[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siedzieć bardziej wyprostowany. - Mały Ole myślał już o tym widocznie wiele razy. Okazało się, że
miał rację; rzeczywiście można było przeciągnąć linę i umocować ją pod siodłem. Ole wyjął z
sakwy zwój grubego sznura i zrobił tak, jak zaproponował chłopiec.
- Naciągnij trochę mocniej, jeśli ci się uda. - Mały Ole spostrzegł, że jego ciało powoli
przyjmuje bardziej wyprostowaną pozycję, tak że mógł już patrzeć przed siebie.
- No dobrze. Możemy spróbować. - Ole odsunął się trochę na bok i ku swemu zdumieniu
zobaczył, że chłopiec siedzi dostatecznie prosto, by złapać cugle. Ole sprawdził, czy ma nóż w
pogotowiu na wypadek, gdyby nagle trzeba było szybko przeciąć linę, ale ufał, że Czarny nie
zawiedzie.
- Dobrze siedzisz?
- Tak. Możemy ruszać. - Mały Ole promieniał jak słońce w letni dzień, gdy Ole cmoknął na
konia. Widać chłopiec był zdania, że bezpieczniej jest trzymać się mocno siodła, i znów mocno się
go chwycił, tym razem z tyłu. Dzięki temu siedział jeszcze bardziej wyprostowany i nie rzucało nim
tak bardzo.
- No to jedziemy. - Ole ostrożnie poprowadził Czarnego w stronę podwórza i nagle usłyszał
śmiech. W tym serdecznym śmiechu chłopca kryły się niewypowiedziana wdzięczność i wielka
radość. Ole wiedział, że tę chwilę zapamięta na zawsze.
- Całkiem dobrze. - Ole zauważył, że Mały Ole zyskuje coraz większą kontrolę nad ciałem i
stopniowo udaje mu się zgrać z ruchem konia. Po krótkiej rundzie kolo spiżarni postanowili
przemierzyć cale podwórze i obejść dużym kołem wszystkie budynki. Kiedy zaczynali trzecie
okrążenie, na ganek wyszła Marte i z dumą pokiwała głową. Ole dostrzegł w jej oczach łzy, ale jej
glos brzmiał pewnie i ciepło.
- O, gospodarz chyba już nie odzyska swego konia - zażartowała. - Tylko patrzeć, a
będziemy musieli cię pilnować, żebyś nam nie odjechał.
Mały Ole puścił siodło i chwycił za cugle. Na końskim grzbiecie zupełnie inaczej odbierał
własne ciało i po pewnym czasie zauważył, że potrafi panować nad mięśniami.
- Patrz, potrafię siedzieć prawie bez podparcia.
- Tak, świetnie! - Ole spostrzegł, że lina, którą mocno napiął, teraz zwisała luzno, a to
oznaczało, że chłopiec siedzi prosto bez żadnej pomocy. Skoro tak, zastanowił się, to może Mały
Ole dzięki ćwiczeniom mógłby poruszać się bez kul? Albo przynajmniej tak długo trenować jazdę,
aż bez trudu utrzyma się w siodle. Jednak nie należy sobie robić zbyt wielkiej nadziei, trzeba
cieszyć się nawet najmniejszą poprawą.
- Teraz przejedziemy się drogą - zdecydował Ole. - Nie możemy jezdzić w kółko, bo
zadepczemy całą trawę.
Skręcił z podwórza na drogę. Mimo że prowadziła w dół, a teren był nierówny, Mały Ole
nie stracił równowagi. Cieszył się z każdym krokiem konia i nie zwracał uwagi na zimny jesienny
wiatr, który dmuchał mu w policzki. Przed nim otwierała się wieś, a z końskiego grzbietu miał
dobry widok na dolinę. Las był gęsty, ale wokół gospodarstw rozciągały się otwarte pola i
uprzątnięte ogródki. W jesiennym świetle zaorana ziemia wydawała się zimna i surowa i
przypominała brązowe skórzane łaty.
- Myślisz, że orły widzą dolinę w ten sposób, jak my teraz? - chciał wiedzieć Mały Ole.
Uważnie przyglądał się okolicy i chłonął wszystkie wrażenia.
- Być może - odparł Ole. - Tylko, że z góry wszystko wydaje się jeszcze mniejsze.
- Może i nas teraz widzą? - Mały Ole nie mógł spojrzeć prosto w chmury nad sobą, tylko
przekrzywił głowę i z ukosa patrzył na niebo.
Ole rozglądał się na wszystkie strony, wypatrując orła, ale dziś niebo było puste.
- Orły z pewnością nas widzą, dzięki swemu niezwykłe ostremu wzrokowi, chociaż my ich
nie możemy zobaczyć.
- Czy pojedziemy daleko?
- Tak daleko, jak długo wytrzymasz.
- W takim razie dzisiejszej nocy nie położysz się spać. -Mały Ole spojrzał poważnie na
gospodarza. - Mógłbym tak jezdzić bez końca. Pomyśleć tylko, że to ja siedzę w siodle.
W ostatnim zdaniu było więcej zdumienia niż radości. Chłopiec zaczynał chyba już wątpić,
że kiedykolwiek usiądzie na końskim grzbiecie, lecz Ole był już pewien, że dzisiejsza przejażdżka
nie jest ostatniÄ….
- Zjedziemy jeszcze na chwilę na główną drogę. - Ole pomyślał, że mógłby poświęcić
Małemu Olemu cały dzień, skoro ta wyprawa jest dla niego tak ważna. Przez moment przemknęło
mu przez myśl, żeby pojechać do Rudningen, ale wtedy musiałby usiąść za Małym Olem na
końskim grzbiecie, a to mogłoby być trudne. Chłopiec potrzebował jeszcze trochę treningu.
Ole prowadziÅ‚ konia w górÄ™ doliny i rozmyÅ›laÅ‚. PrzypomniaÅ‚ sobie o Åsmundzie i ogarnęło
go nieprzyjemne przeczucie. Ciągle jeszcze nie udało mu się wyjaśnić, dlaczego Karoline i Marit
Sletten spotkaÅ‚y siÄ™ w księżycowÄ… noc z Jørnem i szwagrem nad brzegiem rzeki. Nie przychodziÅ‚o [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •