[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mieszkaniowego...
...Z burty statku wyłania się trap i zje\d\a po nim pękaty wehikuł...
... Lutz  mówi komandor Milady  jesteśmy przygotowani na wszystko. Plany obronne są
gotowe od piętnastu lat"...
... A tu z wehikułu wynurza się monstrualny pająk. Snuje za sobą nić i oplata nią komandora
Milady'ego i mnie, i magazyny. Ci z Admiralicji wrzeszczą...
... Karvitsch podskakuje i krzyczy:  Dobrze wam tak, dobrze wam tak! Zyg-zyg-zyg!" Klęka
przed kobietą w podkasanym kitlu... ...Pajęcza nić oplata nas bardziej... ... Milady, co z pańskimi
planami?!"... ... Lutz!!"...
Spałem sto czterdzieści minut. Zasnąć w takich okolicznościach! (Pózniej doktor Zend
wytłumaczył mi, \e w szczególnie trudnych warunkach psychofizycznych u człowieka mogą
wystąpić objawy zwolnienia funkcji fizjologicznych łącznie z okresową utratą przytomności).
Dzwigając się na nogi usłyszałem szmery swych poruszeń. A więc w komorach nie było ju\
pró\ni. Tak, nawet czuło się ten delikatny opór powietrza. Spuściłem wzrok i zapaliłem reflektor.
Niedawny otwór wypełniała pancerna plomba. W świetle reflektora zobaczyłem te\ inne łaty.
Pokrywały całą niemal posadzkę tego pomieszczenia i częściowo korytarza. Ponownie
przyjrzałem się boazeriom. Dziury, które, jak zrazu sądziłem, powstały po zniszczonym
dekompresją instalacyjnym osprzęcie, były wynikiem działania tych samych czynników, co
zamieniły w rzeszoto posadzkę. Statek przeszedł przez rój, i to przeszedł dość dawno,
zwa\ywszy warstwę kurzu powlekającego roztrzaskane skrzydła drzwiowe, które  jak z tego
wynikało  nie ja zniszczyłem. Załoga ograniczyła się do załatania pancerza, nie dbając o
usunięcie szkód wewnętrznych. I to było niezwykłe. Tusząc, \e i tym razem nikt tu nie zajrzy,
wyszedłem na korytarz. W tej ciszy kroki rozbrzmiewały jak uderzenia młota, choć cią\enie nie
przekraczało tutaj 0,8 grawitacji ziemskiej i starałem się stąpać miękko. Za gazoszczelną
oście\nicą uniesionej grodzi trafiłem na drzwi. Zwolniłem rygiel i ostro\nie je pchnąłem. Przez
szparę wdarło się światło i słaby hałas. Na tym odcinku korytarz był tak\e pusty, ale nie
opuszczony. Wśliznąłem się tam. Stanąłem przed pierwszym z długiego szeregu wejść. W
odrzwia, na wysokości mych oczu, wtopiona była tabliczka. Wygrawerowane na niej łacińskie
litery układały się w napis:
Zamra\alnia  F.
Przeczytałem go kilkakrotnie.
Bezwiednie wyciągnąłem rękę i wtedy drzwi samoczynnie się
otworzyły. Fotokomórka albo sensor. Za tymi drzwiami
znajdowały się drugie  ocieplane, zamknięte na
magnetyczny zatrzask. Nacisnąłem je ramieniem. W środku
zabłysło światło. Przed sobą miałem wypełniający całą
zamra\alnię stela\, oszroniony, dzwigający przezroczyste skrzynie. Nie potrzebowałem się do
nich zbli\ać: stąd widziałem, \e spoczywały w nich istoty; istoty, które naprawdę i najsłuszniej
mo\na nazwać ludzmi. To byli ludzie. Martwi.
Wycofałem się ze zdławionym gardłem. Minąłem zamra\alnię E, D, C, B i A. Za nimi, we wnęce,
zobaczyłem kręte schodki prowadzące na górne pokłady i odnogę łączącą równoległe korytarze.
Poszedłem prosto, konsekwentnie zmierzając w stronę dziobu. Gazoszczelne śluzy dzieliły ten
najni\szy pokład na odcinki długości kolejowego wagonu. Zatrzymałem się w trzecim licząc od
komór magazynowych. Tu mieściły się, jeśli wierzyć napisom na tabliczkach, kabiny osobowe.
Do dzisiaj nie wiem, czy tamte drzwi otworzyły się same, czy te\ ja je otworzyłem. Ujrzałem
wpatrzonego we mnie Obcego, który zdawał się wiedzieć, \e nadchodzę, i od dawna czekać, a\
przestąpię próg. Stał przede mną nagi, na rozkraczonych, pajęczastych nogach. Za nim
spacerował drugi Obcy. Poruszał się jak mechanizm: po ka\dym kroku zamierał na ułamek
sekundy. Ten przede mną wydał z siebie ostrzegawczy skrzekot i tamten zwrócił się ku mnie. To [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •