[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nigdy przedtem nie widziałem cię w pidżamie
i szlafroku.
- Szpitalne łachy są do niczego. Nie mogłem
w nich paradować po korytarzach. Leanna przywiozła
mi te, żebym nie straszył ludzi. Doktor wciąż każe mi
chodzić. Muszę wracać do domu, odpocząć.
- Dlaczego nie powiedziaÅ‚eÅ›, że Leanna co noc za­
kradała się do ciebie?
- Bałem się, że jej przeszkodzisz. Jej potrzebny jest
ojciec.
TAJEMNICZY SPADEK 145
- Ona nie przyjechała tu szukać ojca, tylko... -
słowa uwięzły mu w gardle. Podszedł do okna.
- Nigdy nie uważałem cię za tchórza, chłopcze.
Wykrztuś to. I przestań krążyć jak jastrząb. Od tego
zaraz rozboli mnie głowa.
Nie umiaÅ‚ znalezć słów. Nie wiedziaÅ‚, jak powie­
dzieć to oględnie. Wyłożył więc kawę na ławę.
- Ona jest tu z mojego powodu. Ja nie jestem two­
im... synem.
- Ależ, oczywiście, jesteś.
- Mama miała romans. Moim ojcem jest Arch
Golden.
Jack pomału pokręcił głową.
- I tu się mylisz. Być może to Golden posiał ziarno,
ale to ja cię wychowałem. To ja wycierałem ci nos
i zmieniałem pieluchy.
Wielki ciężar spoczął Patrickowi na piersi.
- Od jak dawna wiedziałeś?
- Zawsze podejrzewałem. Ale aż do śmierci Caro-
lyn nigdy nie miałem pewności. Wtedy przyszedł list.
Otwarłem go. Był od niego. Upomniał się o ciebie.
- To dlatego traktowaÅ‚eÅ› mnie tak surowo? WÅ›cie­
kałeś się, że musisz hodować cudzego bękarta?
Smutek pojawił się na twarzy Jacka.
- Przyznaję, że wymagałem do ciebie więcej niż
od twoich braci. Ale to przez twojÄ… mamÄ™, nie przez
niego. Carolyn rozpuściła cię strasznie. Bałem się, że
nigdy nie zdoÅ‚asz oderwać siÄ™ od jej fartucha. Ze wy­
roÅ›niesz na miÄ™czaka. ChciaÅ‚em, żebyÅ› umiaÅ‚ sam za­
dbać o siebie, kiedy mnie nie będzie już przy tobie.
146 EMILIE ROSE
Patrick z trudem przełknął ślinę.
- Myślałem, że nienawidziłeś mnie, bo...
- To by było tak, jakbym nienawidził samego siebie,
synu. Do diaska! Byłeś bardziej podobny do mnie, niż
którykolwiek z twoich braci. Szalony, zakochany w sa­
mochodach kobieciarz. Ale przecież miałeś dobre serce.
I jeÅ›li trafisz na wÅ‚aÅ›ciwÄ… kobietÄ™, bÄ™dziesz gotów zre­
zygnować z tego wszystkiego dla całkiem innych uczuć.
I już nigdy nie zatęsknisz za tamtymi szaleństwami.
- Jak mogłeś wciąż kochać ją, kiedy cię zdradziła?
- Nikt i nic na tym Å›wiecie nie jest doskonaÅ‚e. Mu­
sisz brać dobro wraz ze złem i mieć nadzieję, że zło
ciÄ™ nie pokona. Sam ponoszÄ™ wiÄ™kszość winy. Trzy­
małem Carolyn zbyt długo. Powinienem był pozwolić
jej odejść, ale ona chciała zabrać was, chłopców, ze
sobą. A na to ja nie chciałem się zgodzić.
Patrick odchrząknął. Znów stanął przy oknie.
- Kiedy zginęła, nie uciekała z kochankiem.
- Leanna przeczytała mi list.
- Co?! - Przeczytała Jackowi list miłosny jego
matki do innego mężczyzny? Obrócił się na pięcie.
- Uspokój siÄ™. PrzeczytaÅ‚a mi tylko kilka fragmen­
tów. Jakby wyjętych z romansowej powieści.
- Przyjazd dziennikarzy nie zaskoczył cię?
- Jasne, że nie! Sam po nich zadzwoniÅ‚em. Tak by­
łem zdenerwowany świadomością, że nie spełniłem
oczekiwań twojej matki, że nie mogłem sobie z tym
poradzić.
Leanna nie zdradziÅ‚a go! To on zawiódÅ‚ jÄ…. Nie za­
ufał jej, nie uwierzył.
TAJEMNICZY SPADEK 147
- To dlaczego po nich zadzwoniłeś?
- Chciałem wywrzeć na ciebie presję. Słyszałem
twojÄ… rozmowÄ™ z LeannÄ…. DowiedziaÅ‚em siÄ™, że z mo­
jego powodu chciałeś odrzucić spadek. A ja chciałem,
żebyś miał te pieniądze. Mogły dać ci szansę, której
ja nie miaÅ‚em. Praca na farmie nigdy nie byÅ‚a dla cie­
bie. Może teraz będziesz umiał znalezć swoje miejsce
w życiu.
Serce Patricka zatrzymało się na moment z rozpaczy.
- Wyrzucasz mnie? - wydusił.
- Do diabła, nie! Uwielbiam mieć cię przy sobie,
kłócić się z tobą. Ale jej rodzina jest w Kalifornii. Co
innego przyjechać do Teksasu, co innego sprowadzić
się tutaj na stałe. A jej mama? Nie jest może specjalnie
urocza, ale Leannie bardzo na niej zależy.
- Mylisz siÄ™, i to bardzo.
- Nie udawaj głupiego! Leanna jest najlepszą szansą,
jaka mogła ci się przytrafić. Ale sam musisz dokonać
wyboru. Pojedziesz z nią, jeśli zechce wrócić do domu?
Nie popełnij mojego błędu. Nie próbuj jej uwięzić.
Nawet taki Å›lepiec jak on musiaÅ‚ zauważyć, że Le­
anna uwielbiaÅ‚a życie na ranczu. Ale to od niego za­
leżało, czy tak będzie, kiedy zdejmie różowe okulary.
- Ona jest dla mnie za młoda. Jest przecież młodsza
od Corta.
- Boisz się, że nie zdołasz jej zadowolić. Chodzi
mi o łóżko.
Aż podskoczył. Zaczerwienił się. Nigdy dotąd nie
rozmawiali o takich sprawach.
- Ależ skąd!
148 EMILIE ROSE
- No to, w czym problem? Przecież ona szaleje za
tobÄ….
- ZasÅ‚użyÅ‚a na kogoÅ› lepszego niż ja. KogoÅ› bar­
dziej podobnego do superbohatera, jakiego mama opi­
sała w listach.
Jack potrząsnął głową.
- Mylisz siÄ™, synu. Mama opisaÅ‚a ciÄ™, jakim ciÄ™ wi­
działa. Masz naturę buntowniczą, ale jesteś uczciwy
jak mało kto. To dlatego Caleb wie, że może na tobie
polegać. A Brand ufa ci bezgranicznie.
Jack wstaÅ‚, przykuÅ›tykaÅ‚ do okna i stanÄ…Å‚ obok Pa­
tricka.
- A z drugiej strony - ciÄ…gnÄ…Å‚ - jest coÅ›, co po­
trafisz robić najlepiej na świecie.
- Spieprzyć wszystko?
Jack zachichotał.
- Myślę, że swoją życiową pulę błędów i pomyłek
już wykorzystaÅ‚eÅ›. Chodzi mi o to, że jak maÅ‚o kto po­
trafisz cieszyć się życiem, bawić się. - Położył mu dłoń
na ramieniu. - Synu, nie spotkałem w życiu nikogo, kto
potrzebowaÅ‚by bardziej nauczyć siÄ™ zabawy i radoÅ›ci ży­
cia niż Leanna. JeÅ›li kochasz jÄ…, idz za niÄ…. Tylko pa­
miętaj, że wyrzeczenia dotyczą obojga. Ja tylko brałem
od twojej matki. Obaj wiemy, czym to się skończyło.
Serce Patricka waliło o żebra. Czy naprawdę był
człowiekiem, jakiego Leanna potrzebowała? A czy on
potrafi poświęcić dom rodzinny i pojechać za nią przez
pół kraju?
ROZDZIAA DZIESITY
W środowy wieczór Patrick wszedł do baru  Pod
Czerwonym Psem" z jedną tylko myślą - spić się na
umór.
PrzeszedÅ‚ przez zadymionÄ… salÄ™, nie zwracajÄ…c uwa­
gi na przyjaciół i pchnÄ…Å‚ po blacie kluczyki do samo­
chodu w stronÄ™ barmana.
- Riley, nie oddawaj mi ich dzisiaj, choćbym mówił
nie wiadomo co.
- Jack ma się lepiej. W takim razie musi chodzić
o kobietÄ™.
- Taaak. Dawaj kieliszek i nalewaj.
Riley sięgnął po butelkę teąuili i napełnił szkło.
Patrick wypiÅ‚ jednym haustem. PoczuÅ‚ ciepÅ‚o spÅ‚y­
wające mu aż do stóp.
Pragnął Leanny, ale nie mógł jej mieć. Gdyby ożenił
się z nią, musiałby albo sam wyrzec się rodziny, albo
żądać tego od niej. Sytuacja bez wyjścia. Wciąż łamał
sobie gÅ‚owÄ™ w poszukiwaniu kompromisu. Bez powo­
dzenia.
Poza tym to i tak nie miało sensu. Nawet gdyby
znalazł rozwiązanie, ona nigdy nie wybaczyłaby mu
tego, jak ją potraktował.
Riley ponownie napełnił kieliszek.
150 EMILIE ROSE
- Kto ciÄ™ odwiezie?
- Nie wiem. A za kilka minut będzie mi to zupełnie
obojętne.
Do baru podeszła Ava. Objęła Patricka, przycisnęła
do jego pleców swoje wielkie piersi. Nic. %7Å‚adnych wra­
żeÅ„, żadnych emocji. Najlepszy dowód, że Leanna za­
władnęła nim bez reszty.
- Cześć, przystojniaku. Mogę się przyłączyć? -
szepnęła mu do ucha.
- Nie dzisiaj, kochanie. To jest jednoosobowe przy­
jęcie.
Parsknęła, niezadowolona i odeszła, szukać innej
okazji.
Riley postawił przed nim miseczkę z orzeszkami.
- Czy to ktoÅ›, kogo znam?
- Nie.
- Miała coś wspólnego z przyjazdem dziennikarzy
do miasta?
- Tak.
Kolejny kieliszek rozpalił mu przełyk.
KtoÅ› potrÄ…ciÅ‚ go lekko. W pierwszej chwili pomy­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •