[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Razem przekroczyli próg namiętności i wtedy poczuli, że
świat wybuchnął wokół nich.
John nie puścił jej od razu. Nie mógł. Pochylił twarz, kryjąc
ją na jej szyi, wdychał jej zapach. Jedno z nich drżało, ale nie
potrafił powiedzieć, które. Z najwyższym wysiłkiem podniósł
głowę. Odgarniając jasny kosmyk z jej policzka, zapytał
ochryple:
- Dobrze siÄ™ czujesz?
Kiwnęła głową, a potem zmieniła zdanie. - Nie wiem -
powiedziała słabym głosem.
- Nigdy nie było tak jak teraz.
Pocałował ją.
- To mało powiedziane. Nic nigdy nie było takie jak teraz.
Odsunął się od niej łagodnie, wszedł pod prysznic, odkręcił
kran. Odwrócił się od niej i podniósł ją z blatu, na którym
siedziała.
- Co robisz?
- Powiedziałaś, że chciałaś wziąć prysznic przed pójściem
do pracy.
Z uśmiechem założyła mu ręce na szyję.
- Niezupełnie w taki sposób chciałam go wziąć.
- Czy wnosisz zażalenie?
Potrząsnęła głową. Woda spływała po nich kaskadami.
Lauren przymknęła oczy, chroniąc Je przed wilgocią.
- Czy już mamy romans?
Jego ręce obsunęły się na jej nagie biodra.
- Kochanie, mam z tobą romans od dnia, kiedy zastałem cię
pod stołem w moim gabinecie przyciągnął ją do siebie. - i
potrwa on bardzo długo.
Nie chciała mówić ani o bliższej, ani i dalszej przyszłości.
Przyciągnęła jego głowę i stanęła na palcach tak, aby ich usta się
spotkały. W tej chwili nie pragnęła niczego więcej.
9
Lauren ledwie zdążyła do pracy. Prysznic z Johnem zajął jej
nieco więcej czasu, niż się spodziewała, ale też okazał się
znacznie bardziej pobudzający niż jej zwykłe pluskanie się.
Po powrocie do siebie, zamiast przebierać się do pracy,
zapatrzyła się w przestrzeń, przebiegając myślą ostatnie godziny.
Wspomnienie było tak żywe, aż przebiegł ją dreszcz. Czuła jego
ręce, jakby nadał błądziły po jej ciele.
Pomyślała, że wyraziła się jasno, twierdząc, że chce
rozdzielić ich stosunki osobiste i sprawy związane z pracą, ale
wyglądało na to, że John nie wziął tego na poważnie. Przyszedł
do niej do pokoju, żeby zabrać ją na lunch, a potem pokazał się o
piątej, żeby odprowadzić ją do samochodu. Nie uczynił
najmniejszego wysiłku, aby ukryć fakt, że byli razem, kiedy
spotykali w Raytech kogoś z personelu. Otwarcie trzymał ją za
rękę, kiedy przechodzili przez hol, i obejmował ją na oczach
wszystkich.
Sprzeciw nic by nie dał. John nie należał do ludzi, którzy
potrafią udawać. Jego zdaniem ich życie osobiste i zawodowe
było rozdzielone. Nie wtrącał się do jej pracy, przynajmniej nie
bezpośrednio. Biurowa polityka personalna kwitła w firmie,
podobnie jak w większości dużych organizacji. Wiadomość, że
coś łączy Lauren z szefem, mogłaby zaszkodzić jej pozycji.
Gdyby usłyszał albo zauważył jakąkolwiek oznakę uprzedzeń
czy zawiści wobec niej, wkroczyłby od razu. Do tego czasu
pragnął traktować oddzielnie ich pracę w Raytech i ich stosunki
osobiste.
Tego wieczoru Lauren znów przyszła do mieszkania Johna.
Po obiedzie grali z Amy w różne gry, potem położyli
dziewczynkę do łóżka. Kiedy zasnęła, prażyli kukurydzę i
oglądali TV. Potem Lauren powiedziała, że musi wracać do
siebie. John starał się namówić ją, żeby została, ale nie
skorzystała z zaproszenia. Powiedziała, że jeśli rzeczywiście
traktuje serio opiekę nad córką, to jego kochanka nie powinna z
nim mieszkać. Poza tym Amy do zbyt wielu nowych rzeczy
musiała się przyzwyczajać, żeby dodatkowo stawiać ją w
sytuacji, której prawdopodobnie nie byłaby w stanie zrozumieć.
W czasie lunchu w piątek, kiedy wspomniała o wyjezdzie na
weekend, poprosił ją, żeby została w mieście.
- John, wiesz, że jeżdżę do Północnej Karoliny w każdy
weekend.
- Czy jest jakiś powód, dla którego nie mogłabyś pojechać
w sobotÄ™?
- No ... nie, ale ...
- Czy masz jakąś piękną sukienkę?
Zamrugała.
- Tak. Dlaczego pytasz?
- Chcę, żebyś ją włożyła i była gotowa dziś o ósmej.
Pójdziemy dokądś, tylko we dwoje.
- A co z Amy?
- Pamiętasz, wspomniałem ci kiedyś o moim przyjacielu,
który polecił mi przedszkole?
Skinęła głową.
- Ma trójkę dzieci, które kocha do szaleństwa, ale od czasu
do czasu ma ochotę razem z żoną odpocząć od nich. Mają
fantastyczną opiekunkę, która kocha dzieci, a ich nie obżera i nie
spija wszystkich ich trunków. Nie ma też narzeczonego, który
pojawia się w chwilę po ich wyjściu z domu, ani też nie
wydzwania do Timbuktu z ich aparatu. Amy już ją poznała i
chyba nabrała do niej sympatii, więc poprosiłem ją, żeby
przyszła o siódmej trzydzieści popilnować Amy. A my
wypuścimy się gdzieś sami, jak wszyscy normalni ludzie. Dzięki
temu będziemy mogli porozmawiać tak, żeby nam nikt nie
przeszkadzał.
- Porozmawiać? O czym?
- Nie słyszałaś, że cierpliwość jest cnotą? - Rozglądając się
po zatłoczonej restauracji Holly, dodał: - Tu nie jest miejsce ani
pora. Chcę cię tylko dla siebie, tak żeby ani Holly, ani nikt z
biura nie mógł przystanąć, żeby pogadać.
Po powrocie do biura Lauren rozważała różne możliwe
tematy, na które John chciałby z nią porozmawiać, ale nie
przyszedł jej do głowy żaden sensowny pomysł. Chyba tylko
taki, że potrzebował spokojnego miejsca, żeby oświadczyć jej,
że pragnie położyć kres ich krótkotrwałej zażyłości. Starała się
nie przywiązywać wagi do tej właśnie myśli, ale narzucała się jej
z coraz większą siłą, pomimo wszystkich wysiłków, jakie
czyniła, żeby ją odepchnąć.
Kiedy wysiadała z windy po skończeniu pracy, John czekał
na niÄ…. WziÄ…Å‚ jÄ… pod ramiÄ™ i przeszli razem na parking.
- Dlaczego tak pózno kończysz pracę?
- Miałam parę rzeczy do zrobienia.
PrzystanÄ…Å‚, zmuszajÄ…c jÄ… także do za trzymania siÄ™·
- Czy to Simpson znowu zarzuca ciÄ™ robotÄ…?
- John - powiedziała ostrzegawczym tonem.
Ruszył z miejsca.
- Wiem. Chcesz, żebym trzymał się od tego z daleka. Ale
naprawdę mi trudno, biorąc pod uwagę fakt, że to ja podobno
jestem szefem w Raytech - powiedział suchym tonem.
Kiedy doszli do jej samochodu, otworzył jej drzwiczki.
Przytrzymując jej podbródek, pochylił się i pocałował ją.
Przedłużając pocałunek, szepnął:
- Będę u ciebie o ósmej.
Czy pocałowałby ją w ten sposób, gdyby zamierzał rozstać
się z nią? - zapytała sama siebie,
przyglądając mu się, kiedy uniósł głowę. Nie potrafiła
odczytać odpowiedzi z wyrazu jego twarzy.
Delikatnie popchnÄ…Å‚ jÄ… na miejsce za kierownicÄ…. - Prowadz
ostrożnie. %7łycie, które uratujesz, należy do mnie.
Odjeżdżając, zastanawiała się, dlaczego czuje się jakby
została rozjechana przez walec. Zamierzała cieszyć się tym, co
ma, i jak dotąd wychodziło jej to bezbłędnie. No, prawie
bezbłędnie. John stale dotykał ją i całował, kiedy tylko choć
przez chwilÄ™ byli sam na sam, jednak nie kochali siÄ™ ponownie.
Powtarzała sobie, że powinna być szczęśliwa już z tego powodu,
że jest przy niej. i była. Ale wiedząc już, jak rozkosznie jest
kochać się z nim, nie mogła oprzeć się żalowi, że nie udało im
się być tak blisko ponownie.
Jej bardzo odpowiadał termin "kochać się".
Przy jego pomocy była w stanie wyrazić swą potrzebę bycia
z nim razem tak blisko, jak to tylko możliwe między dwojgiem
ludzi. Ciągle zastanawiała się, jak określiłby ich zażyłość John.
Fizyczne zaspokojenie nie było tym samym, co miłość.
Potrząsnęła głową, z irytacją. Znowu robiła się zachłanna,
chciała wszystkiego zamiast zadowolić się tym, co ma.
Kierowca na nią zatrąbił. Zauważyła, że ledwo posuwa się
naprzód. Powinna skupić się na prowadzeniu, jeśli chce dotrzeć
do domu cała i zdrowa.
Kiedy znalazła się w mieszkaniu, miała prawie dwie
godziny, żeby przygotować się na wieczór z Johnem. Jeśli miał
to być jej łabędzi śpiew, postanowiła upodobnić się raczej do
łabędzia niż do brzydkiego kaczątka. Z wnętrza szafy wydobyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
WÄ…tki
- Indeks
- Field_Sandra_Dziki_ogien
- Leopold Von Sacher Masoch Wenus W Futrze
- 019 Sobowtór
- 484. Anderson Caroline Cudotwórca
- Clive Cussler Afera śÂ›ródziemnomorska
- JERABEK Otcovstvi
- Dodie Smith 101 Dalmatians (pdf)
- Carol Lynne Corporate Passion (Total E bound) (pdf)
- (pdf)Eight Lectures on Yoga
- DzierśźyśÂ„ski Feliks Pamić™tnik wi晜şnia (1908)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alpsbierun.opx.pl