[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przekonać samą siebie.
- Mimo wszystko myślę, że tak - powiedział łagodnie. -
Uważam, że to był prawdziwy powód twojego odejścia.
- Miałam wrażenie, że jesteś inspicjentem, a nie
dyżurnym psychiatrą.
- Do tego nie trzeba psychiatry. Wielu ludzi boi się
trwałych związków. Popatrzyła na niego:
- A ty nie?
- Nie z tobą.
Niewiele brakowało, a by się rozpłakała, tu, w samym
środku Manhattanu, wzruszona ciepłym wejrzeniem jego oczu
i miłością wibrującą w jego głosie. Czemu odrzuciła to
wszystko przed rokiem? Dlaczego opiera się teraz? FBI i
KGB, Max i Allison i ten nieznany agent, wszystko to zatarło
się w jej umyśle, przytłoczone miłością do Reese'a.
Nieświadomie wyszeptała jego imię i nagle zarzuciła mu
ręce na szyję. Przygarnął ją mocno do siebie i zagłębił twarz w
jej włosach.
- Charley, Charley - wyszeptał. - Chodzmy do domu.
Pragnę cię. Odsunęła się nieznacznie i popatrzyła mu prosto w
oczy.
- Dobrze. Ja też ciebie pragnę.
Nie zwlekając zszedł z chodnika i przywołał taksówkę.
Jakimś cudem natychmiast znalazła się wolna. Przez całą
drogę milczeli, trzymając się za ręce. Wystarczyło, że byli
razem.
W hallu, gdy zmierzali do jego mieszkania, Charley miała
wrażenie, że z napięcia i oczekiwania za chwilę eksploduje.
Trochę jej przeszło, gdy zobaczyła, jak Reese nerwowo
przeszukuje kieszenie.
- Cholera! - mruknął pod nosem.
- Co się stało?
- Coś mi się zdaje - odwrócił się od drzwi - że nie uda mi
się zawlec cię do mojej jaskini tak szybko jak się
spodziewałem. Chyba zostawiłem klucze w teatrze. - Charley
spostrzegła, że się zarumienił, i tym jeszcze bardziej ją ujął.
- Może dozorca mógłby coś poradzić? - zasugerowała.
Wrócili na parter, lecz stukanie do drzwi dozorcy nie dało
żadnego rezultatu.
- Wygląda na to, że go nie ma - powiedział Reese, - Może
pójdziemy do ciebie?
- To niemożliwe - odrzekła Charley zdecydowanie.
Nie miała pojęcia, o której Allison wróci do domu. Nie
mogła dopuścić, by przyłapała ich razem. Poza tym miała
sposób na zatrzaśnięte drzwi, nie wymagający ani powrotu do
teatru, ani długiego oczekiwania na dozorcę.
- Rusz się - powiedziała gwałtownie. - Idziemy!
- Dokąd? - zapytał Reese, wchodząc za nią do windy.
- Do twojego mieszkania.
- Nie sądzę, by to mogło coś zmienić - powiedział, gdy
ponownie dotarli na trzecie piętro. - Drzwi są zamknięte, a
klucze... - urwał i popatrzył na Charley, która wydobyła z
torby coś, co wyglądało jak cienkie, srebrne szydełko.
Nie tracąc czasu na wyjaśnienia, włożyła to do zamka,
chwilę w nim manipulowała i oszołomiony Reese zobaczył,
jak zamek otworzył się z cichym trzaskiem.
- Gdzie się tego nauczyłaś? - zapytał. Posłała mu
szelmowski uśmiech: .
- Skauting czasem się przydaje.
- Nigdy nie słyszałem, żeby uczyli takich rzeczy -
powiedział, przytrzymując drzwi.
- Nie jesteś na bieżąco - zażartowała, mając nadzieję, że
wreszcie da spokój tej sprawie.
- Włamywać się, żeby zwędzić koleżankom
kieszonkowe?
- Zgadłeś! A teraz, skoro już jesteś w środku, lepiej sobie
pójdę - obróciła się na pięcie, gotowa do odejścia.
Przeczuwała, że Reese ma zamiar zasypać ją pytaniami, na
które nie będzie mogła odpowiedzieć. Besztając się w duchu
za zbyt spontaniczną reakcję na kłopot z kluczami, zrobiła
krok w kierunku windy.
Ale Reese przytrzymał jej ramię.
- Jeszcze nie jestem tam, gdzie chcę - powiedział, a jego
łagodny glos sprawił, że Charley porzuciła wszelkie myśli o
ucieczce. - Przynajmniej na razie.
Rozdział 7
Kochali się natychmiast, ledwie zamknęli za sobą drzwi
mieszkania, oboje niezdolni do opanowania nagłego
przypływu namiętności. Połączyli się w dzikim, szalonym
akcie, podsycanym bezmiarem wewnętrznych potrzeb
Charley, a także jej obawą, że odkryta na nowo radość
przebywania z Reesem nie może trwać. W końcu i tak, dla
jego własnego dobra, będzie musiała go porzucić. Dopóki
pracowała w FBI, przebywanie z nią było dla niego
niebezpieczne. Lecz czy mogłaby opuścić Biuro? To pytanie
wróciło do niej, gdy odpoczywali po miłosnych uniesieniach.
Czy umiałaby żyć gdzieś na prowincji, za drewnianym
parkanem oplecionym bluszczem? Nie, odpowiedziała
przygnębiona. Nie pasowała do takiego spokojnego, nudnego
życia. Potrzebowała dreszczu emocji związanego z karierą,
poczucia, że jej praca naprawdę się liczy. Ale to oznaczało
życie bez Reese'a. Powstrzymując łzy, mocno przylgnęła do
niego, całując go z zapamiętaniem.
- Hola, hola - uwolnił się z jej objęć. - O co chodzi?
Odwróciła się kryjąc twarz w poduszce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •