[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dÅ‚oÅ„ w pożegnalnym geÅ›cie i pÄ™dem zbiegÅ‚ po scho­
dach. Nina pierwszy raz widziała, żeby ruszał się tak
szybko. Było to jednak zrozumiałe, chodziło przecież
o jego syna. Cieszyła się, że przy wszystkich swoich
kłopotach chłopiec ma przynajmniej bystry umysł
i kochajÄ…cego ojca.
70 " MARZENIA SI SPEANIAJ
Wróciła pamięcią do czasów, gdy sama miała cztery
lata. Była zupełnie zdrowa, wzrok i słuch miała dobry,
a umysÅ‚ może nawet zbyt bystry. Już wtedy zastanawia­
ła się, dlaczego nie ma ojca. Już wtedy wiedziała, że coś
jest nie w porzÄ…dku, gdy pózno w nocy sÅ‚yszy do­
chodzące z pokoju matki podniesione głosy. Już wtedy
wiedziała, że siniaki na twarzy, rękach i nogach jej matki
nie sÄ… czymÅ› normalnym.
Westchnęła. W tamtych czasach nieÅ›wiadomość by­
Å‚aby bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwem, ale co byÅ‚o, minęło. Przezwy­
ciężyÅ‚a wszystkie strachy swych dziecinnych lat i wy­
marzone bezpieczeństwo znajdowało się już blisko.
Tak, czasami żałowała, że było tak, jak było. Czasami
żałowała, że nie ma do kogo śpieszyć do domu, tak jak
John Sawyer pędził do syna. Ale nie można mieć
wszystkiego. Wystarczy jej obiecujÄ…ca kariera zawo­
dowa, dobra opinia i szacunek ludzi. Musi wystarczyć.
O ósmej wieczorem, gdy skończyła rozpakowywać
ostatnie pudło, marzyła jedynie o długiej, gorącej
kąpieli. Rozebrała się, puściła wodę do wanny i wróciła
do pokoju po szlafrok, gdy zadzwoniÅ‚ telefon. Pod­
niosła słuchawkę.
- Halo?
- Nina?
Głos był męski i choć nigdy przedtem nie słyszała go
przez telefon, od razu wiedziała, do kogo należy.
- Cześć - powiedziała ostrożnie.
- Mówi John.
- Wiem.
Zapadło milczenie.
- Ja... hm... chciałem tylko przeprosić, że tak nagle
uciekłem. Zorientowałem się, że już pózno i muszę
zabrać J.J. do domu.
MARZENIA SI SPEANIAJ » 71
- Zdążyłeś na czas?
- Prawie.
- Prawie?
- Czekali na mnie przy samochodzie.
- DÅ‚ugo?
- Trzy czy cztery minuty. Zwykle jestem punktual­
ny, więc zaczynali się niepokoić.
- A jak tam J.J.?
- W porzÄ…dku.
- Dobrze się bawił?
- Chyba tak. Czasami trudno wyczuć, czy dobrze
się bawił czy raczej jest zadowolony z powrotu do
domu. Jedno jest pewne: nie był głodny. Na koszulce
miał musztardę, sok owocowy i czekoladę.
- Ojej. - PomyÅ›laÅ‚a, jak trudno musi być samo­
tnym rodzicom. - Czy sam to musisz prać?
- Sam.
- Ojej.
- Och, wiesz, biorąc pod uwagę, co musiałem prać
w ciÄ…gu ostatnich czterech lat, to resztki czekolady sÄ…
czystą przyjemnością.
- To znaczy, że zmieniałeś mu pieluszki?
- I owszem.
- Jaki dobry ojciec z ciebie. I mąż. Twoja żona
musiała to doceniać. - Te słowa wymknęły się Ninie
niechcący. Wstrzymała oddech.
- WÅ‚aÅ›ciwie tego wÅ‚aÅ›nie siÄ™ spodziewaÅ‚a - powie­
dział po krótkim milczeniu. - Taka była umowa. To ja
chciałem mieć dziecko. Zgodziła się je urodzić pod
warunkiem, że potem ja się nim zajmę.
- To okropne! - wykrzyknęła Nina bez namysÅ‚u i za­
raz tego pożaÅ‚owaÅ‚a. JeÅ›li John kochaÅ‚ swojÄ… żonÄ™, na pew­
no nie życzył sobie, aby ją krytykowano. - To znaczy...
no, ludzie robią, co im odpowiada. Czy jej tak było lepiej?
72 " MARZENIA SI SPEANIAJ
- Nie bardzo. Tak jak chciała, wróciła od razu do
pracy, ale czuła się winna i to jej działało na nerwy.
- Och.
- No wÅ‚aÅ›nie. - ZamilkÅ‚. - Tak... - Znów za­
milkł. - No, w każdym razie przywykłem całkowicie
opiekować się J.J. Nawet to lubię. Mam poczucie
samowystarczalności.
- Umiesz gotować? - spytała.
- Nic wymyślnego, ale jemu to nie przeszkadza.
Uwielbia kanapki z sałatą i pomidorem albo z masłem
orzechowym. Ty zapewne gotujesz wymyÅ›lniejsze po­
trawy.
- Niespecjalnie. - Przypomniała sobie rozmowę
przy książkach kucharskich w ksiÄ™garni Johna i po­
czuła się głupio. - Nie robię niczego szczególnego.
- Ha, pamiętaj, że to ja rozpakowywałem dziś
twoje kuchenne rzeczy. Widziałem i chińską patelnię,
i kamionkowe naczynie do zapiekanek, i garnek do
fondue.
- To tylko zabawki. Właściwie tylko chińskiej
patelni używam dość często, gdy się śpieszę, a nie mam
ochoty na obiad z zamrażalnika. ChiÅ„szczyzna caÅ‚­
kiem dobrze mi wychodzi. Jeśli będziesz miał ochotę,
mogÄ™ ciÄ™ kiedyÅ› zaprosić. - Po raz trzeci w tej roz­
mowie wymknęło jej się coś, czego wcale nie chciała
powiedzieć. Sam pomysł zapraszania na kolację Johna
Sawyera, z którym nie miała nic wspólnego poza pracą
i upodobaniem do książek, był idiotyczny.
- Taaa... Może kiedyÅ›. - Też nie wydawaÅ‚ siÄ™ trys­
kać entuzjazmem. - A jak tam rozpakowywanie?
Skończyłaś?
Odetchnęła z ulgą.
- Tak. Czuję to w kościach.
- Obolała?
MARZENIA SI SPEANIAJ " 73
- Jeszcze jak. Właśnie miałam zamiar iść do... o,
cholera jasna! Poczekaj chwilę, zapomniałam o wannie!
- RzuciÅ‚a siÄ™ do Å‚azienki. ParujÄ…ca woda wÅ‚aÅ›nie zaczy­
nała przelewać się na podłogę. Nina zakręciła kurki,
wyciÄ…gnęła zatyczkÄ™ i rzuciÅ‚a na podÅ‚ogÄ™ Å›wieże, dopie­
ro co wyjęte ręczniki. - Co się z tobą dzieje, kobieto?
- mruczała pod nosem, wycierając podłogę. W końcu
cisnęła mokre ręczniki do umywalki, zatkała odpływ, by
mieć jeszcze wodę na kąpiel i wróciła do pokoju.
- Na szczęście sytuacja opanowana - powiedziała
bez wstępów do słuchawki. - Wyobrażasz sobie, co by
byÅ‚o, gdybym od razu pierwszej nocy zalaÅ‚a miesz­
kanie moich gospodarzy?
- Wszystko wytarłaś?
- Z grubsza. - Westchnęła. - Lepiej tam wrócę
i skończę. Dzięki za telefon, John. I jeszcze raz dzięki
za pomoc.
ChwilÄ™ pózniej, leżąc w wannie i pozwalajÄ…c od­
począć zmęczonemu ciału, Nina zdała sobie sprawę, że
naprawdę miło spędziła czas z Johnem. Był po prostu
miłym człowiekiem. I seksownym. Zupełnie do niej nie
pasował i nie było sensu myśleć o czymś więcej, ale
z przyjemnością przebywała w jego towarzystwie.
To właśnie powiedziała Lee, gdy ta spytała, co to za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •