[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dzisiaj wieczorem. Doktor tutaj pracuje.
- A nie mówiłem? Wiedziałem, że to on.
- Mieliśmy trochę szczęścia - potwierdził Shanahan i skinął głową. - Będzie
dziś pracował na nocnej zmianie. Załatwię to tak, żeby sprzątał męską toaletę
zaraz przy archiwum. Wiesz, gdzie to jest? Bo ja nie. Nigdy nie byłem w tym
budynku.
- Wiem, gdzie to jest - odpowiedział Carlos. - Nie wolno nam korzystać z tej
ubikacji.
- Tej nocy skorzystasz - powiedział Shanahan z krzywym uśmiechem. - Będzie już
pózno, prawdopodobnie po dziesiątej. Czekaj tam na niego. Nie zapomnij.
- Będę tam - zapewnił Carlos.
- Powinno pójść łatwo - mówił Shanahan. - Będziesz miał do czynienia z nie
uzbrojonym i niczego nie spodziewającym się człowiekiem w małym pomieszczeniu.
Dopilnuj, żeby jego ciało zniknęło tak jak ciało Marshy Baldwin.
- Zrobię, jak mówisz - obiecał Carlos.
- Tylko tym razem nie spieprz - uprzedził go Shanahan. - Zaręczyłem za ciebie,
nie chciałbym się okryć wstydem.
- Nie ma sprawy! - powiedział z naciskiem Carlos. - Dziś w nocy go zabiiiję!
Rozdział 17
Poniedziałek wieczorem, 26 stycznia
Kim wyprostował się z jękiem. Odstawił ciężki mop z drewnianym trzonkiem i
położył ręce na biodrach, aby jak najmocniej się przeciągnąć.
Sprzątał samotnie frontowy hol, począwszy od recepcji. Przez ostatnie dziesięć
minut miał w uchu słuchawkę i poskarżył się Tracy, jak bardzo jest wyczerpany.
Współczuła mu.
Sprzątanie obejmowało cały teren rzezni. Ekipa zaczęła od umycia hali ubojowej
przy pomocy węży z parą pod wysokim ciśnieniem. Była to ciężka mordęga, bo
ważące kilkaset funtów węże musiały zostać wciągnięte na podesty.
Potem sprzątacze przenieśli się do sali, w której czyszczono kości. Sprzątanie
jej zajęło im resztę zmiany, aż do przerwy na kolację o osiemnastej. W tym
czasie Kim poszedł do samochodu i zdołał zmusić się do zjedzenia kanapek,
które przygotowali rano.
Po przerwie na kolację przydzielano Kimowi różne prace. Podczas gdy pozostali
mieli już dosyć, on zaofiarował się, że zmyje frontowy hol.
- Już nigdy więcej nie będę się skarżył, że chirurgia to ciężka praca -
powiedział do mikrofonu.
- Po takich doświadczeniach wynajmę cię do sprzątania domu - zażartowała
Tracy. - Myjesz okna?
- Która godzina? - spytał Kim. Poczucie humoru do reszty go opuściło.
- Parę minut po dziesiątej - powiedziała Tracy. - Została ci niecała godzina.
Zdążysz?
- Bez trudu - uspokoił ją Kim. - Od godziny nie spotkałem żadnego z moich
kolegów po miotle. Pora odwiedzić archiwum.
- Pospiesz się! - ponagliła Tracy. - Kiedy tam wej dziesz, czuję, że znów będę
cała w nerwach. Nie wiem, jak długo jeszcze to wytrzymam.
Kim wetknął ciężki mop do wiadra i pchnął je w głąb holu, pod drzwi archiwum.
Miejsce po zbitej szybie w drzwiach zostało zakryte cienką sklejką.
Kim nadusił klamkę. Drzwi ustąpiły z łatwością. Wszedł do archiwum i włączył
światło. Pokój wyglądał zupełnie normalnie. Stłuczoną szybę oraz kamień, który
Kim tutaj wrzucił, już uprzątnięto.
Po lewej stronie ciągnął się długi rząd szafek biurowych. Kim na chybił trafił
otworzył najbliższą szufladę. Była tak ciasno wypchana teczkami, że nie sposób
było tam wcisnąć ani jednej kartki papieru.
- O Boże - powiedział Kim. - Odwalają mnóstwo papierkowej roboty. Nie pójdzie
mi tak łatwo, jak przypuszczałem.
* * *
Koniuszek cygara El Producto rozżarzył się na parę sekund, po czym przygasł.
Elmer Conrad zatrzymał w ustach dym przez kilka przyjemnych chwil, a pózniej z
zadowoleniem wydmuchnął go pod sufit. Elmer był szefem drugiej zmiany
sprzątaczy. Miał tę pracę od ośmiu lat. Jego filozofia pracy polegała na
zwijaniu się jak w ukropie przez pierwszą połowę zmiany i na obijaniu się
przez drugą. Właśnie teraz Elmer wchodził w fazę obijania się. Z nogami
podpartymi na stole patrzył na ścienny zegar w stołówce.
- Chciałeś mnie widzieć, szefie? - zapytał Harry Pearlmuter, wtykając głowę do
stołówki z tylnego holu. Harry był jednym z podwładnych Elmera.
- No - potwierdził Elmer. - Gdzie jest ten nowy cudak?
- Zdaje się, że macha mopem w holu frontowym. Przynajmniej tak powiedział.
- Myślisz, że posprzątał tam ubikacje? - zapytał Elmer.
- Nie wiem - odparł Harry. - Mam sprawdzić?
Elmer spuścił nogi na podłogę. Stanął i wyprostował się w całej okazałości.
Miał ponad sześć stóp wzrostu i ważył sto dwadzieścia kilogramów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •