[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pod koniec dnia, rozdzwonią! Ach, nie ma to jak posiać ziarno zwątpienia, wywołać trochę
podejrzliwości, nieufności, sprowokować waśnie wśród lojalnych sprzymierzeńców....
Całkiem udana noc, panowie, całkiem udana. Myślę, że zasłużyliśmy na szklaneczkę czegoś
mocniejszego przed wizytą u Carlosa.
Sterówkę oświetlało tylko mdłe światło okrętowego kompasu i trochę trwało nim
Petersen i jego towarzysze przyzwyczaili oczy do mroku. Carlos stanął za sterem: wskutek
dyskretnej interwencji Petersena sternik dostał na razie wolne.
Petersen zakaszlał - tu także był dyskretny - i zwrócił się do Carlosa:
- Jestem zdumiony - by nie powiedzieć mocno zmartwiony - faktem, że uczciwy
żeglarz jak ty związał się z takimi kanaliami jak generał Granelli i major Cipriano.
Carlos, z rękami na sterze, patrzył wprost przed siebie, a kiedy się odezwał, miał
nadspodziewanie spokojny głos.
- Nigdy nie spotkałem żadnego z nich i po dzisiejszej nocy dołożę starań, żeby ich
nigdy nie spotkać. Rozkazy rozkazami, ale już nigdy nie zabiorę na pokład morderców od
Granelliego. Mogą mnie straszyć sądem polowym, niech straszą. Rozumiem, że Alessandro
zaczął mówić, tak?
- Ano zaczął.
- %7łyje? - Z tonu głosu Carlosa można było wnosić, że właściwie nic go to nie
obchodzi.
- %7łyje i niezle się miewa. Bez tortur, zgodnie z umową. Zwykła psychologia.
- Nie mówiłbyś chyba w ten sposób, gdyby to było kłamstwo. Porozmawiam z nim.
Kiedyś. - Jakoś mu się do tego nie śpieszyło.
- Tak... Cóż, obawiam się, Carlos, że po to, by z nim pogadać, będziesz musiał opuścić
się do ich bulaja na bosmańskim stołku. Drzwi są zamknięte.
- Co daje się zamknąć, da się też otworzyć.
- Nie bardzo. Wybacz, że postąpiliśmy tak z włoskim kutrem wojennym, ale
sądziliśmy, że roztropnie będzie zespawać drzwi kajuty ze ścianą.
- Ach tak... - Dopiero teraz Carlos spojrzał na Petersena i jeśli na jego twarzy w ogóle
coś się odmalowało, to najwyżej uprzejme zainteresowanie. - Zespawaliście drzwi?
Oryginalne.
- Wątpię, czy znajdziesz w Ploce palnik acetylenowy.
- Wątpię.
- Chyba będziesz musiał płynąć aż do Ancony, żeby ich stamtąd wydostać. Należy
mieć tylko nadzieję, że nie oberwiecie po drodze. Byłoby straszne, gdyby Alessandro i jego
przyjaciele znalezli grób na dnie morza.
- Rzeczywiście, straszne.
- Jeszcze jedno, Carlos. Już nie masz na pokładzie palnika acetylenowego, chociaż go
niedawno miałeś. Teraz leży gdzieś na dnie Adriatyku. Petersen nie widział błysku zębów, ale
mógłby przysiąc, że Carlos się uśmiechnął.
ROZDZIAA IV
Ponieważ morze było cały czas wzburzone - a uspokoiło się tylko trochę, gdy wpłynęli
na tak zwane spokojne wody kanału Neretvy między wyspą Peljesac i lądem Jugosławii -
siedmioro pasażerów, którzy teoretycznie mogli zasiąść do śniadania dużo wcześniej, usiadło
do stołu dopiero wtedy, gdy Colombo przycumował do nabrzeża. Zwitało, gdy wpływali do
portu, którego najodważniejszy autor folderów reklamowych nie nazwałby klejnotem
Adriatyku. Jak słusznie przewidywał Carlos, absurdalnie duża bandera włoska łopocząca na
wietrze ostudziła strzeleckie zapały żołnierzy garnizonu w Ploce.
Zniadanie musiało być dziełem inżyniera Giovanniego - nie dającą się opisać breję z
jajek i żółtego sera smażył chyba na oleju silnikowym, z którym też zaparzył kawę. Chleb był
natomiast zupełnie jadalny. Morskie powietrze też zrobiło swoje - zaostrzyło apetyty
zwłaszcza tym, którzy chorowali na morzu.
Giacomo odsunął talerz z na wpół zjedzonym śniadaniem. Zwieżo ogolony, miał
dobry humor, którego nie mógł zepsuć nawet tak upiorny posiłek.
- A gdzież to nasz Alessandro i jego rzezimieszki? Nie wiedzą, co tracą - wszczął
rozmowę.
- Może jedli wcześniej, albo już zeszli na ląd - odparł Petersen.
- Nikt nie schodził na ląd; stałem na pokładzie.
- Widać milsze im własne towarzystwo. Tajemnicza z nich gromadka.
- A ty nie masz żadnych tajemnic? - uśmiechnął się Giacomo.
- Być tajemniczym, a mieć tajemnice to duża różnica. Ale nie, nie mam tajemnic. Za
wiele z nimi kłopotu. Nie wolno zapominać, gdzie kim się jest i co się mówi. Nie, nie, nie z
moją kiepską pamięcią. Zaczynają się mnożyć kłamstwa i krętactwa, aż wreszcie człowiek
wpada. Jestem zwolennikiem prostych ścieżek w życiu.
- Byłbym skłonny w to uwierzyć, gdyby dało się zignorować te nocne występy -
odparł Giacomo.
- Jakie występy? Co to znaczy? - Zaintrygowana Sarina, wciąż jeszcze blada po
morskich przejściach, wpatrywała się w Giacomo.
- Nie słyszałyście strzału?
Spojrzała na Lorraine i kiwnęła głową.
- Owszem, słyszałyśmy, ale kiedy człowiek ledwo żyje, nie zwraca uwagi na takie
drobiazgi. - Uśmiechnęła się słabo. - Co się stało?
- Petersen strzelał do jednego z ludzi Alessandra, do nieszczęsnego młodziana
imieniem Cola.
- Dlaczego? - spojrzała zdumiona na Petersena.
- Honory temu, komu się należą. To Alex strzelał. Oczywiście, przy mojej całkowitej
aprobacie. Dlaczego? Cola zanadto był tajemniczy. Dlatego.
Zdawało się, że nie słyszała, co mówił.
- Czy on... Czy on nie żyje? - spytała.
- Ależ skąd. Alex nie zabija ludzi. - Zebrałaby się całkiem pokazna gromadka duchów,
które mogłyby świadczyć o czymś zupełnie przeciwnym. - Cola ma ledwie uszkodzone ramię.
- Uszkodzone! - Lorraine miała zimne oczy. - A może strzaskane?
- Zacisnęła usta.
- Możliwe. - Petersen raczył nieznacznie wzruszyć ramionami.
- Nie jestem lekarzem.
- Czy Carlos go oglądał? - nie zabrzmiało to jak pytanie; Lorraine wprost żądała
odpowiedzi.
- A co by to pomogło? - Petersen spojrzał na nią w zamyśleniu.
- Bo Carlos jest... Carlos... - przerwała zmieszana.
- Bo co Carlos? Kim jest? Co mógłby zrobić?
- Co mógłby... Jest przecież kapitanem, prawda?
- Głupia odpowiedz i głupie pytanie. Dlaczego miałby go oglądać? Ja go obejrzałem, a
z całą pewnością widziałem znacznie więcej ran postrzałowych niż Carlos.
- Ale nie jesteś lekarzem.
- A Carlos jest?
- Carlos? Skąd miałabym wiedzieć?
- Bo wiesz - odparł Petersen przyjaznie. - Z każdą odpowiedzią brniesz w coraz
głębszą wodę, Lorraine. Nie powiem, że z ciebie urodzona oszustka. Kłamiesz fatalnie.
Zbaczasz z uczciwych ścieżek, a pózniej... Sama wiesz, co pózniej. Cóż, krętactwo nie jest
chyba twoją najmocniejszą stroną, Lorraine. Oczywiście, że Carlos jest lekarzem. Mnie o tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Wątki
- Indeks
- A. Maclean Komandosi z Nawarony
- MacLean Alistair (1975) Cyrk
- Strugaccy Arkadij i Borys Historia przyszśÂośÂci 1. W krainie purpurowych obśÂoków
- HAE HD4728 A Water Baby
- 105. Sanderson Gill Noc fajerwerkow
- Goethe Johann Wolfgang von Cierpienia mśÂodego Wertera
- Bialolecka_Ewa_ _Tkacz_Iluzji
- Taylor Jennifer Bilet na MajorkćÂ
- 2004 Elektra
- Carole Mortimer W londynskiej galerii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl