mu się to najrozsądniejszym
rozwiązaniem. W jego apartamentowcu, w przeciwieństwie do kamienicy Joey, na dole
czuwał portier i znajdowały się kamery systemu bezpieczeństwa. Poza tym nie był pe-
wien, czy ona ma u siebie brandy, która niewątpliwie się im przyda.
Czerwień włosów Joey wniosła jedyny żywy kolor w spartańsko urządzony salon
Gideona. Umeblowanie tworzyły stolik do kawy ze szkła i chromu, sofa i dwa fotele z
czarnej skóry, czarno-białe reprodukcje w chromowych ramkach wiszące na białych
ścianach, stojąca lampa z chromu i onyksu i pasujący do niej żyrandol.
Mieszkania jego i Joey różniły się od siebie jak księżyc od słońca. Jej miało ciepłą,
domową atmosferę, natomiast jego było w istocie tylko przechowalnią ubrań i miejscem
do spania.
Joey potrząsnęła głową.
- Nie rozumiem, dlaczego Newman, jeśli to on jest sprawcą, a tak sądzę, czekał aż
do teraz z odwetem. Minęły już ponad dwa miesiące, odkąd oczyściliśmy, to znaczy,
głównie ty, Stephanie z wszelkich podejrzeń o przyczynienie się do rozpadu małżeństwa
Newmanów.
R
L
T
- Też tego nie pojmowałem, dopóki wczoraj nie dowiedziałem się, że ich rozwód
odbył się w ubiegły piątek. Rosalinda Newman uzyskała wszystko, czego się domagała,
łącznie z przyznaniem opieki nad dziećmi. Niewątpliwie powodowała nią wściekłość na
męża.
- Uważam, że miała do tego pełne prawo, podobnie jak każda wzgardzona i zdra-
dzona kobieta.
- Zgadzam się. - Gideon zaczął spacerować po pokoju. - Na nieszczęście dla siebie
Richard Newman w tym samym czasie został wyrzucony z pracy i nie mógł znalezć in-
nej.
- Chyba nie oczekujesz, że będę mu współczuć - parsknęła Joey. Gdyby nie inter-
wencja Gideona, życie osobiste i zawodowe Stephanie zostałoby zrujnowane wskutek
fałszywych oskarżeń rzuconych przez Newmana. - Moim zdaniem zasłużył na to, by go
powiesić, a trupa włóczyć końmi i poćwiartować!
- Będę musiał uważać, żeby niczym ci się nie narazić - mruknął Gideon.
- Już za pózno! - odrzekła z uśmiechem.
Mimo woli odwzajemnił jej uśmiech.
- Jeśli chcesz zjeść kolację, chyba będziemy musieli coś zamówić. Rzadko jadam
w domu - wyjaśnił. - Dlatego w lodówce mam tylko chleb, trochę masła, mleczko do
herbaty i kawy i może kilka jajek. Aha, i jeszcze paczkowanego wędzonego łososia -
przypomniał sobie. - Matka przywiozła mi go w zeszłym tygodniu ze Szkocji.
- Miło być tak bogatym, że można co wieczór jadać na mieście - stwierdziła z lek-
kim rozbawieniem.
W istocie bywało to czasem nużące. Dopóki Joey nie wtargnęła przed tygodniem w
jego życie, Gideon nie zauważał sterylnego chłodu apartamentu ani tego, że zazwyczaj
jada samotnie w restauracjach. Kiedy jednak teraz ujrzał swoje mieszkanie jej oczami:
bezosobowe, pozbawione jakichkolwiek osobistych przedmiotów, uświadomił sobie, że
przypomina ono raczej hotel niż prawdziwy dom.
- Nie przyszło ci do głowy, że ja też nie umiem gotować? - burknął.
- Chyba się przesłyszałam! Niezrównany Gideon St Claire przyznaje, że czegoś nie
potrafi? - zakpiła.
R
L
T
- Bez względu na to, co o mnie myślisz, zapewniam cię, że nie potrafię robić wielu
rzeczy.
Przyjrzała mu się badawczo. Z jego pochmurnej miny poznała, że chociaż ją tu za-
prosił, czuje się skrępowany tym, że dzięki temu zyskała wgląd w jego prywatne życie.
- Lepiej mi, więc chyba już pójdę - oznajmiła.
Skrzywił się ponuro.
- Dokąd?
- Do siebie, oczywiście.
- To kiepski pomysł.
Zamrugała.
- Słucham?
- Zapewne zauważyłaś portiera na dole i kamery systemu bezpieczeństwa. Uwa-
żam, że dopóki sytuacja z Newmanem się nie wyjaśni, powinnaś zostać u mnie.
- Wykluczone! - Zerwała się na równe nogi i gwałtownie potrząsnęła głową. - Wy-
starczy, że musiałam przez cały dzień znosić twoje towarzystwo!
- Jest też druga strona medalu: ja przez cały dzień musiałem znosić twoje towarzy-
stwo - zripostował.
Oblała się rumieńcem.
- To była twoja decyzja, nie moja.
- Jestem za ciebie odpowiedzialny - oświadczył chłodno.
- Tak, ze względu na Stephanie - przyznała posępnie. - Wybacz Gideon, ale nie ma
mowy, żebym... Posłuchaj, pomimo tego, co zaszło między nami dziś rano, nie wprowa-
dzę się do ciebie.
Wzdrygnął się, jakby zobaczył jadowitego węża.
- To ostatnia rzecz, jaka przyszłaby mi do głowy.
Niewątpliwie, sądząc z jego przerażonej miny!
- To co miałeś na myśli? - spytała wyzywająco. - %7łe spędzę z tobą noc w łóżku?
Nie wiem, co sobie o mnie myślisz, ale z pewnością nie jestem łatwa.
- Och, wcale w to nie wątpię - mruknął. - Posłuchaj, nie chodziło mi o to, żebyśmy
dzielili łoże. Możesz zająć sypialnię, a ja prześpię się tutaj na sofie.
R
L
T
Przy jego ponad stu dziewięćdziesięciu centymetrach wzrostu nie byłoby mu zbyt
wygodnie na krótkiej kanapie, ale czy doczekał się od Joey choćby odrobiny wdzięczno-
ści za to, że godził się, by dezorganizowała mu życie? Nie, okazywała jedynie podejrzli-
wość i nieufność.
- Nie zostanę u ciebie - rzekła z uporem.
Westchnął zirytowany.
- A zatem muszę wrócić z tobą do twojego mieszkania.
- Nie zamierzam zaprosić cię do siebie na noc! - oświadczyła stanowczo.
- A jeśli Newman nie zadowoli się uszkodzeniem naszych samochodów?
- Sądzisz, że mógłby zaatakować któreś z nas? - spytała z niepokojem.
Gideon zacisnął usta.
- To możliwe.
Joey zbladła i przebiegł ją zimny dreszcz. Gideon zobaczył w jej oczach lęk i poża-
łował swojej szczerości.
- Nie zamierzałem cię przestraszyć - powiedział.
- A jednak ci się udało.
Z zakłopotaniem przeczesał palcami włosy
- Nie wpadajmy w panikę. Może dobrze nam zrobi, jeśli coś zjemy. Jeżeli nie masz
ochoty na danie na wynos, możemy usmażyć jajecznicę z łososiem i przyrządzić grzanki.
- Pamiętasz, że oboje nie potrafimy gotować?
- Jeśli zdołasz włożyć pokrojony chleb do tostera, to myślę, że poradzę sobie z
usmażeniem jajecznicy i otwarciem paczki wędzonego łososia - rzekł sucho.
Na studiach żywił się jajkami, kiedy stypendium nie wystarczało do końca miesią-
ca. Obecnie wolał jednak bardziej wyszukane potrawy.
- Może najpierw się przebierz - poradziła, bo nadal miał na sobie ciemne spodnie
od garnituru i białą koszulę.
- W co? Nie mam nawet dżinsów.
- Dlaczego, u licha?
Wzruszył ramionami.
- Po prostu nie są w moim stylu.
R
L
T
W zielonych oczach Joey zamigotało rozbawienie.
- W takim razie prowadz do kuchni, wodzu.
Gideona ucieszyło, że wrócił jej dobry humor - oczywiście, jak zwykle, jego kosz-
tem. Kiedy znalezli się w kuchni, uświadomił sobie, że z czarnym, cytrynowym i chro- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •