[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skomplikowanego życia i zaczął nowe, piękniejsze. Jak jednak miałem to zrobić?
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć.
Byłem zakochany, naprawdę zakochany. Odwiedzałem Mię tak często, jak to było możliwe.
Jednakże bywały dni, kiedy nie miała czasu. Była członkiem grupy teatralnej. Grała na harfie.
Do tego często towarzyszyła matce podczas wizyt w domu starców. Odwiedzały tam ludzi,
którzy nie mieli nikogo, kto by o nich pamiętał.
To było wszystko, co wiedziałem o Mii - kochała muzykę i obrazy van Gogha. Miała dobre
układy z rodzicami i młodszym bratem. Zawsze pachniała troszkę wanilią, bo używała
perfum z tym składnikiem. Miała drobne, wąskie dłonie i ważyła czterdzieści osiem
kilogramów. Podobnie jak ja, w marcu obchodziła urodziny, lubiła burzę i śnieg. Miała cały
regał
90
wypełniony książkami i brała korepetycje z matmy. Uczyła się tańców rumuńskich, a jej
ulubionymi kwiatami były chyba przebiśniegi. W każdym razie zatrzymywała się
zachwycona, gdy w lutym pierwsze wyrastały ze zmarzniętej ziemi.
- Zerwać ci kilka? - zapytałem.
- Nie, niech rosną. Zerwane tak szybko więdną - odpowiedziała.
Zgodziłem sie z nią, bo przecież miała rację. Ale wieczorem przyniosłem z piwnicy jedną z
doniczek Adama. Następnego dnia, zamiast pójść do szkoły, wykopałem w parku pęk
przebiśniegów, rosnących pod nagim jeszcze drzewem, i wsadziłem go do małej doniczki.
Wyglądał pięknie, naprawdę cudnie. Zaniosłem doniczkę z kwiatami do domu Mii i
postawiłem ją przed drzwiami do domu. Mia była, oczywiście, w szkole, Konstantin w
przedszkolu, a rodzice gdzieś poza domem. Mia ucieszy się, gdy w południe znajdzie
przebiśniegi, byłem tego pewien. Od razu będzie wiedziała, kto je przyniósł. Przez chwilę
stałem tam i patrzałem na ogródek i cichy dom. Jakby to było pięknie, gdybym mógł tutaj
mieszkać, gdyby to był także mój dom, w miejsce naszego szkaradnego, ponurego domu
czynszowego. Tutaj w ogrodzie też rosło kilka pojedynczych przebiśniegów, lecz nigdzie nie
było ich w jednym miejscu tak wiele, jak w małej ceramicznej doniczce stojącej przed
drzwiami wejściowymi.
Poszedłem stamtąd zadowolony i postanowiłem zobaczyć małe drzewko, które Adam i ja
przed trzema laty przesadziliśmy do lasu.
Czy rosło tam nadal?
Pojechałem aż do pętli na skraju miasta i pobiegłem do
lasu.
Nie udało mi się jednak znalezć tego miejsca. Biegałem po całym lesie, lecz on był jak
zaczarowany. Nie pamiętałem już, gdzie to było. W końcu zrezygnowałem i wróciłem do
domu, na naszą nudną ulicę, wszedłem do naszego brzydkiego domu, a po chwili do naszego
niechlujnego mieszkania.
* * * 91
 Zawsze jesteś bierny na lekcji, Patryku", powiedziała pani Alban, moja wychowawczyni w
szkole specjalnej.
 Ten stale patrzy tak agresywnie", mówiły między sobą trzy dzT&wczęta, które chodziły do
mojej klasy, podczas głupiej rozmowy w grupach, do której co tydzień zmuszała nas pani
Alban.
 Jesteś mięczakiem", powiedział Lino, gdy znowu z sobą rozmawialiśmy.
 Nie bądz zawsze taki ponury", powiedział pan Bernhard, który siedział u nas, gdy
przyszedłem do domu.
Niczego już nie pojmowałem ani nie znałem siebie samego.
 Jesteś kochany", powiedziała Mia.
 Opowiedz nam trochę o sobie", powiedzieli rodzice Mii.
 Zagraj w coś ze mną", poprosił braciszek Mii, Konstan-tin, i wdrapał mi się na kolana.
To tylko było pewne, że nie cierpiałem tego, kim byłem.
13
W pomalowanej na żółto kuchni w domu, gdzie mieszkała Mia ze swoją rodziną, wisiał na
ścianie obok drzwi mały, oprawiony w ramkę obrazek. Było to niezbyt wyrazne zdjęcie
malutkiej, bardzo szczupłej dziewczynki ze skołtunionymi włosami, smutnymi oczami i
zaciśniętymi ustami. Dziewczynka miała na sobie za ciasną, krzywo nałożoną sukienkę z
falbankami, siedziała sztywno wyprostowana na małym plastykowym krześle i z wytężoną
uwagą patrzała na kogoś, kto ją fotografował.
Często przechodziłem obok tego obrazka, lecz jeszcze nigdy nie przyjrzałem mu się
dokładnie.
Pewnego dnia stanąłem przed nim jak zaczarowany.
- Kto to jest? - spytałem Mię, która gotowała spaghetti.
- Ja - odpowiedziała, wsypując sól do garnka.
- Ty? - zapytałem, mimo że w gruncie rzeczy sam to
92
widziałem. Te duże oczy w małej, smutnej twarzyczce dziecka były oczami Mii. Oczami Mii,
które miały szczególny kolor - nie były ani zdecydowanie brązowe, ani zielone. Ale też nie
niebieskie ani szare. Stanowiły jakąś cętkowaną, ciemną mieszankę tych kolorów.
- Jak to ty? - spytałem, wciąż wpatrując się w zdjęcie.
- To było w Rumunii... w domu dziecka - wyjaśniła Mia z wahaniem, nie patrząc przy tym na
mnie.
Zmieszany zmarszczyłem czoło.
- Ty byłaś w domu dziecka? - powtórzyłem w końcu i podszedłem do niej, stojącej przy
kuchence.
Mia skinęła głową.
- Do drugiego roku życia - powiedziała i uśmiechnęła się.
- Wtedy Paul i Marlena adoptowali mnie.
Teraz patrzeliśmy na siebie z bliska.
- Dlaczego nigdy mi o tym nie opowiedziałaś? - zapytałem. Mia wzruszyła ramionami.
- Nie wiem - powiedziała w końcu, mieszając spaghetti.
- Niechętnie o tym mówię.
- Naprawdę spędziłaś dwa lata w domu dziecka? - spytałem ponownie, patrząc przy tym na
nią, jakbym ją widział po raz pierwszy. - Co się stało z twoimi prawdziwymi rodzicami?
Mia znów wzruszyła ramionami.
- Miałam tylko matkę - zaczęła powoli. - Nie mam pojęcia, kto był moim ojcem. Matka
urodziła mnie, gdy była bardzo młodą dziewczyną, nie dawała sobie rady, dlatego zostawiła
mnie u swojej matki i wyjechała. Kiedy babcia zachorowała, zabrano ją do szpitala, a mnie do
domu dziecka. Potem babcia umarła... - Mia znów wzruszyła ramionami. - Nie pamiętam tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •