[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyrazny, bez zakłóceń.
 Praktykant Rob do naczelnego
kosmika bazy. Pilne!  powiedziałem
do mikrofonu.
Dyżurny automat potwierdził odbiór
i teraz czekałem.  Naczelny kosmik.
Słucham&  odezwał się po chwili
głośnik.
 Praktykant Rob melduje, że
odkrył automat niszczący&
 O czym ty mówisz?
 Ten automat zniszczył mój
selenołaz& i mnie prawie też&
Tam po drugiej stronie kosmik
milczał chwilę.
 Skąd mówisz?  zapytał
wreszcie krótko.  Z drugiej stacji.
 Czy dobrze się czujesz?
 Tak& nie zdołał mnie trafić.
 Ja się pytam, czy w ogóle dobrze
się czujesz?
To mnie dotknęło. Co on sobie
właściwie wyobraża?
 Jak najlepiej  powiedziałem.
 Składam formalny raport i proszę
zapamiętać to u automatu dyżurnego.
 Dobrze już, dobrze& 
powiedział kosmik.  Nie masz się
czego obrażać. Zaraz przylecimy rakietą
do drugiej stacji i zobaczymy, co tam
jest naprawdę.
Rzeczywiście, nie upłynęło dziesięć
minut, jak wylądowali. Naczelny
kosmik, Krab i Uten  neuronik. Poza
tym przywiezli dwa androidy.
Gdy opowiadałem, Krab patrzył na
mnie z podziwem. Uten uśmiechał się z
niedowierzaniem, a twarz kosmika nie
wyrażała nic, podobnie jak  twarze
androidów.
 A gdzie jest twój selenołaz? 
zapytał Uten.
 Stoi w głębi tej doliny.
 Chodzmy więc do niego.
 On stoi w zasięgu  prostokąta .
Tam nie można podejść&
 Sami zobaczymy  powiedział
Uten.  Idziemy?  zwrócił się z
pytaniem do kosmika.
 Nie będziemy ryzykować. Co tam
jest, trudno powiedzieć, ale w każdym
razie nie będziemy ryzykować. Pójdą
androidy, a my będziemy je
obserwować z rakietki.  Uten
wzruszył ramionami. Nic nie
odpowiedział, ale widać było, że nie
wierzy w żadne  prostokąty . Uważał
się za znawcę Srebrnego Globu i nie
mógł sobie wyobrazić, że byle
praktykant może odkryć tu coś, co by
jemu nie było znane. Wsiedliśmy jednak
do rakietki i wystartowali w górę,
podczas gdy androidy ruszyły doliną.
 To tu  powiedziałem. 
Rzućmy flarę.
 Androidy jeszcze nie doszły.
Rzucimy, gdy będą już blisko 
powiedział kosmik.
Wisieliśmy więc nad doliną.
Rakietka wyrzucała z dysz czerwony
płomień. Jej ciąg równoważył
księżycową grawitację.
 Już są  powiedział Uten
patrząc w ekran radaru. O&  dodał,
bo nagle na ekranie zjawił się obcy
sygnał.  Flarę  zarządził kosmik.
Krab nacisną dzwignię i biały
płomień zaczął spadać na dno doliny.
Nie doleciał nawet do połowy drogi,
gdy na dole błysnęło i błękitny piorun,
jaśniejszy od flary, oświetlił każdy
kamień, każde załamanie ścian doliny.
Jeden sygnał radarowy zgasł  jeden z
androidów przestał istnieć; przestały
istnieć również jego radarowe oczy.
Drugi, wyraznie teraz widoczny w
blasku flary, posłuszny swemu
sprzężeniu samozachowawczemu,
próbował się wycofać. Nie zdążył.
Drugi błysk& i rozżarzony na chwilę
stał się także stertą nadpalonego złomu.
 No, Uten, ty nawet byś się nie
żarzył  powiedział Krab.
Uten nie odrywał wzroku od ekranu.
 Tak, to chyba inwazja 
powiedział cicho.
Kosmik tymczasem łączył się przez
bazę z Ziemią. Potem relacjonował
komuś z ziemskiego Instytutu Kosmiki
przebieg zjawiska. Słuchałem krótkich
zdań, a jednak nie bardzo wiedziałem, o
czym mówią. Głowa mi ciążyła i miałem
mdłości. Pamiętam jeszcze, że gdy
kosmik skończył mówić z Ziemią,
zapytał go Uten:
 Dlaczego nie wspomniałeś nic o
inwazji?
 Bo inwazji nie przeprowadza się
jednym automatem w bezludnej
księżycowej dolinie.
 Więc co to jest?  Kosmik
uśmiechnął się.
 Gdybym wiedział, niepotrzebni
byliby ci wszyscy specjaliści, którzy tu
przylecą.
 Ja&  chciałem powiedzieć, że
ja także myślałem o inwazji, ale
zakręciło mi się w głowie i plecami
oparłem się o pulpit rozrządu. Krab
mnie przytrzymał.
 Co ci jest?  zapytał.
 Nic, kręci mi się tylko w
głowie&  chciałem jeszcze coś
dodać, ale następnym moim
wspomnieniem jest dopiero biały kitel
naszego lekarza z bazy.
Miałem chorobę popromienną.
Podobno stałem za blisko strumienia
energii, który zniszczył selenołaz, i
dostałem jakąś końską dawkę.
Większość jej zatrzymał wprawdzie mój
skafander, ale to, co przeszło przez moje
ciało, wystarczyło, by mnie zapakować
do łóżka. Solem, lekarz naszej bazy,
zachwycony, że wreszcie ma pacjenta,
odwiedzał mnie osiem raty dziennie i
głównie jego staraniom zawdzięczam, że
zostałem w bazie i nie wróciłem
pierwszą rakietą na Ziemię. On też
przynosił mi najnowsze wiadomości.
 Wiesz, Rob, wylecieli dwie
godziny temu, by przywiezć ten
 prostokąt do bazy  wpadł do mnie
podniecony.
 Jak to, chcą rozbić bazę?
 Nie, oczywiście, że nie.
Zabierają się do niego w jakiś
przemyślny sposób. Wygaszają mu
fale& czy coś takiego.
 To się nie zawsze udaje&
 Nie martw się. Już oni się do tego
dobrze przygotowali. Przyleciała grupa
kilkunastu specjalistów z Ziemi. Mówię
ci, ruch w bazie jak na kosmodworcu.
Są też jacyś dziennikarze z wideotronii.
Chcieli ciebie zobaczyć, ale posłałem
ich do wszystkich kosmicznych diabłów.
 To ja jestem tak ciężko chory?
 Ależ nic podobnego, gdyby tak
było, poleciałbyś od razu na Ziemię. Nie
możesz myśleć w ten sposób, to fatalnie
przedłuża rekonwalescencję.
 No, właściwie ja się czuję
zupełnie dobrze& [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •