[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siÄ™ do porzÄ…dku, wymierzajÄ…c sobie w wyobrazni klapsa. Niestety, tym samym
rozwiał się niczym dym nastrój moralnej wyższości i samousprawiedliwienia, i
znalazła się w punkcie, od którego zaczęła.
Jęknęła, zła na siebie, wytarła się i po chwili namysłu włożyła biały
frotowy szlafrok, bardzo uprzejmie dostarczony przez anonimową firmę, która
dbała o apartament. Nie będzie tracić czasu na tłumaczenie sobie, że nie
powinna przepraszać, pomyślała, podejmując decyzję ze swą zwykłą
- 73 -
S
R
impulsywnością. Wyszła z sypialni, przecięła przedpokój i doszła do sypialni
numer dwa.
Apartament był bardzo zmyślnie urządzony. Sypialnia z łazienką i
garderobą znajdowała się na przeciwległym końcu mieszkania. Druga sypialnia,
nie tak wielka, nie była też połączona z łazienką i garderobą. Miała za to
całkowite wyposażenie biurowe. Co, jak podejrzewała Amy, znaczyło, że
zamorski gość, który korzystał z apartamentu przez jakiś czas, mógł
przekształcić mniejszą sypialnię w gabinet z biurkiem, internetem, telefonem,
faksem i innymi nudnymi akcesoriami, od których biznesmeni wydawali się
uzależnieni. Kuchnia, salon, aneks jadalny - nie były od siebie oddzielone, co
dawało wrażenie otwartej przestrzeni.
Nie spał jeszcze. Mogła widzieć cienką linię światła pod drzwiami.
Wzięła głęboki oddech i zapukała. Kiedy po kilku sekundach usłyszała
 proszę", otworzyła drzwi, zanim miała czas się rozmyślić.
Leżał na łóżku, oparty o poduszki, z laptopem spoczywającym na udach. I
poza parą ciemnych, wzorzystych bokserek nie miał nic na sobie. Wszystko w
porządku, powiedziała sobie surowo. Przyszła tutaj, żeby uzdrowić atmosferę, i
zaraz siÄ™ wyniesie.
- Pracujesz? - Wydało jej się trochę dziwne, że ogrodnik pracuje na
laptopie tuż przed północą, ale uzyskała odpowiedz na swe pytanie, gdy
zamknął laptop i obojętnie poinformował ją, że przeglądał swoją pocztę.
Oblizała nerwowo usta.
- Jasne. Cóż...
- Możesz wejść - powiedział. - Nie gryzę. - Zsunął laptop na łóżko i
założył ręce za głowę, żeby móc lepiej obserwować Amy.
Frotowy szlafrok, który miała na sobie, najwyrazniej przeznaczony był
dla kogoś o wiele wyższego.
- 74 -
S
R
- Czego chcesz? - spytał szorstko i podszedł do okna, przysiadając na
szerokim parapecie. Jakoś leżenie w łóżku, gdy ona stała obok, wydało mu się
trochÄ™ niepokojÄ…ce.
Zaczerpnęła tchu i powiedziała szybko:
- Przyszłam cię przeprosić. Za to, że straciłam panowanie nad sobą i
byłam... cierniem w boku, po tym wszystkim, co dla mnie dzisiaj zrobiłeś.
Mogłeś po prostu wyprosić mnie z domu, ale wysłuchałeś mojej gadaniny, a
nawet zaproponowałeś, że zabierzesz mnie na Manhattan, żeby oszczędzić mi
skrępowania w towarzystwie Jamesa. - Czuła, że naprawdę się rozkręca.
Rafael pohamował chęć, by powiedzieć, że wcale aż tak się nie poświęcał.
Fakt, był to nietypowy dla niego dobry uczynek, ale miał swoje powody, i jak
się w końcu okazało, mile spędził czas, pomimo nieciekawego zakończenia
wieczoru.
Amy niepewnie zrobiła kilka kroków w jego kierunku.
- Wydaje mi się, że nawet ci nie podziękowałam... za sukienkę... i
oprowadzanie... i... - Zastanawiała się, czy powinna wyliczyć wszystkie
taksówki, za które płacił, nie wspominając już o potrawach, które spożyli.
Uniósł rękę, by powstrzymać potok jej wymowy.
- Mam już ogólny obraz sytuacji.
- I miałeś rację.
- Naprawdę? W czym? - Czasem nadążanie za jej rozumowaniem
przypominało próbę zatrzymania płynącej wody. I stała blisko niego. Za blisko.
- %7łe nie jestem ze sfery Jamesa. - Podeszła bliżej, impulsywnie
wyciągnęła rękę i otoczyła palcami jego przedramię.
- Nie ma powodu, byś zwierzała się... o tak póznej porze. - W ustach mu
zaschło.
- Kiedy ja chcę - odpowiedziała z powagą. Teraz jej obie drobne dłonie
spoczywały na jego skrzyżowanych ramionach.
- 75 -
S
R
Czuł, że reaguje jak każdy mężczyzna stawiający czoło seksownej
kobiecie, ubranej tylko w za duży szlafrok. Nawet jeśli ta kobieta była typem
zupełnie innym od tych, które go pociągały. Pod każdym względem, stwierdził
w duchu, poza fizycznym.
- Nie jestem z jego sfery. - Próbowała wyobrazić sobie Jamesa na łonie jej
rodziny.
James był czarujący, lecz wybredny. Mógł rozmawiać z każdym, ale
utrzymywał stosunki towarzyskie z ludzmi, którzy śmiali się z tego co i on, i
którzy lubili taki sam rozrzutny tryb życia.
- Nie rozumiem, jak mogłam nawet pomyśleć, że mógłby się mną
zainteresować. Poznałam kilku jego przyjaciół, kiedy przygotowywałam dla
nich poczęstunek w jego biurze. I te kobiety różniły się ode mnie. Były takie...
wytworne. - Zaśmiała się z zażenowaniem i zaczęła naśladować londyńską
damę z towarzystwa, rozmawiającą o pogodzie. Gdy tak się śmiała, zauważył,
że jej szlafrok rozchylił się odrobinę.
- Przeprosiny przyjęte. - Próbował się cofnąć, ale, rzec jasna, przyciśnięty
do parapetu, nie miał absolutnie pola manewru. Więc pozostał na miejscu,
postarawszy się, by nie mogła podejść bliżej.
- Dziękuję. - Amy powiedziała to szczerze. Z głębi serca. Jakiekolwiek
emocje zdarzyło się jej odczuwać, nigdy ich nie tłumiła. A w tej chwili
odczuwała skruchę.
Uniosła ręce, stanęła na palcach, gdyż był o wiele od niej wyższy, i
zamknęła oczy. Zamierzała pocałować go w policzek. Miał to być całus
życzliwy, przyjacielski i całkowicie stosowny.
Zamiast tego...
- 76 -
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Ostatnią kobietą, której Rafael dotykał, była Elizabeth. Wysoka i
kanciasta. W porównaniu z nią Amy wydawała się drobna i krucha niczym
figurka z angielskiej porcelany. Miał niemal wrażenie, że mogłaby się stłuc,
gdyby nie był dość ostrożny.
Sprzeczne uczucia zalały go niczym fala przypływu. Co też strzeliło mu
do głowy, żeby przyciągnąć ją do siebie? Całować, jak gdyby od tego zależało
jego życie? Ciągle było mu mało tych miękkich warg rozchylających się pod
naciskiem jego wygłodniałych, zachłannych ust. To zapamiętanie było
podniecające i przerażające jednocześnie.
Odsunął się, ale nie przyszło mu to łatwo. Jeszcze trudniejsze było
trzymanie jej na odległość ramienia, przyglądanie się, jak owija się ogromnym
szlafrokiem i rzuca mu wściekłe spojrzenie, zarumieniona, z wargami wciąż
jeszcze drżącymi od jego pocałunków.
Przeczesał włosy palcami.
- Nie powinno było do tego dojść.
Amy otworzyła usta, by powiedzieć mu, że ma cholerną rację, że nie
przyszła do jego pokoju po to, by ją napastował, i niech nie próbuje zrzucać na
nią winy! Tymczasem usłyszała swój głos:
- Dlaczego nie? Chciałam powiedzieć... - Chwyciła się pierwszego
wyjaśnienia, które przyszło jej do głowy. - Dlaczego? Tak... dlaczego wydarzyło
się to... co się wydarzyło?
- Masz rację - wycedził. - Dlaczego nie?
- Nie to zamierzałam powiedzieć!
- Nie? - Posłał jej tak seksowny uśmiech, że wstrzymała oddech. - Prawda
ma paskudny zwyczaj wypływania na wierzch, zgodzisz się?
- 77 -
S
R
Resztki wątpliwości Amy rozwiały się. Pragnął jej z powodów, których
nie próbował wyjaśnić, i ona go pragnęła. Oboje są dorośli. A więc, dlaczego
nie?
- Chciałaś po prostu powiedzieć, że mnie pragniesz... - Rozpaczliwie
pragnęła zaprzeczyć. Patrzyła na niego w milczeniu, gdy dłoń, która przed
chwilą łagodnie ją odepchnęła, teraz zaczęła leniwie pieścić jej ramiona. - Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •