[ Pobierz całość w formacie PDF ]

im z uwagą, odpychana, a jednocześnie przyciągana ich straszliwym
pięknem. Poskręcane, sękate drzewa z twarzami demonów na pniach;
wilk z obnażonymi kłami, dziki i niebezpieczny - każda rzezba
portretowała naturę w jej najbardziej perwersyjnej, złowrogiej postaci.
Forest obrócił ją i zmusił, by spojrzała mu w twarz. Jego oczy
płonęły intensywnie i martwo. Przestraszyła się. Przyciągnął ją bliżej,
tak blisko, że czuła na twarzy jego gorący oddech.
- To nie są żadne cuda, Julio. To obłęd! Czyste szaleństwo!
Uwierz mi!
Wybuchnął śmiechem. W jego głosie rzeczywiście zabrzmiało
szaleństwo.
Krzyknęła, wyrwała się i pobiegła na górę. Jego śmiech gonił ją,
deptał po piętach. Był to śmiech potępieńca.
Jeszcze długo po wyjściu Julii w pomieszczeniu unosił się zapach
jej perfum. Foresta otaczał lekki, kwiatowy aromat, który pobudzał
zmysły i dotkliwie przeszywał duszę.
Usiadł na taborecie przy stole warsztatowym. Kręciło mu się w
głowie. Całe ciało drżało w następstwie pocałunku. Nie powinien jej
całować! Dobry Boże, nie powinien poznać smaku tych słodkich,
gorących ust!
Zapomniał... Zapomniał już o wspaniałym uczuciu, jakie
człowieka opanowuje, gdy trzyma w ramionach kobietę. Zapomniał,
jak to jest, gdy ona się całym ciałem przytula. Zapomniał o gorącej
tajemnicy kobiecych ust poddających się pocałunkowi. I to nie jakiejś
tam kobiety,.. Julii.
Jej imię wywołało w nim dreszcze. Położył głowę na stole i
otoczył ją ramionami. Czekał na ten pocałunek od chwili jej przyjazdu
do Kingsdon. Wyglądała wtedy na taką zmęczoną, przybitą, a mimo
to w jej karmelowych oczach dostrzegł wyraznie nieugiętą dumę.
Spodobała mu się. Już wtedy jej zapragnął, a pózniej jego pożądanie
systematycznie rosło.
Przez ostatnie dziesięć lat żył w kompletnej izolacji. Na początku
wynikało to ze skrajnego smutku, który trawił jego duszę. Plotki
również trzymały wszystkich z dala. Szybko samotność stała się jego
sposobem na życie.
A Julia odmieniła wszystko w mgnieniu oka. Sprawiła, że
powróciła do niego pradawna ludzka potrzeba miłości, przyjemności
wynikającej z pieszczoty skóry trącej się o skórę, ust szukających
żaru, ciał poruszających się zgodnym rytmem namiętności. Dzięki niej
przypomniał sobie o wszystkich tych rzeczach, które były dla niego
nieosiągalne, na które już nie zasługiwał. Przypomniał je sobie... i
zapłakał.
- Jesteś mi tak naprawdę potrzebna do odbierania telefonów -
wyjaśniła Lorna w poniedziałkowy ranek. - Często nie ma mnie w
redakcji, a ludzie wciąż dzwonią z różnymi sprawami, które, według
nich, nadają się na artykuł. Zapisuj ich nazwiska i numery telefonów.
Spróbuj się też dowiedzieć w ogólnym zarysie, o co im chodzi.
Julia kiwnęła głową i usiadła przy biurku w małym pokoiku
redakcyjnym. Lorna wyjaśniła jej już, że  Gazeta Kingsdon" jest
lokalnym tygodnikiem. Pokazała pracownicy siedzibę czasopisma, na
którą składał się duży magazyn z szafkami na stare numery
sięgającymi od podłogi do sufitu. Część pomieszczenia, wydzieloną
takimi samymi szafkami, stanowiła siedziba Lorny. Drukarnia
mieściła się w piwnicy.
- Och, na pewno zadzwoni dziś Edith Windslow. Udawaj, że
spisujesz jej nazwisko i numer. - Lorna uśmiechnęła się. - Zawsze
dzwoni w poniedziałek, żeby zdać relację z weekendowych
doświadczeń z UFO. - Redaktorka oparła się biodrem o biurko. -
Edith twierdzi, że kosmici zabierają ją w każdy piątek wieczorem.
Przez cały weekend przeprowadzają na niej różne badania, po czym
przywożą ją z powrotem w niedzielę wieczorem.
- Wierzysz jej?
Lorna parsknęła śmiechem.
- Wierzę, że Edith jest dziewięćdziesięcioletnią, samotną kobietą,
w której życiu nic się dzieje. Ale nie wierzę w jej opowieści o
weekendach na statku kosmicznym. - Spojrzała na zegarek i wstała. -
Muszę już iść. Za dziesięć minut spotykam się z kobietą, która
rzekomo wyhodowała dynię o kształcie głowy Abrahama Lincolna.
To niełatwa praca, ale ktoś to musi robić. - Wzięła aparat z półki. -
Powinnam wrócić około południa.
Julia usiadła przy biurku i rozejrzała się dookoła. Za oknem
zobaczyła cienie na ulicy Głównej wywoływane przez całkiem ostre,
jesienne słońce. Wszędzie widać było przygotowania do rozpoczęcia
nowego dnia pracy. Starsza kobieta zamiatała chodnik przed sklepem
spożywczym. Podniosły się rolety w magazynie artykułów żelaznych
naprzeciwko. Ktoś się krzątał w salonie fryzjerskim znajdującym się
nieopodal.
Kingsdon było miłym miasteczkiem. To rodzaj miejsca, w którym
chciałoby się zapuścić korzenie. Julii nie brakowało wielkomiejskiego
życia. Nie raz i nie dwa próbowała przekonać Jeffreya do wyjazdu z
Nowego Jorku i osiedlenia się w mniejszej miejscowości.
Bobby czuł się tu świetnie. Przez tydzień tutaj jego stan
emocjonalny uległ większej poprawie niż przez całe dziewięć
miesięcy, jakie minęły od śmierci ojca. Gdyby sprawy przedstawiały
się inaczej, chętnie by tu została. Ona i Bobby wrośliby w Kingsdon,
rozkoszowaliby się przynależnością do tej małej społeczności. Ale
wiedziała, że któregoś dnia będzie musiała wyjechać. Pocałunek
Foresta wszystko zmienił.
Na to wspomnienie ogarnęła ją fala gorąca. Pocałunek dogłębnie
nią wstrząsnął, rozpalił pożądanie, jakiego nigdy wcześniej nie
doświadczyła.
Fizyczna strona jej związku z Jeffreyem nigdy nie była specjalnie
fascynująca. Choć Julia wyszła za mąż, oczekując pasji, żądzy i
fizycznej intymności, jaka istnieje tylko między kochankami, szybko
się zorientowała, że Jeffrey jest raczej oziębły. Nie minęło wiele
czasu, a i jej namiętna natura została stłumiona. Musiała zadowolić się
tym, co miała do dyspozycji.
Lecz pocałunek Foresta obudził w niej ten głód, który długo
drzemał w uśpieniu. Instynktownie czuła, że nie interesowały go
kobiety, które poprzestają na małym. Domagałby się odpowiedzi,
oczekiwał takiej samej pasji, jaką on sam oferował.
Drgnęła na dzwięk dzwonka telefonu. Dobrze, że coś wyrwało ją
z tych myśli.
-  Gazeta Kingsdon", słucham - powiedziała do słuchawki.
Przed nią leżał przygotowany papier i długopis. Odłożyła go, gdy
przedstawiła się Edith Windslow. Starsza pani ze szczegółami
opowiedziała o tym, jak wyglądał jej ostatni weekend na statku z
Marsa.
Ranek minął, jak z bicza strzelił. O dziwo było całkiem sporo
telefonów od mieszkańców, którzy chcieli się podzielić jakimiś
informacjami. Pani Johnson, dyrektorka szkoły podstawowej,
zawiadomiła, że za dwa tygodnie w szkole odbędzie się zabawa. Burt
Simpkins chciał zamieścić w gazecie ogłoszenie o jego pralni
chemicznej. Kilka osób zostawiło nazwiska z prośbą, żeby Lorna do
nich oddzwoniła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •