[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Proponowałam zdjęcie nagiej, zmysłowej Murzynki. W środkowoeuropejskim kraju nie ma w
żadnej agencji fotki gołej Murzynki. Nie ma. Dwa, trzy miliony zdjęć - artystycznie
przetworzonych dup i cyców. Zwykłego, wyraznego czarnego ciała (chociażby opalonego na
heban) niet. Kompromis: wybieramy Mulatkę. Jest w zasadzie biała.
Grafik pokazuje okładkę do Fałszerzy Gide a. Sfotografował na ulicy podarty plakat z okiem. Po
wydaniu książki zjawił się właściciel podartego oka. Znany zabawiacz telewizyjny. Przyszedł do
grafika z adwokatem. Oko zostało wzięte (wyłupione z ulicy?) nieprawnie. Naraziło go to na
szkody materialne. Płyta z piosenkami zabawiacza sprzedała się gorzej, niż przewidywano, gdyż
publiczności skojarzyło się zapewne oko na okładce Fałszerzy z okiem wykonawcy. %7ładnej ugody
stron, żądanie wielotysięcznego odszkodowania.
- Może być trzy? - zaproponował adwokat grafika.
- Może - zabawiacz odebrał honorarium za bezczelną głupotę.
Idziemy z Pietuszką na Przekręt. Najprawdziwszy przekręt, cocktail ze zlewek. Od początku
zerżnięcie z Reservoir dogs Tarantino, potem nieudolne kopie z Braci mafiosów Scorsese, z filmów
Kusturicy. Ma być śmieszne, a jest hucpowate. Zniesmaczeni wychodzimy. Beata zachwycona
montażem Przekrętu, kilkunastoletnia kuzynka Pietuszki - pomysłowością. Pytamy ją, czy widziała
któryś z filmów, przerobionych przez spryciarza reżysera. Nie - za młoda.
Zawadzamy o bank, wypłacam trochę dolarów. Urzędniczka dzwoni do centrali i patrzy na nas jak
na Bonnie and Clyde a.
- Pani ma debet, kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Pietuszka zachowuje zimną krew.
- Bzdura. Wyluzuj się, nie strasz dziecka.
W Polsce wszystko jest możliwe, ktoś nacisnął nie ten guzik i wyżarło mi dziurę na koncie. Kafka.
Więzienie, policja. Zaraz mnie zamkną. Z bizneswoman stałam się bidawoman. Biegniemy do
głównego banku. Sprawdzają: pomyłka. Jutro konto będzie odblokowane.
94
KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.pl
9 II
Warszawska Praga w wiosennym słońcu ma swój sznyt autentyczności, przypomina Aódz.
Biurowiec  Stylu nie oznakowany żadną tabliczką. Wieżowiec-widmo. To chyba wbrew
przepisom, nakazującym firmom wywieszenie szyldu, i wbrew zasadom feng shui. Minimal art,
skromność milionera w robotniczej dzielnicy?
Recepcja też wyczyszczona z napisów. Przy wejściu, na całą ścianę, zdjęcie Kisiela, zasłaniającego
w przerażeniu oczy. Kisiel w budyniu?
Z producentką zdjęć przechodzimy na piętro do redakcji. Zluzy drzwi pokonujemy kartą
elektroniczną, wkładaną w każdy mijany czujnik. Szklane ściany. Gdzieś w połowie budynku
gabinet redaktor naczelnej - Królowej Matki, mającej pieczę nad swoimi  robotnicami ,
uwijającymi się między przezroczystymi plastrami miodu - z pokoju do pokoju:  bzzzk , karta
magnetyczna otwiera przejście.
Fotografie pokazują kogoś innego niż mnie. Moje myśli?
W barku  Stylu dorzynamy z Małgosią tekst. Pietuszka tłumaczy się z braku zakorzenienia w
Szwecji i w Polsce.
- Pietuszkin, kto ma teraz korzenie... wszyscy hodujemy implanty - pocieszam go.
- Ale wracasz do Polski - Małgosia, notując, naciska mocniej długopis.
- Jestem socjologiem dewiacji, wyobrażasz sobie dla mnie lepsze miejsce?
Z zaplecza rozlega się charakterystycznie polskie, jak Góralu, czy ci nie żal, walenie w
schabowego.
- Aup, łup - z sakralną niemal powagą masakrowanie mięsa na narodową potrawę. Mesjasz
narodów, przybijany do deski kuchennej - łup, łup.
Pola nie ma czkawki, ma cechę charakteru - upór. Stąd jej jednostajne podskoki, obijające mi
pępek.
10 II
Służewiec. W sklepiku ogrzewanym papierosem okutanej szalami sklepikary szukam cejlońskiej
herbaty. Nie pamiętam pudełka.
- Taka pakowana na Cejlonie.
- Wszystkie pakują w Polsce - odchrypia.
- O, jest - przypominam sobie nalepkę. Obrażona sklepikara rzuca mi z łaski pięć pudełek. W
kiosku obok proszę o bilety.
Facet w kolejarskiej czapce warczy:
- Co tak wolno, ludziom się spieszy.
Wchodzę do supermarketu, przynajmniej tutaj nikomu nie będę przeszkadzać. Sprzątaczka ze
szmatą i wiadrem komentuje głośno moją trasę między półkami:
- Niczego nie kupuje, a lezie po świeżo umytym.
Odwieczne pouczanie: na ulicy, w gazetach. Nie stać ich na poglądy, wystarczy poczucie racji i
skrzywdzonej wyższości: sprzątaczki, sklepowej, polityka, krytyka.
Do czego ja wracam? Do mieszkania za lasami, przedmieściami? Tęsknię za szwedzką
delikatnością, którą brałam za powolność ogłupiałych dobrobytem wikingów.
Rozkładamy z Pietuszką papiery, liczymy finanse. Jemy pospiesznie parówki drobiowe. Są w pre-
zerwatywie trudnej do rozkrojenia nożem.
- Czy ty wiesz, że będziesz samotną matką? -ogląda deklaracje podatkowe.
- Mam cię zaskarżyć o alimenty?
- Według prawa podatkowego... nie opłaca się nam pobierać. Tak samo ze zwrotem podatku za
95
KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.pl
mieszkanie.
- Sądzisz, że to specjalnie? Finansowe kuszenie do złego, nakłanianie do grzechu w katolickim
kraju?
- Dla mnie to najzwyklejszy taoizm katolicki. Musi się wyrównać: hasła o polityce prorodzinnej z
antyrodzinną prawdą. Patrz czarno na białym, taois-tycznie: to uzupełnianie się przeciwieństw -
Pietuszka podsuwa mi PIT-y.
Ostatnie szczegóły w nowym domu. Bierzemy do towarzystwa siostrę Piotra. Zatwierdzamy ściany,
sufity. W kuchni kolumna - w niej szafa. Proszę kierownika budowy o złagodzenie jej kantów.
Tłumaczę, zaokrąglam dłonią gipsowe ścianki. Budowlańcy patrzą na mnie jak na potłuczoną.
Dyrektor osiedla rozumie - mieszkał w Kanadzie, tam też unika się ostrych kantów. Siostra-
naukowiec, zwana przez Piotra Madame Raison - racjonalizuje:
- Dziecko może sobie rozciąć główkę.
- Normalne dziecko nie wali głową w ścianę - szepcze do niej Pietuszka, który jedyny wie, o co mi
naprawdę chodzi z tą kanciastą kolumną.
Widzę siebie z boku. Wariatka. Przekonuję trzech dorosłych mężczyzn do tego, żeby kwadratowe
było okrągłe. Kiwają ze zdziwieniem głowami.
- Jest kancik - wąsaty robotnik z dumą wali w bok na wpół wybudowanej kolumny. - Nie ma być
kancika?
Nie mogę im wyjawić moich prawdziwych motywów. Dziecko z rozciętą czaszką działa na ich wy-
obraznię, ale w życiu nie zaokrąglą kancików dla chińskiej bzdury feng shui... Subtelne drgania
energii, tnącej przestrzeń... to se pani może o kant d..., za przeproszeniem, potłuc.
W końcu kierownik budowy obiecuje zaokrąglić pod warunkiem znalezienia tego tamtego, za-
okrąglającego.
My o drobiazgach, a tu brakuje pół podłogi. Kupiliśmy za mało.
- Co z progiem? - pyta groznie kierownik. -Jaki próg?
- Różnica poziomów między podłogą w salonie i kafelkami w kuchni, nie mówiąc o różnicy między
nową podłogą w salonie a standardową w sypialniach.
- Progi w mieszkaniu? - pyta pogardliwie robotnik.
- Lepiej byłoby taką samą podłogę dać wszędzie? - upewnia się Pietuszka.
- Noooo.
- Dokupimy.
- Zara, zara - budowlaniec ogląda deski. - Na co to się klei? Na papier, gąbkę? Nie sprzedali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •