[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słoikiem z mąką?
94
Anula
ous
l
a
and
c
s
Musiała pozbyć się Rolpha przed zapadnięciem zmroku. Poza
tym, gdyby teraz uroniła choć jedną łzę, nie mogłaby już powstrzymać
płaczu.
Przyciągnął ją do siebie, gdy chciała przejść obok niego.
- Do diabła, Saro. Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nie jestem
twoim Robertem! Nic na to nie poradzę. Ale przysięgam przed
Bogiem, że kocham cię tak samo mocno, jak on, bardziej niż
kogokolwiek na świecie. Przyrzekam ci, że jeszcze tu wrócę!
Sara stała bez ruchu. Jej serce prawie przestało bić, kiedy Rolph
mocno przywarł ustami do jej warg.
- Ty uparta kobieto - szepnął, ocierając się brodą ó jej wilgotny
policzek. - Niech ci się nie wydaje, że już ze sobą skończyliśmy. Gdy
tylko ułożę swoje sprawy, wrócę do ciebie.
- Nie będzie mnie tutaj - powiedziała kategorycznie. Rolph
przytulił ją mocniej do siebie, Poczuła jego męski
zapach, tak jej drogi, choć znała go dopiero od tygodnia;
- Owszem, będziesz tutaj - powiedział równie kategorycznym
tonem. - A ja wrócę. Obiecuję ci to, Saro. Pocałuj mnie na
pożegnanie, bo za chwilę znowu się zjawi ten niecierpliwy
młodzieniec.
Sara zrobiła to, choć ogarnął ją wstyd. Uniosła lekko głowę,
rozchyliła usta, a Rolph złożył na nich swój pocałunek. Cała
samotność, tęsknota, miłość i namiętność, uczucia, które ukrywała
nawet sama przed sobą w ciągu tych ostatnich kilku lat, ożyły nagle w
95
Anula
ous
l
a
and
c
s
niej jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I oboje wiedzieli,
czyja to zasługa.
Wreszcie Rolph odsunął Sarę od siebie.
- Muszę już iść, Saro. Chcę, żebyś wiedziała, że twój dom będzie
bezpieczny. Wydam rozkaz, aby cię nie nachodzono. Każę rozpuścić
wiadomość, że to dom sympatyków Unii. I wrócę, gdy tylko będę
mógł.
96
Anula
ous
l
a
and
c
s
Rozdział siódmy
Rolph zatrzymał się jeszcze w drzwiach i obejrzał za siebie. Sara
stała wyprostowana tam, gdzie ją zostawił. Podniosła rękę i otarła
policzek wierzchem dłoni. Rolph nie widział jej łez, ale nie było mu to
potrzebne. Wyraz jej oczu mówił sam za siebie.
Po raz ostatni rozejrzał się po pokoju. Na zawsze utkwi mu w
pamięci przytulne ciepło tego miejsca, nieco koślawa choinka, której
Becky nie pozwoliła mu usunąć, kominek z miechami, poobijany
miedziany czajnik i wielokrotnie prostowany pogrzebacz.
A także mały stół, na którym stał teraz koszyk Sary, i stoliczek
dla Emmy. A obok kominka ulubione krzesło Sary i... fotel jego brata.
Czując, jakby tracił coś cennego, Rolph cicho zamknął za sobą
drzwi.
- Jestem gotowy, kapralu.
Młody żołnierz wyczuł nastrój swojego dowódcy i szedł za nim
w milczeniu. Dopiero kiedy wyszli na drogę, zdecydował się
odezwać:
- Byłoby lepiej, poruczniku, gdyby oddał mi pan pistolet. Proszę
się nie obrażać, ale nie jest pan w mundurze. Gdyby spotkał nas
patrol, mielibyśmy kłopoty. Bez pistoletu będzie pan wyglądał jak
mój więzień.
97
Anula
ous
l
a
and
c
s
Rolph zgodził się ze swoim podwładnym. W końcu jakie to teraz
miało znaczenie? Czy teraz cokolwiek miało w ogóle jakieś
znaczenie?
W domu Sara przyglądała się filiżance, którą pozostawił po
sobie Rolph. Nadal były tam resztki nie dopitej kawy. Ucho filiżanki
było zatłuszczone, prawdopodobnie smarem, którym Rolph czyścił
pistolet. Jego usta dotykały jej brzegów, tak samo, jak dotykały...
Sara wzięła filiżankę do ręki i przytuliła ją do piersi. Nie będzie
płakać. Nie będzie! Opłakiwała już swoją matkę, ojca i męża. Nie
miała więcej łez.
Styczeń okazał się chłodny. W okolicy kręciły się patrole
Jankesów, ale żaden nie zbliżył się do farmy. Sara wolała wierzyć, że
sprzyja jej szczęście, a nie protekcja Rolpha.
Najmłodszemu synowi Annie zrobił się czyrak i na pocieszenie
Sara poczęstowała go resztką swojego cukru. Gdyby jej Becky
przytrafiło się to samo, Annie również starałaby się pocieszyć
dziewczynkę.
Luty przyniósł deszcz, trochę śniegu i potwierdzenie
najgorszych obaw Sary. Najgorszych obaw i jednocześnie skrywanego
zachwytu. Bóg jeden wiedział, że to była ostatnia rzecz, jakiej
potrzebowała. Będą ją obgadywać i wytykać palcami, a Becky też na
tym ucierpi. Lecz mimo to, Sara nie mogła powstrzymać radosnego
uśmiechu, kiedy kładła ręce na ciągle jeszcze płaskim brzuchu,
skrywającym w środku małą istotę.
98
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Ty również byś je pokochał, Robercie - szepnęła do siebie,
kręcąc skakanką, przez którą skakała Becky.
Na pewno zrozumiałby, że tak widocznie musiało się stać.
Dziecko z pewnością będzie miało rysy rodziny Jonesów -
ciemne oczy, ciemne włosy, ostry profil, myślała Sara tydzień pózniej,
walcząc z ogarniającymi ją mdłościami. Natomiast dzieci jej brata,
Jimmy'ego, będą pewnie podały jasne włosy i szare oczy.
Tymczasem szczęście odwróciło się od konfederatów. Stracili
mnóstwo ludzi, a ci, którzy zostali, byli głodni, zle odziani i, choć
była zima, często walczyli bez butów.
Jankesi natomiast mieli dość jedzenia i ubrań, a dzięki blokadom
w portach i na drogach rzecznych, trzymali Południe w szachu.
Młyny, które nie zostały zniszczone, stały bezczynnie. Nie było ani
ziarna pod zasiew, ani koni czy mułów do orania. Cena mąki, której
jakość była bardzo zła, dochodziła już do dwustu dolarów za worek.
Butów w ogóle nie można było kupić, nawet dla dzieci, które bardzo
szybko z nich wyrastały.
Sarę złościli niektórzy ż jej sąsiadów, którzy mieli jedzenie tylko
dlatego, że zgodzili się pracować dla tych przeklętych Jankesów.
Wśród nich była jej najlepsza przyjaciółka, Annie Walston.
Jednak pózniej dowiedziała się, że Annie została do tego
zmuszona, i Sara zapomniała o swoich urazach.
Kilka tygodni wcześniej Jankesi uznali, że duży dom rodziny
Walstonów, znajdujący się nad rzeką, znakomicie nadaje się na
kwaterę, Annie miała do wyboru -albo spakować rzeczy i wynieść się
99
Anula
ous
l
a
and
c
s
z dziećmi, albo przenieść się do dwóch pokoi i w zamian za
gotowanie, sprzątanie, mycie i szycie dla żołnierzy, zapewnić rodzinie
posiłki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •