[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tego nie robi, niczego nie wskóramy gniewając się na nią.
Rozdawaj czas
Czasu wiecznie mamy za mało i dlatego jest jednym z najcen-niejszych artykułów pierwszej
potrzeby. Jest też jednym z naj-cenniejszych darów. Jak się rozdaje czas? Wysłuchując problemu
koleżanki, pisząc liścik z podziękowaniami, angażując się w spra-wę, która bezpośrednio Ciebie
nie dotyczy, zgłaszając się na wo-lontariusza, czytając dziecku książkę. Każda z tych czynności
pozwala przekroczyć siebie i pomaga działać z pozycji innej cząst-ki własnego Ja - tej
kochającej, troskliwej, hojnej. Jeden z moich kursantów, Dawid, opowiedział o tym, jak dzie-lił
się swoim czasem. Zgłosił się do Akcji Zwiątecznej, polegającej na odwiedzaniu chorych w
szpitalu w okresie świąt Bożego Na-rodzenia. Powiedział, że  otworzyło mu się serce i  opuścił
świat zwyczajny i małostkowy, by przenieść się w inny, bardziej wznio-sły wymiar . Zauważ,
jakie uczucia wzbudziło w Dawidzie to, co dał z siebie innym. Opowiedział o tym, jak śpiewał
dziecku w śpiącz-ce. Pielęgniarka powiedziała:  Zaśpiewaj mu - on Cię usłyszy . Było to
cudowne doświadczenie i Dawid radził reszcie grupy, by też się otworzyła i coś z siebie dała.
 To znakomicie poprawia samopoczucie!
Pewien mój znajomy po niedawnym wylewie poczuł się w cza-sie Zwięta Dziękczynienia hojnie
obdarowany. Mimo że poruszał się na wózku inwalidzkim, zgłosił się na ochotnika do darmowej
jadłodajni dla bezdomnych, by pomóc w przygotowaniu świą-tecznego obiadu. Nie żałuje ani
chwili. Wie, że jego osobiste za-angażowanie się liczy, mimo wylewu.
Zgłaszanie się na ochotnika, to także świetny sposób na spę-dzenie wakacji z dziećmi. Jedna z
moich koleżanek wpadła w osłu-pienie, kiedy jej córeczka, po otworzeniu 52 prezentów
gwiazdko-wych zapytała -  Tylko tyle? i powiedziała sobie -  Nigdy więcej . Od tej pory,
każdego roku, ona i córka biorą udział w opisanej przez Dawida Akcji Zwiątecznej i
zaobserwowała w cór-ce ogromną zmianę. Zamiast się zastanawiać, co dostanie pod choinkę,
córka spędza dużo czasu na robieniu prezentów dla chorych w szpitalu.
Chciałabym w tym miejscu wygłosić generalną uwagę na te-mat pracy ochotniczej. Kiedy
pracowałam w  Pływającym Szpi-talu , miałam wiele okazji obserwować wolontariuszy. Dzielili
się na dwie ogólne kategorie: jedni wiedzieli, że ich osobisty wkład się liczy, drudzy nie. I jakże
się oni różnili! Druga grupa pomagała nie dlatego, że chciała coś zrobić dla innych, ale dlatego,
że uważała, iż tak wypada -  Winny jestem coś społeczeństwu . Niektórzy wykorzystywali swoją
pracę spo-łeczną, by pokazać wszystkim, jacy to oni są  dobrzy . To nie znaczy, że nie było z
nich żadnego pożytku. Owszem, pomagali. Choć na pewno nie wszyscy! Zawsze stawało na
przeszkodzie ich własne Ja. Nie interesowali się, czego potrzebuje szpital, inte-resowali się tylko
karmieniem własnego Ja. W efekcie bardziej przeszkadzali niż pomagali. Co gorsza, niewiele
chyba czerpali satysfakcji i poczucia wartości z tego co robili. Ci natomiast, którzy wiedzieli, że
ich praca się liczy, to całkiem inny gatunek ludzi. Nie było ich słychać, ale można było na nich
polegać. Reagowali na nasze potrzeby zanim jeszcze je zdążyli-śmy wyartykułować. Nie
spózniali się i nigdy nie nawalali. Robi-li wszystko, o co ich prosiliśmy, łącznie z najczarniejszą
robotą. Robili to z radością, wiedząc, że są przydatni. Rzadko opowia-dali o swojej pracy - po
prostu ją wykonywali. I wszyscy ich bar-dzo kochali.
Pewność, że nasz osobisty wkład się liczy lub brak takiej pewno-ści - robi kolosalną różnicę. Jeśli
nie wiesz jeszcze, że Twoje zaanga-żowanie się liczy, przynajmniej zachowuj się tak, jakby to
była praw-da. Zadaj sobie pytanie:  Co bym teraz robił, gdyby to się naprawdę liczyło? Jak bym
się zachowywał? . To naprawdę działa. A zatem, wiedząc, że się liczysz lub przynajmniej
 udając , że tak jest, rozdawaj czas. Jakiż to wspaniały dar!
Rozdawaj pieniądze
Pieniądze to dla większości z nas ogromne wyzwanie. Choćbym nie wiem jakie sukcesy
odnosiła, oczyma wyobrazni zawsze wi-dzę siebie, osiemdziesięciodwuletnią staruszkę, stojącą
na rogu ulicy z kubkiem w ręku i żebrzącą. Okazuje się, że nie ja jedna mam takie lęki. Skąd się
one biorą, nie mam bladego pojęcia. Ni-gdy w życiu mi niczego nie brakowało i, jak na ironię,
kiedy żyłam na własny rachunek, miałam więcej pieniędzy aniżeli wtedy, kie-dy mnie ktoś
utrzymywał. A mimo to, lęk mnie nie opuszcza. Boimy się kłopotów finansowych niezależnie
od tego, czy je-steśmy bogaci czy biedni. Czytałam niedawno w gazecie o pew-nym niezwykle
bogatym człowieku, któremu nadal śni się po nocach, że wszystko traci. Ile by taki nie miał,
zawsze mu będzie mało. Wiele lat temu, w podrzędnym skądinąd filmie, usłysza-łam kapitalne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •