[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez Cartiera wielce wychwalany, żył "obecnie daleko na zachodzie, wśród
przepastnych borów, nad brzegiem tajemniczego Jeziora Hurońskiego, którego nikt
z białych jeszcze nie widział. Francuzi spodziewali się stamtąd wielkich plonów,
więc gdy Champlain wyznaczył na tę odpowiedzialną placówkę tak lekkomyślnego
młodzieńca, wielu zazdrośników w Quebecu kiwało głowami, a niektórzy sierdziś-
cie się oburzali: Etienne Brule miał zaledwie dziewiętnaście lat, a już klął jak
stary, pił jak koń, za dziewkami indiańskimi się uganiał jak gach w marcu, i kto
wie, czy w ogóle wierzył w Boga. Nicpoń, zepsuty wartogłów!
 Zaprzepaści nam wszystko!  zrzędzili ludzie  Odstrę-czy nam Huronów!... Po
drodze do nich załamie się, chłystek!...
Ale Champlain wierzył w Etienne'a, nie zmienił postanowienia i wysyłając
młodzieńca z niezłym zapasem towarów wy-
57
ich obyczaje, nakłonić szczep do handlu z Francuzami, a następnej wiosny
przywiezć kupę futer.
W ciągu trzech miesięcy Brułe przemierzył blisko tysiąc pięćset kilometrów
wodnymi szlakami, wiosłując na swym canoe przy pomocy przygodnych Indian w górę
Rzeki Sv.~. Wawrzyńca; potem przebijając się przez bystrzyny jej dopływu " 
rzeki Otta wy  dotarł do jeziora Nipissing, a stąd ćo Hu-rońskiego  - pierwszy
Europejczyk, który odważył się wtargnąć w te nieznane ostępy, i zapewne, jak
świat światem, najmłodszy odkrywca, jakiemu kiedykolwiek wypadło stawić czoło
tylu niebezpieczeństwom.
W okresie  indiańskiego lata", kiedy liście klonów rozpalały się jesiennym
szkarłatem, goło wąsy poseł Charnplaina dobił do wsi hurońskich, -powitany nader
przyjaznie: zagony nieubłaganego wroga, Irokezów, coraz bardziej dawały się we
znaki Huronom, a obecność młodego przybysza zwiastowała pomoc Francuzów.
Od samego początku Etienne Brule pokazał, że miał łeb na karku. Zwietnie
potrafił sobie radzić z dzikimi mieszkańcami puszczy i, co więcej, jednać ich
zaufanie. Zaledwie poduczył się języka, już wciągnęli go w wewnętrzne rozgrywki
szczepu* Od dawna zanosiło się na wojnę domową, a przynajmniej rozłam w
szczepie. Młodzi wojownicy, rozgoryczeni despotycznymi rządami starszyzny,
gotowali się do zbrojnego buntu. Groziło to zagładą szczepu ze strony Irokezów.
Etienne, który stanął po strome młodzieży i uzyskał przemożny wpływ na nią,, z
niezwykłą zręcznością uśmierzał wzburzenie. Młodzi chcieli go obrać jednym ze
swych wodzów. Lecz on, roztropny i pełen taktu wobec starszyzny, nie dał się
namówić. Wolał pozostać" tylko pośrednikiem i handlarzem skórek. Natomiast
nakłonił szczep do pójścia w knieję na zimowe łowy.
Gdy następnego lata wracał do Quebecu, wracał triumfalnie: więcej niż połowa
szczepu towarzyszyła mu na niezliczonych
58
obładowani płynęli Huroni.
Zeszłoroczni oszczercy nie posiadali się ze zdziwienia. Handlarze zacierali
dłonie. Champlain kraśniał z radości i kładąc rękę na ramieniu przybysza
oświadczył:
 A teraz, chłopcze, odpoczniesz sobie w Quebecu! Dam ci wygodną kwaterę!
 Nie, panie. Dziękuję!
 Dziękujesz?
 Tak. Wracam zaraz do Huronów.
Gubernator spojrzał uważnie na zuchowatą twarz ogorzałego młodzieńca. Brule
nosił na sobie indiański strój ze skóry jeleniej.
 Hej, Etienne!  zaśmiał się Champlain.  Czy chcesz zostać Huronem? Czy tak
ci zasmakowały młode Indianki?
Niebawem Huroni odpłynęli do swych lasów, zadowoleni z utargowanych przedmiotów,
paciorków, błyskotek, koców, noży, siekier i  niestety  niewielu strzelb.
Zadowoleni tym bardziej, że z Francuzami zawarli przymierze przeciw nienawistnym
Irokezom. Wraz z nimi odpływał Etienne Brule.
Był to niepospolity junak, nad wiek dojrzały. Dziarski i niepohamowany;
zmysłowy, rozwiązły i przebiegły; niespożyty, przedsiębiorczy, szalony, wesoły i
braterski, ów syn chłopa spod Paryża, urodzony w Champigny-sur-Marne, wykazał tu
w lasach kanadyjskich jak gdyby wszelkie cnoty i wszelkie wady galijskie. Był
przedziwnym skrzyżowaniem  jednakowo żaru i stali; połączeniem błahych
kaprysów, wzniosłych polotów i rzemiennej twardości.
Gdy w następnym roku sam Champlain odbył podróż w te odległe strony, zastał
Huronów pod urokiem swego inlerprete. Jak gdyby Brule rzucił na nich czary,
wielu wojowników gotowych było pójść za nim w ogień. Jedynie starszyzna nie
podzielała zachwytu młodych, ale tłumaczono to sobie  i całkiem słusznie  jej
skrytą zazdrością.
 Jak tego dopiąłeś?  wypytywał go gubernator.  Czyś oczarował ich? Poisz
może wódką?
59
 Może psujesz ich? Prowadzisz na manowce?
 Scpiisii, świętym nie jestem!
Francuzi starli się z Irokezami już w pierwszym roku swego pobytu w Kanadzie.
Sami zresztą ich zaczepili, wtedy jeszcze nie przeczuwając, co to za gniazdo
kąśliwych szerszeni. Dopiero pózniej, w następnych latach, otwarły im' się oczy
na grozne niebezpieczeństwo, jakie dla nich narastało od strony mściwego wroga z
południa. Niebezpieczeństwo, które w ciągu całego wieku miało doprowadzić ich
kolonię prawie do ruiny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •