[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ktoś puka do drzwi. - Ivy szturchnęła go łokciem.
- %7łartujesz - wybełkotał zaspanym głosem. Nigdy nie był rannym
ptaszkiem. Zasnęli dopiero o siódmej rano, więc z technicznego punktu
widzenia dla nich był dopiero środek nocy. - Zaraz sobie pójdą.
Pukanie przerodziło się w łomot.
- Dillon, wstawaj! - usłyszeli pełen niepokoju głos Dale'a. - To ważne!
Dillon zaklął po nosem. Niechętnie odrzucił kołdrę i wstał, nagi,
porażająco przystojny, pomyślała Ivy. Narzucił szlafrok i poszedł otworzyć
drzwi.
- Co jest? - warknął.
- Widziałeś Blake'a i Deidrę?
- Nie. Przecież spałem.
- Nigdzie ich nie ma. Nikt nie wie, gdzie są.
- I myślisz, że są u mnie? Skąd u ciebie ten nagły niepokój? Do tej pory
głównie zatruwałeś bratu życie. Daj spokój. Pewnie pojechali do miasteczka na
śniadanie.
- Nie sądzę. Zniknęli wczoraj przed południem i do tej pory nie wrócili.
Ivy usiadła na łóżku, nagle zupełnie rozbudzona.
- Jesteś pewien? - spytał Dillon.
- Nie ma samochodu z wypożyczalni, a ich łóżko jest pościelone.
Ivy ogarnął lęk. Deidra była w złym nastroju, kiedy ją ostatnio widziała.
Powinna była wczoraj do niej zajrzeć i sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Co, jeśli znów się rozkleiła? Może trafiła do szpitala?
- Pomyślałem, że Ivy wie, gdzie oni są, ale jej również nie ma.
Ivy zawinęła się w prześcieradło i podeszła do drzwi.
- Próbowałeś do niej dzwonić? - spytała.
Dale rozdziawił ze zdumienia usta, spoglądając to na Ivy, to na Dillona.
- 107 -
S
R
- O, tu jesteś! - zawołał Dillon, udając zaskoczonego. - Skąd się tu
wzięłaś?
- Czy dzwoniłeś na ich komórki? - zwróciła się do Dale'a, rzucając
karcące spojrzenie Dillonowi. - Deidra zawsze nosi przy sobie telefon.
- Tak, ale włącza się poczta głosowa.
- Rozmawiałeś z rodzicami?
- Nie chciałem ich martwić.
- Coś jest nie tak - stwierdziła Ivy.
- Znacie mojego brata. Dziś wieczorem przylatują nasi rodzice.
Niemożliwe, żeby tak po prostu zniknął.
- Daj nam pięć minut.
- Jedyne, co nam pozostało, to zgłosić to na policję - stwierdził Dillon
półtorej godziny pózniej. Obdzwonili wszystkich, którzy mogliby wiedzieć,
gdzie są Deidra i Blake. Przyjaciół, rodzinę, znajomych z pracy. Sprawdzili w
szpitalu i wysłuchali wiadomości, czy nie podano informacji o wypadku
turystów. Deidra i Blake zniknęli.
- Nie powinniśmy wyciągać pochopnych wniosków - zauważyła jedna z
sióstr Tweedles.
- Właśnie, na pewno nic im nie jest - dodała druga.
Wszyscy umierali z niepokoju, tylko one dwie przez cały czas się dąsały.
Pewnie dlatego, że nie znajdowały się w centrum uwagi.
Ivy była najbardziej zdenerwowana. Nie była w stanie usiedzieć w
spokoju. Dillon uspokajał ją, a ona co chwila podrywała się i biegała do okna,
żeby sprawdzić, czy nie nadjeżdża samochód. Przez cały czas ściskała w ręku
telefon, kontrolując, czy nie ma nieodebranych połączeń.
- Musimy zawiadomić policję - przyznał Dale, a Calvin mu przytaknął
ruchem głowy.
Dillon właśnie wykręcał numer, kiedy usłyszeli dochodzący z podjazdu
odgłos samochodu.
- 108 -
S
R
- Wrócili! - krzyknęła Ivy, podbiegając do okna. Dillona ogarnęło uczucie
ulgi. Zamknął komórkę i schował do kieszeni. Lepiej żeby Blake miał dobre
usprawiedliwienie, że wystraszył ich na śmierć.
- No i co, mówiłam, że nic im nie jest. - Siostra Tweedle numer jeden
podeszła do okna.
Ivy odwróciła się i zgromiła ją spojrzeniem.
- To bezczelność. Czy ona myśli, że jesteśmy tu dla przyjemności -
prychnęła siostra Tweedle numer dwa?
Nie, jesteście tu pod przymusem, pomyślał Dillon. Ivy nie odezwała się,
ale widać było, że ze złości podskoczyło jej ciśnienie. Zaczerwieniła się na
twarzy, zacisnęła pięści i zaczęła tupać nogą. Zły znak. Jeśli blizniaczki chciały
zachować życie, powinny milczeć. Szczególnie, że znajdowały się na
wyciągnięcie ręki. Dillon wiedział z własnego doświadczenia, że nie należało jej
wyprowadzać z równowagi, a sądząc po jej minie niewiele brakowało, żeby
wybuchła.
- Heather, dość tego - odezwał się Dale.
No, proszę. Więc miały imiona. A już się przyzwyczaił do Dum i Dee.
- Dlaczego się na mnie złościsz? - zdenerwowała się. - To nie ja mam
problem. Szkoda, że nie widziałeś, jak przedwczoraj wybuchła.
- Tak, to nie nasza wina, że jest za gruba i się nie mieści w suknię ślubną -
wtrąciła druga.
Ledwie wypowiedziała ostatnie słowo, Ivy zamachnęła się i nim Dillon
zdążył zareagować, siostra Tweedle numer jeden znalazła się na ziemi
znokautowana prawym sierpowym.
Zapadło milczenie. Nawet siostra numer dwa nie była w stanie się
odezwać.
Otworzyły się drzwi i do środka weszła Deidra, a za nią Blake.
- Witajcie - zawołała. - Wróciliśmy.
- 109 -
S
R
ROZDZIAA CZTERNASTY
Czy nowy mężczyzna w twoim życiu wymaga, żebyś się zaangażowała?
Zastanów się. Statystyki pokazują, że co druga kobieta popełnia ten sam błąd
dwukrotnie.
Ivy Madison  Rozwodowy poradnik nowoczesnej kobiety.
Radość bycia singlem"
Uciekli.
Incydent z suknią przepełnił czarę goryczy. Kiedy Deidra się pozbierała,
powiedziała Blake'owi, że jeśli nie wyjadą, jeśli on nic nie zmieni w swoim
postępowaniu, ona odwoła ślub. Na szczęście Blake wiedział, ile by stracił, po-
zwalając jej odejść.
Gdyby Ivy bardzo nie kochała kuzynki, z pewnością zamordowałaby ją za
to, że ich tak wystraszyli. Choć gdyby się znalazła na jej miejscu, postąpiłaby
podobnie. Przynajmniej miała pewność, że wszystko się dobrze skończy. Blake i
Deidra poradzą sobie. Będą szczęśliwi.
Gdybyż ona również potrafiła uporządkować swoje życie...
- Mogłaś zaczekać, aż wejdę do domu - gderała Deidra, podając Ivy
torebkę z lodem i zabierając starą z roztopionym. - Musiałaś jej przyłożyć, kiedy
nie widziałam?
Ivy przyłożyła lód do spuchniętej dłoni.
- Nie zaplanowałam tego. Wszystko stało się nagle.
Nie pamiętała nawet, jak do tego doszło. Dum stała obok niej, a zaraz
potem znalazła się niespodziewanie na ziemi. Ivy nigdy wcześniej nikogo nie
uderzyła. Wyjątkiem był incydent z butelką, ale na szczęście nie trafiła.
- 110 -
S
R
Kiedy Dee ocknęła się z szoku, wpadła w szał, grożąc, że pozwie Ivy do
sądu. Po czym wszyscy czworo spakowali się i wyjechali. W willi zapanował
błogi spokój.
- Jak twoja ręka, mój Tysonie? - spytał Dillon. Siedział w fotelu
naprzeciw Ivy z kretyńskim uśmieszkiem na ustach. Najwyrazniej doskonale się
bawił.
- Na tym chyba zakończę karierę bokserską.
- Widzę, że poprawiły się między wami stosunki - zauważyła Deidra.
- Można powiedzieć, że staramy się rozwiązać problemy.
- Cieszę się. Przynajmniej nasz pobyt tutaj nie został całkowicie
zmarnowany.
- Poinformowaliście rodziców Blake'a?
- Złapaliśmy ich w drodze na lotnisko.
- Powiedzieli, że przynoszę rodzinie wstyd - wyznał Blake. - Zostałem
bez pracy i bez domu.
- Nie przeszkadza wam to?
Wzruszył ramionami i usiadł na kanapie przy nowo poślubionej żonie.
- Prędzej czy pózniej się z tym pogodzą - uśmiechnęła się do męża
Deidra.
- Macie już jakiś plan? - spytał Dillon.
- Jeszcze nie.
- Mówiłem i powtórzę raz jeszcze. W mojej firmie czeka na ciebie
posada.
- Dziękuję, przemyślę twoją propozycję. - Blake uśmiechnął się i spojrzał
na żonę. - Teraz jednak chciałbym się nacieszyć małżeństwem.
- Postanowiliśmy wyruszyć rano w podróż poślubną. Pojedziemy na
wycieczkę wzdłuż wybrzeża i wrócimy w sobotę, żeby zdążyć na rejs statkiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •