[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ryzykuję, że go rozzłoszczę.
 Ponieważ& ja&  jąkam się, czując na sobie jego wzrok.  Ja&
 Nie będę ich nosił, jeśli to ty chcesz poczuć się pewniej lub sądzisz, że mnie
zmienisz.  Przesuwa dłonią po moim ramieniu i zaczyna lekko masować napięte
mięśnie.  Nie będę ich nosił, jeśli uważasz, że dzięki nim ludzie przestaną się
wtrącać& patrzeć& komentować.  Drugą rękę kładzie na moim drugim ramieniu i
pochyla głowę, aby nasze oczy znajdowały się na tym samym poziomie.  To ja nie
jestem ciebie wart, Olivio, i to ty mi pomagasz, a nie ubrania. Dlaczego tego nie
rozumiesz?
 Ja&
 Nie skończyłem  przerywa, przytrzymując mnie mocniej i wpatrując się
ostrzegawczo. Byłabym głupia, gdybym się z kim kłóciła. Mimo że zdjął garnitur,
swobodny strój nie odebrał mu zdecydowania, z czego się cieszę. Potrzebuję tego. 
Olivio, zaakceptuj mnie takim, jakim jestem.
 Akceptuję.  Poczucie winy zaczyna mnie gnębić.
 W takim razie pozwól mi z powrotem założyć garnitur.  Patrzy błagalnie pięknymi
niebieskimi oczami i po raz pierwszy uświadamiam sobie, że garnitury Millera nie są
jedynie jego maską. Są też jego zbroją. Potrzebuje ich. Czuje się w nich bezpieczny.
Jego idealne garnitury stanowią część jego idealnego świata; stały się idealnym
dodatkiem do mojego idealnego Millera. Chcę, żeby je zatrzymał. Nie wierzę, żeby
zmuszenie go do noszenia dżinsów choć odrobinę go wyluzowało, i zastanawiam się,
czy w ogóle chcę, żeby stracił swoją zwykłą postawę. Rozumiem go. Dla mnie nie ma
znaczenia, jak się zachowuje publicznie, ponieważ zawsze okazuje mi uwielbienie.
Czułość. Mój wybredny, doskonały Miller. To ja mam z tym problem. Ja, przez moje
kompleksy. Muszę się wziąć w garść.
Kiwam głową i chwytam brzeg koszulki, żeby zdjąć ją z Millera, który posłusznie
unosi dłonie. Szczupłe, umięśnione ciało przykuwa jeszcze większą uwagę
znajdujących się w pobliżu osób& nawet mężczyzn. Podaję pogniecioną koszulkę
sprzedawczyni, nie spuszczając przepraszającego wzroku z Millera.
 Nie pasuje  mruczę.
Miller uśmiecha się z wdzięcznością, przez co czuję, że zachowałam się samolubnie.
 Dziękuję  mówi cicho, biorąc mnie w ramiona i przyciskając do swojej nagiej
piersi. Opieram policzek o jego naprężone ciało i wzdycham, przesuwając dłonie i
ściskając go mocno.
 Nigdy mi nie dziękuj.
 Zawsze będę za ciebie wdzięczny, Olivio Taylor.  Powtarza moje wcześniejsze
słowa i całuje mnie w czoło.  Zawsze.
 A ja za ciebie.
 Cieszę się, że to wyjaśniliśmy. A teraz, czy chciałabyś, żebym zdjął dżinsy?
Zerkam na jego uda, co nie było mądrym posunięciem, ponieważ właśnie mi
przypomniało, jak cudownie Miller wygląda w dżinsach.
 Nie. Wchodz do środka.  Wpycham go do przebieralni, chcąc usunąć z oczu ten
cudowny widok, zwłaszcza, że najwyrazniej nie zobaczę go ponownie.  Zaczekam tu.
Z zadowoleniem siadam, czując na sobie mnóstwo spojrzeń. Z każdego kierunku. Ale
nie mam zamiaru zadowolić żadnego z gapiów i zamiast na nich patrzeć, wyciągam z
torebki telefon. Widzę, że mam dwa nieodebrane połączenia i SMS od Williama.
Oddycham głośno i mruczę z niezadowolenia. Widok zainteresowanych mną klientów
nagle wzbudza mą ciekawość.
 Jesteś nieznośna, Olivio. Wyślę dziś po ciebie samochód. O 19. Zakładam, że
będziesz u Josephine. William .
Wyciągam rękę, jakby większa odległość od ekranu mogła zmienić treść
wiadomości. Jednak nie może. Czuję, jak budzi się we mnie irytacja i automatycznie
wystukuję odpowiedz:
 Jestem zajęta .
Gotowe. Wyśle samochód?! A niech sobie wysyła, i tak nie planuję tam wracać,
więc zaraz piszę kolejną wiadomość:
 Nie będzie mnie tam .
Nie potrzebuję poruszających się zasłon i wścibskich spojrzeń babci. Zwariuję, jak
wyczuję Williama.
Jego odpowiedz jest natychmiastowa.
 Nie prowokuj mnie, Olivio. Musimy porozmawiać o twoim cieniu .
Wstrzymuję oddech, przypominając sobie jego słowa, kiedy wczoraj wychodził z
mieszkania Millera. Skąd wie? Obracam telefon w ręce; myślę, że właśnie w ten
sposób chce mnie zastraszyć. Nie odpowiadam, mimo że czuję obezwładniającą
potrzebę dowiedzenia się, skąd wie. Teraz automatycznie naciskam klawisz  Usuń ,
zanim mu wyślę wiadomość, że oddzwonię jutro; w ten sposób może mi się uda zdobyć
trochę czasu. Telefonuję do babci i mówię jej, że mam słabą baterię i że zadzwonię do
niej od Millera, co powoduje, że muszę wysłuchać komentarzy na temat
bezużyteczności komórek. Potem wyłączam telefon.
 Olivio?
Podnoszę wzrok i czuję, że panika i irytacja wyparowują ze mnie pod wpływem
Millera, który wrócił do swojego normalnego ubrania, czyli idealnego garnituru.
 Telefon mi się rozładował  informuję go, wrzucając komórkę do torebki i
wstając.  Lunch?
 Tak, chodzmy coś zjeść.  Bez wahania chwyta mnie za kark i opuszczamy dział z
odzieżą codzienną, którą uwielbiam, lecz nie przejmuję się tym teraz, podobnie jak
reakcją kobiet, które oceniają wygląd zmienionego Millera. Nadal podoba im się to, co
widzą.  Zmarnowaliśmy tu pół godziny naszego wspólnego czasu, którego nie
odzyskamy.
Kiwam głową, zgadzając się z nim. Staram się nie odpływać myślami za daleko,
jednak wiem, że mimo usilnych modlitw William Anderson nie zniknie szybko z
mojego życia, zwłaszcza jeśli wie o moim cieniu.
 Cieszę się, że nie jesteśmy ograniczeni do jednej nocy.
Wstrzymuję oddech i odwracam głowę, żeby na niego spojrzeć. Wpatruje się przed
siebie, a na jego twarzy nie widzę cienia ironii.
 Chcę więcej czasu  mruczę, a on kieruje na mnie swoje niebieskie oczy pełne
zrozumienia. Pochyla się i delikatnie całuje mnie w nos, po czym znów się prostuje.
 Moja słodka dziewczyno, mamy przed sobą całe życie.
Ogarnia mnie bezgraniczne szczęście. Obejmuję go w pasie i przytulam się mocno.
Czuję, jak jego ramię spoczywa na moim karku, dzięki czemu zaspokaja moją potrzebę
bliskości, nie rezygnując z trzymania mnie w typowy dla siebie sposób. Nie zauważam
chaosu panującego w Harrodsie. Myślę jedynie o propozycji jednej nocy i o
wszystkich wydarzeniach, które doprowadziły nas do tej chwili. Moje serce przepełnia
radość.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfkhxRXVEZAViDGkaN1YWJAp6Fg==
Rozdział 6
Wytrzepuję polarowy koc i kładą go na trawie. Poprawiam każdy róg, mając nadzieję,
że w ten sposób zadowolę Millera odczuwającego obsesyjną potrzebę porządku.
 Siadaj.  Wskazuję na koc.
 Co było nie tak z restauracją?  pyta, kładąc na trawie dwie reklamówki od M&S.
 Nie da się zrobić pikniku w restauracji.  Obserwuję, jak niezdarnie sadowi się na
ziemi, wyciągając poły marynarki, kiedy na nich siada.
 Zdejmij marynarkę.
Spogląda na mnie niebieskimi oczami, wyraznie wstrząśnięty.
 Dlaczego?!
 Będzie ci wygodniej.  Klękam i zaczynam zsuwać marynarkę z jego ramion,
zachęcając go, żeby wyciągnął ręce. Nie narzeka ani się nie sprzeciwia, ale z
niepokojem przygląda się, jak składam marynarkę i z największą starannością
odkładam ją na bok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •