[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zawsze odebrać Iaina jej oraz rodzinie MacNeillów. Dobry Panie Boże, pomyślała.
Ośmieliła się znowu zerknąć na inżyniera, który przyglądał jej się badawczo, a wyraz twarzy
miał zakłopotany. -Panno MacNeill - powiedział - proszę pozwolić, że zapytam... czy myśmy
się już wcześniej nie spotkali?
3
29
- Nie wydaje mi się, żeby nas sobie wcześniej przedstawiono^ panie Stewart - odpowiedziała
Margaret MacNeill. Głos jej był; cichy i melodyjny, a angielszczyzna, doskonała i nasyconat
miękką, delikatną śpiewnością gaelicką, nie przypominała silnię akcentowanego dialektu
szkockiego. Meg wydawała się starannie dobierać słowa, ostrożna i nieufna, jakby się przed
czym| chciała uchronić.
Dougal zauważył, że jest smukła i zgrabnie zbudowana, choć ubrana tak skromnie. Stopy
miała obsypane piaskiem, zaciśnięte dłonie gładkie, śliczne i niezniszczone. Jeżeli pracowała
przy wyciąganiu sieci i patroszeniu ryb, jak wiele hebrydyjskich kobiet, nie było tego po jej
rękach widać. Gęste złote loki ściągnęła do tyłu i częściowo przykryła lekkim pledem.
Ocienione fałdami wełny rysy twarzy były zachwycająco symetryczne, a zarys delikatnych
szczęk zdradzał skłonność do uporu.
Nic dziwnego, że zdawało mu się, iż widział ją wcześniej. Taka jasna skóra i smukła budowa
były typowe dla wielu mieszkańców Hebrydów. Odziedziczyli te cechy po wikingach, któ-
rych mieli wśród przodków. U Norriego również je widział, w jego jasnej cerze, wysokich
kościach policzkowych i żywych, niebieskich oczach.
Młoda kobieta oczy miała świetliste, niebieskozielone ze srebrzystymi iskierkami.
Przypatrywał jej się bacznie, ze zmarszczonymi brwiami, i przypomniał sobie, jak przed laty
ocknął się na chwilę ze snu, uniósł powieki i zobaczył dziewczynę, siedzącą u wylotu jaskini,
w której schronili się razem podczas sztormu. Zwitało już wtedy i wyraznie widział jej twarz
oraz niezwykłe tęczówki o tym samym delikatnym niebieskawozielonym odcieniu co niebo o
brzasku.
Margaret MacNeill miała oczy tamtej dziewczyny. Doprawdy, tak bardzo przypominała
niezapomnianą morską boginkę, że Dougalowi wydało się, iż ją poznaje, co wstrząsnęło nim
do głębi: ciarki mu przeszły po skórze, a głęboko w sercu narastało instynktowne poczucie
pewności. Więc jednak mogła istnieć naprawdę, a on miał wtedy taki zamęt w głowie, że się
nie zorientował?
Jeżeli się domyśliła, że to był on, w żaden sposób tego nie okazała, nawet nie drgnęła. Robiła
wrażenie spokojnej i chłodnej, ale zauważył u niej drobne oznaki zdenerwowania: umykała
przed nim wzrokiem, mocno wciskała smukłe palce stóp w piasek.
Nadal marszcząc brwi, wciąż nie do końca pewien, przeniósł uwagę na starego MacNeilla.
- Pan Stewart jest szefem od latarni morskiej - mówił Norrie swojej wnuczce.
- Inżynierem nadzoru - poprawił go z uśmiechem Dougal. -Skierowała mnie tu Komisja
Northern Lighthouse, zajmująca się budową latarni morskich na północy kraju. Uzyskaliśmy
zezwolenie na prowadzenie budowy na Sgeir Caran oraz na ustawienie baraków na Cąransay.
30
- Wiem o tym, panie Stewart - odpowiedziała lakonicznie.
Jeżeli go nawet poznała, uświadomił sobie Dougal, raczej się na jego widok nie ucieszyła. Nie
mógł mieć jej tego za złe. Jego postępek zasługiwał na potępienie. Poruszony tą myślą zacho-
wał z pozoru spokój, ale wiedział, że musi porozmawiać z panną MacNeill na osobności, i to
szybko.
Jeszcze nie zdecydował, co w tej sprawie zrobi. W oczywisty sposób winien jej był
przeprosiny i jakieś wyjaśnienie - zakładając, że da się usprawiedliwić jego zachowanie
tamtej nocy. Okazał się głupcem, po tysiąckroć, i musi się przed nią do tego przyznać.
- Widziałem, jak pan i pańscy ludzie wcinaliście się dzisiaj w twardą działkę - odezwał się
Norrie. - Słyszałem uderzenia młotów i dłut, kiedy wypłynąłem ściągnąć sieci.
- Twardą działkę? - zapytał Alan Clarke.
- Sgeir Caran - wyjaśniła Margaret MacNeill, a Norrie syknął, jakby ją chciał uciszyć. - Mój
dziadek, podobnie jak wielu innych rybaków z Hebryd, nie wypowiada na głos nazwy tej
skały.
- Bo niedobrze to robić - oznajmił Norrie.
-Będę o tym pamiętał - zapewnił Dougal. - Dołożę wszelkich starań, by podczas pobytu na
Wyspach szanować lokalne tradycje.
- Więc dlaczego pan buduje na skale - zapytała cierpko dziewczyna-skoro jest ona dla
mieszkańców tej wyspy miejscem owianym legendą?
- Nie zdawałem sobie sprawy, że łączą się z nią jakieś legendy.
- Twarda działka należy do each-ulsge - wyjaśnił Norrie. Do pana głębin.
- Do kogo? - nie zrozumiał Alan.
- Do morskiego kelpie - powiedziała mu Margaret - który ponoć jest stworzeniem o wielkiej
czarnoksięskiej mocy i niekiedy przyjmuje postać białego konia, a niekiedy mężczyzny.
- Powiadają, że od czasu do czasu przybywa na Sgeir Caran w poszukiwaniu żony - ciągnął
Norrie. - Ta skała należy do niego, rozumie pan. Jeżeli dziewczyna go zadowoli, uspokaja
sztormy, które szaleją nad Caransay, wabi więcej ryb do nasaych sieci i obdarowuje
szczęściem nas wszystkich. Jeśli natomiast obudzi się jego niezadowolenie, wywołuje
potężne sztormy, a ryby się nam wymykają. Ma taką moc, że potrafiłby zatopić pod falami i
twardą działkę, i tę wyspę.
-Ni e należy się temu waszemu kelpie narażać - mruknął Dougal.
31
- Dzięki naszym tradycjom możemy sprawić, że each-uisge jest zadowolony - powiedział,
kiwając głową, Norrie.
- A co dla niego robicie, zostawiacie mu kosze pełne ryb? - zapytał Alan. - Myślę, że sam
może ich sobie z łatwością nałapać. Gdybym był kelpie, chciałbym placków owsianych i
whisky, i wszystkich ślicznych dziewuszek, jakie wpadłyby mi w ręce.
Norrie już miał parsknąć suchym śmiechem, ale powstrzymał się, kiedy zerknął na wnuczkę,
która marszczyła brwi i nie wydawała się rozbawiona.
- Mamy szacunek dla naszych wielowiekowych tradycji - warknęła - nawet jeżeli są tacy, co
go nie mają.
- Proszę o wybaczenie, panno MacNeill. - Douglas pochylił głowę. Wiedział, że przebiegiem
dnia na Hebrydach potrafi kierować nieprzerwany ciąg przesądów, uwzględniający każdą
chwilę od jednego wschodu słońca do drugiego i każdą zaistniałą w rym czasie sytuację.
Tradycje, legendy i wiara w czary dawały tym ludziom poczucie bezpieczeństwa i siły w
surowym i nieprzewidywalnym otoczeniu. Alan również wymamrotał przeprosiny, a
dziewczyna spoglądała srogo to na jednego z mężczyzn, to na drugiego.
- Słyszeliśmy o waszych kłopotach z damą - odezwał się Norrie. Dougal posępnie przytaknął.
- Zakładam, że mówi pan o moim sporze z lady Strathlin. Rozumiem, że baronowa utrzymuje
letnią rezydencję na tej wyspie. Czy istnieje możliwość, by wkrótce pojawiła się na Caransay?
Chciałbym się z nią spotkać i pokazać, jak pracujemy na Sgeir Caran.
Zapadło niezręcznie milczenie. Stary człowiek powoli pykał z fajeczki i postukiwał nią o
zęby.
- Tak sobie myślę, że nie ma tu teraz tej damy - powiedział w końcu Norrie.
- Wiem, ze teraz jej nie ma. Ale jeżeli pojawi się na wyspie, mam nadzieję, że ktoś mnie o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •