[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobotę i niedzielę. - Podniósł się i podszedł do niej.
- Nad czym się zastanawiasz? - Oparł się o blat
kuchenny, coraz bardziej zirytowany. Milczenie
Mattie i jej jawna niechęć zaczynały działać mu na
nerwy.
- To nie najlepszy pomysł.
- Dlaczego? Powiedziałbym, \e to doskonały
pomysł. Kiedy ostatnio byłaś za miastem? Kiedy
ruszałaś się z Londynu?
- Nie w tym rzecz.
- No powiedz: kiedy?
Oto jeszcze jedna z jego taktyk. Po prostu nie
przyjmował do wiadomości sprzeciwów, tylko re-
alizował własny zamysł.
- Nie pamiętam. - Mattie westchnęła. - Siadaj,
proszę. Nie mogę myśleć, kiedy tak nade mną
stoisz.
- To dobrze. Nie chcę, \ebyś myślała, kiedy jesteś
ze mną.
108 CATHY WILLIAMS
- Zachowujesz się jak rozkapryszony
bachor.
- Słucham? - Jeszcze nikt nigdy nie
obdarzył go takim epitetem.
- Tylko dlatego, \e coś sobie zaplanowałeś,
nie oznacza jeszcze, \e twój plan musi się od
razu spełnić. Najwy\szy czas, byś zrozumiał tę
prostą zasadę. - Mocne, stanowcze słowa, ale
wypowiadając je, Mattie musiała bardzo się
pilnować i patrzeć mu prosto w oczy.
Gdyby tylko zni\yła wzrok, spojrzała na
jego usta, prawdopodobnie całą jej
stanowczość diabli by wzięli, tak silnie się
zaanga\owała w ich  przygodę bez
zobowiązań", która nie miała \adnych szans
przetrwania.
Dominic od samego początku stawiał
sprawę jasno i nie trzeba było wyjątkowej
przenikliwości, by wiedzieć, \e nie zmieni
zdania. Rozstając się z nią, będzie miał czyste
sumienie: przecie\ uprzedzał, \e nie interesuje
go trwały związek, prawda?
Nie robili \adnych planów na przyszłość.
Widywali się, cieszyli sobą, umawiali na
następne spotkanie za kilka dni - to wszystko.
Mattie powtarzała sobie, \e tego właśnie
chciała, \e tak jest dobrze, \e nie interesuje jej,
co będzie za kilka miesięcy.
Całe lata \yła w nierealnym świecie, snując
plany nie do ziszczenia, marząc, zastanawiając
się, jak mogłoby wyglądać jej \ycie. Najpierw
marzenia koncentrowały się wokół kariery
Franka i tego, co miała ona przynieść, potem
wszystkie swoje nadzieje wiązała z
ukończeniem kursu, tak czy inaczej
WYBRANKA MILIONERA 109
zawsze wybiegała myślami do przodu, uciekała
od terazniejszości.
A powinna \yć tak, jak \yły jej
rówieśniczki: po prostu cieszyć się dniem
dzisiejszym.
- Musimy o tym porozmawiać - mruknął, po
czym przeszedł z części kuchennej do salonu i
usiadł na wielkiej kanapie.
Mattie ruszyła za nim.
- Mam ju\ plany na weekend - powiedziała,
przysiadając na brzegu sofy.
- Jakie plany?
- Chciałabym pochodzić po sklepach i kupić
jakiś niewielki telewizor.
- Nie musisz kupować telewizora. U mnie
są dwa. Jeśli chcesz obejrzeć jakiś program,
mo\esz obejrzeć tutaj.
- Nie bądz śmieszny.
- W takim razie wez jeden do siebie, a
raczej po\ycz. Nazwij to, jak chcesz. Mo\esz
wstrzymać się z zakupem telewizora do
przyszłej soboty. - Nawet nie chciał myśleć o
tym, \e miałby jechać na wieś bez Mattie.
A rzeczywiście powinien zajrzeć do swojego
wiejskiego domu. Dwa dni wcześniej
zadzwoniła do niego gospodyni, Sylvia, która
wraz z mę\em opiekowała się domem, i
poinformowała go, dziesięć razy przepraszając,
\e przeszkadza, o awarii centralnego
ogrzewania. Pękła rura, woda zniszczyła par-
kiet w jednym z pokoi na parterze. Nale\ało
wymienić kaloryfer, załatwić sprawę
odszkodowania;
110 CATHY WILLIAMS
w ka\dym razie obecność Dominica w weekend
była niezbędna.
- Myślałam, \e lubisz tam jezdzić sam.
- Powiedziałem coś takiego?
- Owszem. Mówiłeś, \e to jedyne miejsce,
gdzie mo\esz odetchnąć, zwolnić tempo, zapomnieć
na chwilę o swojej pracy, zatopić się w ksią\ce.
Twierdziłeś nawet, \e wyje\d\ając tam, nigdy nie
zabierasz laptopa, właśnie dlatego, \eby się zrela-
ksować, oderwać od codziennych obowiązków.
Dominic poczerwieniał ze złości, skrzywił się.
- Chciałem ci zrobić przyjemność.  Odwrócił
na moment wzrok, potem znowu podniósł spojrze-
nie na Mattie. - Nie mo\esz powiedzieć, \e nie
myślę o tobie.
Mattie serce zabiło szybciej. Dominic po raz
pierwszy powiedział coś, co mogło sugerować, \e
rzeczywiście myśli o niej, \e ona jednak istnieje w
jego świadomości. Uczepiła się jak idiotka jego
słów, pozbawionych zapewne większego znaczenia
i dopiero po dłu\szej chwili otrzezwiała.
- Zgoda, nie mogę powiedzieć, \e nie myślisz
o mnie - przytaknęła, wracając na ziemię.
Dominic zirytował się jeszcze bardziej.
- Postaram się nie występować ju\ więcej z
takimi nierozwa\nymi propozycjami, jak wspólny
wyjazd za miasto - oznajmił zjadliwie. - Mo\esz mi
jeszcze zemdleć.
- Wyjazd za miasto? - powtórzyła drętwo.
- Tak, wyjazd za miasto. Ludzie czasami wyje\-
WYBRANKA MILIONERA 111
d\ają. Na przykład kiedy chcą spędzić trochę czasu
razem. - Wiedział, \e powinien się wycofać, skapi-
tulować, ale nie potrafił.
Dlaczego Mattie nie chce z nim jechać? Przecie\
było im dobrze razem.
- Wiem, co to jest wyjazd za miasto - zaśmiała
się Mattie, usiłując oczyścić atmosferę.
- Z pewnością. Wyje\d\asz w ka\dy weekend,
jak rozumiem.
- Wiesz doskonale, \e nie.
- Prawda. Zapomniałem, \e ucząc się, musiałaś
cię\ko pracować, \eby popłacić rachunki, kiedy
twój kochaś zbijał bąki, krytykował cię i przepijał
ka\dy grosz, który wpadł mu do ręki.
Mattie puściła mimo uszu cierpką uwagę na
temat Franka, ale w duchu musiała przyznać Domi-
nicowi rację: Frank, z którym tyle ją łączyło, z któ-
rym prze\yła tyle lat, zawodził w decydujących
momentach.
- Kiedy byłam dzieckiem, jezdziłam na wakacje
do Kornwalii. - Podciągnęła kolana pod brodę i za-
patrzyła się w przestrzeń. - Co roku dwa tygodnie
słońca. Mieszkaliśmy na kempingu. Nie w dom-
kach, w przyczepach. Znasz takie kempingi, gdzie
przyczepy zaparkowane są na stałe?
- Nie.
- Jasne, \e nie. To miejsca dla biedaków. Nie
mogę jakoś wyobrazić sobie ciebie spędzającego
wakacje w przyczepie.
- Ja sobie ciebie te\ nie wyobra\am w przyczepie
112 CATHY WILLIAMS
- powiedział z uśmieszkiem. - Prędzej na
pla\y. Biały piasek, czysta woda, lekki
wietrzyk... wysepka stworzona dla dwojga.
Wygodny dom z drewniany mi podłogami,
moskitiera nad łó\kiem, wielkie, szeroko
otwarte okna, przez które do pokoju napływa
chłodne nocne powietrze...
Mattie mimo woli dała się ponieść wizji roz-
taczanej przez Dominika.
- Zapas jedzenia na kilka miesięcy, ale przy
pomoście stoi motorówka, na wypadek
gdybyśmy
chcieli wybrać się na ląd...
 Gdybyśmy"... Na tę liczbę mnogą Mattie
ocknęła się z rozmarzenia i zapytała:
- Z Rosalind?
- Nigdy - odparł Dominic zgodnie z prawdą.
Nigdy nie przyszło mu do głowy, by spędzać
z nią weekendy na wsi. A wakacje z kobietą?
Te\ nie brał tego nigdy pod uwagę. Urlop
spędzał zwykle w Grecji, z rodziną. Na
wyprawy w egzotyczne miejsca nie miał po
prostu czasu, zbyt cię\ko pracował.
Jeśli chciał trochę odpocząć, pozostawały
weekendy na wsi, jak to powiedział Mattie.
- Dlaczego?
- Dlatego, \e nie mam czasu leniuchować
na wyspach szczęśliwych, to raz. Dwa, nie
miałem ochoty zabierać Rosalind
dokądkolwiek. - Wzruszył ramionami. - yle mi
się z tobą rozmawia, kiedy siedzisz tak daleko -
powiedział cichym głosem.
- Przysuń się do mnie.
WYBRANKA MILIONERA 113
Mattie przesunęła się, umościła wygodnie, opar-
ła mu głowę na ramieniu, a kiedy otoczył ją ramie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •