[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bólu pragnął ją pocałować.
- Jesteś piękna, kiedy się uśmiechasz, Sheo - powiedział
chrapliwie. - Warto było na to czekać.
Jej dłonie, oparte płasko na jego piersi, paliły go. Nagle
uśmiech zniknął z jej twarzy. Cofnęła się.
- To szaleństwo - wyznała. - Przecież nawet cię nie lubię.
Poczuł się tak, jakby wzięła do ręki nóż i dzgnęła go
w brzuch. Zamrugał powiekami.
- Och, proszę, nie rób takiej miny. Simon, ja... - Shei
zabrakło słów.
Nie chciał, żeby wiedziała, że go uraziła. %7łe jest
bezbronny wobec jej ciosów, chociaż prawie jej nie znał i w
żadnej mierze nie mógł nawet zarzucić jej tego, że go
prowokuje.
- Chodzmy, zawiozę cię do bazy - oświadczył. Shea
chwyciła go za ramię.
- Słuchaj - zaczęła mówić szybko i nieskładnie. -
Chciałam tylko powiedzieć, że nie cierpiałam cię na początku,
przede wszystkim za ten list Jima. Ale wiem, jak ciężko
pracujesz, od kiedy tu jesteś i wiem też, że ani Everett, ani
żaden inny typ nie będzie mi już wchodził w drogę. Nawet ci
za to nie podziękowałam jak trzeba.
Paznokcie Shei wbijały się w jego ramię. Z wahaniem
położył rękę na jej dłoni i przytrzymał dłużej, przez cały czas
patrząc dziewczynie w oczy. Zanim uwolniła dłoń i schowała
ją do kieszeni, jej twarz mieniła się od nagłych wrażeń. W jej
oczach dostrzegł przyzwolenie, radość, a zarazem cień paniki.
- Nigdy w życiu nie spotkałam kogoś takiego jak ty -
powiedziała szorstko i właśnie ten ton świadczył bezspornie o
tym, że Shea mówiła dokładnie to, co myślała.
- Być może dlatego, że czekałaś na mnie - odparł, szukając
po omacku prawdy.
- Nie, Simon, proszę, nie rozmawiajmy w ten sposób. Jeśli
propozycja, żeby odwiezć mnie do bazy, jest dalej aktualna, to
jedzmy. A jeśli nie, to wracam sama.
Nie mógł jej zatrzymywać wbrew woli. W pamięci ich
obojga zbyt żywe były jeszcze plugawe słowa Everetta.
- Zaraz pojedziemy. Powiedziałem jedynie to, co przyszło
mi do głowy.
Być może również ja czekałem na ciebie, pomyślał i
ruszył w stronę ciężarówki.
- Ja też nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty - dodał,
kiedy go dogoniła.
Shea stanęła na środku drogi i ujęła się pod boki.
- Coś ci powiem, Simon. Jest tyle innych tematów. Na
przykład pogoda, bhp sekcji naziemnych, dalsze plany
operacyjne, nawet osoba Everetta. Nie musimy ciągle
rozmawiać o mnie i o tobie. O nas. Coś takiego jak my" w
ogóle nie istnieje!
- Nie wierzę.
- No to lepiej uwierz, ponieważ to prawda.
- Zamknij tylko oczy, a udowodnię ci, że się mylisz. Shei
zadrgały nozdrza.
- Nie urodziłam się wczoraj.
- Skoro, jak twierdzisz, nie ma żadnych nas", to nie
powinnaś się niczego obawiać. Nie jestem Everettem.
- Jesteś od niego znacznie bardziej niebezpieczny.
- Czyżby? Jeżeli jednak w ogóle jestem czegokolwiek
pewny, to tego, że Shea Mallory nie jest tchórzem. Zamykaj
oczy!
Westchnęła głośno i spełniła jego prośbę. Simon zbliżył
się do niej. Wziął jej twarz w dłonie, pochylił się i pocałował
ją w usta. Zamierzał jedynie sprawić jej przyjemność, lecz
nagle poczuł, że Shea poddaje mu się z jakimś kuszącym
zaproszeniem. Gorący prąd przebiegł mu po udach, targnął
całym ciałem. Objął głowę Shei i zanurzył rękę w gęstych
włosach, wilgotnych jeszcze po kąpieli w jeziorze. Całował
teraz mocniej, jakby domagając się odpowiedzi. I nagle
ramiona Shei otoczyły jego szyję, a ona sama zupełnie mu się
poddała. Było w tym coś tak cudownego, że Simonowi
zawirowało w głowie. Czuł jej napierające piersi, przed
oczyma miał ją całą mokrą i nagą, wyłaniającą się w słońcu z
jeziora. Nagle oderwała się od niego i poprzez łomot krwi
usłyszał jej przyspieszony oddech:
- Simon, ja... my nie możemy tego robić.
- Przez ostatnie dziesięć lat nie robiłem niczego, co
miałoby większy sens - powiedział szorstko i wiedział, że
wypowiada najszczerszą prawdę.
- Odwiez mnie już do domu, proszę.
- Najpierw jednak przynajmniej przyznaj, że coś między
nami jest.
- Mam dwadzieścia dziewięć lat i jakie takie pojęcie o
seksie - burknęła. - Jesteś interesującym mężczyzną, jest
piękna noc, zostaliśmy tylko we dwoje. W tym, co się stało,
nie ma więc nic nadzwyczajnego. No i dawno z nikim nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Wątki
- Indeks
- 092. Brown Sandra Piekielna misja
- Heath Sandra Falszywe pocalunki
- Liu M. Marjorie Maxine Kiss 03 Dziki pĹomieĹ
- Bucheister_Patt_Ogien_i_lod
- (05) Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i ... Niesamowity dwór
- 0659. Morgan Raye Pospieszny śÂlub
- Alfred Hitchcock Tajemnica krzyczacego zegara
- LeGuin, Ursula K Earthsea 5 The Other Wind
- Krzysztoforowicz Krystyn Szansa geniuszu
- Brandys Marian Czcigodni weterani
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kwblog.htw.pl