[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Franka  zacięła się kamera. Reżyser i operator klęli całkiem współcześnie, chociaż wszystko
działo się za Kościuszki. Franek był rozczarowany. Statyści cieszyli się. Zarobili na czysto
jeden dzień.
Do Warszawy odwieziono go samochodem. Jutro o szóstej znowu ma być w wytwórni.
Ale prawdziwe kino było dopiero w szkole.
Więc najpierw klasówka z matematyki. Ta sama, którą Franek przespał kilka dni temu i
która miała zadecydować o stopniu na rocznym świadectwie.
Profesor tkwił na katedrze nieruchomy jak sfinks i ani na chwilę nie odrywał oczu od ła-
wek.
Kiedy wzrok jego padał na Franka, Franek czuł się jak pod ostrzałem najcięższej artylerii.
Wolałby nacierać na wroga z niewygodnym bębnem, niż szukać odpowiedzi na pytanie, któ-
rego kompletnie nie rozumiał. Takie bojowe zadanie przerastało jego siły.
W dodatku, jeżeli zginie w tej nierównej walce, nikt nie będzie po nim płakać. Straci rok.
Nim upłynęła lekcja, poniósł sromotną klęskę. W chwili gdy wydawało mu się, że zaczyna
łowić ukryty sens, podobnie, jak tępym widelcem łowi się śliski, marynowany grzybek  pro-
61
fesor zapytał go, nad czym tak duma i czy nie ma zamiaru wziąć się do pracy. Franek zgubił
wątek i musiał zaczynać wszystko od początku. Oczywiście, zadania nie rozwiązał.
Na pauzie Marychna zapytała, ile mu wyszło.
 Wyszło szydło z worka  powiedział i odwracając się tak stuknął Gryla, że tamten wy-
rżnął łbem o ścianę.
Gdyby w pobliżu nie było wychowawcy, na pewno doszłoby do bójki, bo chociaż Gryl
zrobił zaraz płaczliwą minę, to i tak zdążył uderzyć Franka kułakiem. Franek kątem oka za-
uważył Filutka. Powiedział cicho i złowieszczo:
 Przy najbliższej okazji spuszczę ci takie manto, że cię rodzona babka nie pozna, Grzdylu
jeden!
 Chyba się wściekłeś  powiedziała Marychna.  Jak jesteś taki silny, to pobij się z woz-
nym. Jeszcze się z nim nie biłeś.
 Jakby zaczął, to też by dostał po uszach  rzekł Franek odchodząc.
Był wściekły. Dość ma tego wszystkiego: całej tej Marychny, szkoły, klasówki, awantur i
w ogóle. Niech sobie mówią, co chcą, a on ma dosyć. Dosyć!
Boże! Cóż to będzie za piekło, jeżeli zostanie na drugi rok! Ucieknie z domu albo... Nie!
Jest ratunek! Jest przecież wyjście! Dzisiaj po lekcjach idą z Godlewskim i Maksem odkopać
skarb. Ma nawet starą, saperską łopatkę, dostał ją w Rembertowie. Jak mógł o tym zapo-
mnieć?
Godlewski i Maks rozwiązali zadanie, ale obydwaj nie byli ze siebie zadowoleni: Maks
rozwiązał prawidłowo i mimo to otrzymał całkiem inny wynik niż wszyscy, a Godlewski miał
dobry wynik, ale nie umiał powiedzieć, w jaki sposób do niego doszedł. Wydaje mu się, że
ktoś mu podpowiedział.
Teraz skwapliwie zgodzili się na wyprawę.
 Franek ma rację, trzeba się ratować.
Dzień był pogodny i wyprawa zapowiadała się pomyślnie.
 Zobaczycie, że potem wszystko się zmieni  powiedział Franek  a ten Grzdyl to chyba
wyskoczy ze skóry.
 Miałeś globus, że wziąłeś ze sobą łopatkę  stwierdził Maks.  Rękami byłoby ciężko,
twarda ziemia.
 To frajer. Pracy się nie boję. %7łeby tylko już prędzej znalezć.
 Wiecie co? Zróbmy tak, jak poprzednio. Rozejdzmy się i niech każdy szuka osobno.
Większe szanse.
 Mój ty geometro! Wpadłeś na genialny pomysł. W nagrodę będziesz sobie mógł wziąć o
złoty więcej. Damy ci po pięćdziesiąt groszy w charakterze premii za pomysł racjonalizator-
ski. Dasz, Maksiu?
 Dlaczego ja?
Maks myślał już o samochodowych książeczkach PKO. Filutek wyraznie zmalał i błąkał
się po szkole, szukając protekcji. Wóz był zaparkowany na boisku i wozny uważał, żeby go
nikt nie dotykał palcami. Potem na lakierze zostają ślady. To dziwne: dlaczego nikt nie zwra-
ca dzieciom uwagi, że nie wolno dotykać samochodów i motocykli? Przecież to cudza wła-
sność.
Franek w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć wierszyka. Pamiętał tylko, że któraś
zwrotka kończy się na  ma gosposię i że było to w lesie. Zaraz, jak to było?
Ojciec w mercedesie,
Kryśka gdzieś w kosmosie...
Nie, jakoś inaczej.
62
Ojciec w mercedesie,
Kryśka dłubie w nosie...
Też nie tak. A może by ułożyć coś całkiem innego? Tamto ma przecież zapisane, nie
ucieknie mu. Już wie. Ułoży coś na Gryla i jutro sprzeda w klasie. Ale będzie ubaw!
Szedł, rozgarniając łopatką trawę. Licho wie, jaki ma być ten drążek: duży czy mały? Fra-
nek rozglądał się po polu i równocześnie układał wiersz. Już on go zrobi na szaro. Kryśka
przecież nie dłubie w nosie. Nigdy nie dłubała. W nosie dłubią tylko tacy, jak Gryl. Więc tak:
Gryl w mercedesie dłubie w nosie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •