[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjęcie? _ odwzajemnił się jej. - Ju\ ci powiedziałem, moja piękna. Jeśli potrzebujesz kogoś, z
kim mogłabyś porozmawiać wieczorem lub po prostu chciałabyś się wypłakać na czyimś
ramieniu, daj znać, a przybędę w ciągu dziesięciu minut.
_ Wydawało mi się, \e nie składasz wizyt domowych. _ Od czasu do czasu robię wyjątki -
spojrzał na nią. - Mówię powa\nie, JilI. Coś cię męczy, widzę to w twoich oczach. Jestem do
dyspozycji, jeśli tylko mnie potrzebujesz.
_ To nic powa\nego, Brett - Jill wspięła się na palce i ciepło pocałowała go w policzek. - To
tylko echo przeszłości. Wszystko jest w porządku. Mruknął z powątpiewaniem, lecz nie nalegał.
Razem delikatnie wyjęli z klatki usidlonego pelikana i zabrali się do usuwania otaczających go
zwojów \yłki. Na szczęście człowiek, który go złapał, miał dość sumienia, by szybko wydobyć
go na brzeg
i unieruchomić. Dzięki temu szamocący się ptak nie zacisnął linki na tyle mocno, by pociąć sobie
ścięgna i pióra. Jill unieruchomiła pelikana, a Brett starannie obejrzał dwa rozdwojone haczyki
na ryby tkwiące w skórzanej torbie ptaka. Z wprawą odciął kombinerkami rozdwojone szpice i
wydobył haki ze skóry. Jill odetchnęła z ulgą.
- Dobra, jest ju\ wolny - Brett odrzucił obcęgi i zręcznie uniknął uderzenia wielkiego dzioba. -
Przetrzymajmy go przez noc. Upewnimy się, czy skrzydła są całe. - Poklepał płaską, brązową
głowę.
- Trzymaj się z dala od mola, stary. Aatwiej jest złapać przynętę ni\ rybę, ale w ten sposób
zyskujesz tylko pełen dziób haków i wiąchę od faceta na drugim końcu \yłki.
Jill wpuściła pelikana do jednej z du\ych, starannie ogrodzonych klatek dla pacjentów
oczekujących wyjścia. Pokuśtykał z oburzonym gęganiem, nieufnie na nich patrząc.
- Idz - szepnęła - i nie daj się złapać.
Przy zgaszonym świetle łatwiej było udawać, \e nie jest sam. Nauczył się tego triku w
dzieciństwie i z biegiem lat nabrał wprawy w jego stosowaniu. Oczywiście, nie zawsze musiał
udawać. Pózniej przewinęły się prze;z: jego \ycie kobiety, których nie pamiętał. Wreszcie te trzy
tygodnie z Jill, kiedy odkrył w sobie uczucia, ktore do tego czasu wydawały mu się całkowicie
zapomniane.
Pózniej znowu samotność. To samo uczucie rozpaczliwej samotności, jakie prze\ywał, gdy
zginęli rodzice i gdy parę lat pózniej zmarli dziadkowie. Pewna kobieta powiedziała mu kiedyś,
\e jego niezdolność do bliskich związków uczuciowych wynika z przera\enia na myśl o
mo\liwej rozłące. Nie uwierzył jej, ale ostatnio często o tym myślał. Zimne poczucie samotności,
bycia jedyną \ywą istotą w całym świecie, nigdy nie dokuczało mu tak bardzo.
Hunter zaciskał powieki. Miał trzydzieści osiem lat i wcią\ bał się ciemności. Uśmiechnął się
krzywo. Bał się nie tego, co mogło czaić się w mroku, lecz tego, czego brakowało. Gdy bardzo
chciaÅ‚, potrafiÅ‚ wmówić sobie, \e sÅ‚yszy· jej oddech tu\ obok siebie i czuje zagÅ‚Ä™bienie materaca,
gdy mamrocząc przewracała się na drugi bok. W trakcie ich pierwszej wspólnej nocy obudził
się, słysząc, jak mówi przez sen. Myślał, \e śni o innym mę\czyznie, ale gdy wsłuchał się w jej
słowa, zrozumiał, \e dyskutuje ze sobą na temat powolnych wirusów, kwasów nukleinowych i
innych rzeczy, ktorych z pewnością nie zrozumiałby, nawet gdyby \ył wiecznie. Rano nic nie
pamiętała; zwykł \artować, i\ winna \ądać zapłaty ekstra za pracę w czasie snu.
Ach, Jill - pomyślał ze znu\eniem - gdzie popełniliśmy błąd? Czemu przestałaś mi ufać, czemu
wykreśliłaś mnie ze swego \ycia w chwili, gdy najbardziej mnie potrzebowałaś? Co ukrywasz?
OtworzyÅ‚ oczy i wstaÅ‚, ciÄ™\ko wzdychajÄ…c. ZapaliÅ‚ lampÄ™ i spojrzaÅ‚ na zegarek. Ósma trzydzieÅ›ci.
Miał być tam o dziewiątej.
Przypatrzył się własnemu odbiciu w zamglonym lustrze. Starał się nie mrugać. Głębokie
zmarszczki otaczały jego usta, nieco delikatniejsze tworzyły siatkę wokół oczu. W szarych
oczach widać było teraz zadumę i troskę. "Tak się kończy łamanie reguł, przyjacielu - zganił sam
siebie - przecie\ nie miałeś się w niej zakochać. To nie nale\ało do planu gry".
Wiotka rudowłosa kobieta rozmawiająca z Brettem pochyliła się nad nim, by sięgnąć po kanapkę
z talerza. Przy okazji udaÅ‚o jej siÄ™ otrzeć piersiami o jego ramiÄ™·
_ Powiedziałam ci, \e uczepi się go w ciągu pięciu minut - Nancy Whelan parsknęła śmiechem i
dała Jill kuksańca. - Chcesz się zało\yć, ile czasu minie, nim wyjdą stąd razem? Według mnie,
góra dwadzieścia minut.
- Jesteś niepoprawna, Nan! - Jill uśmiechnęła się i zjadła wędzoną ostrygę. - Wydajesz te
przyjęcia chyba tylko po to, by zobaczyć, czyje mał\eństwo uda ci się rozbić. Ona chyba jest
\onÄ… senatora czy kogoÅ› takiego?
- Kogoś takiego - brwi Nancy poszybowały do góry. - Opuścił swoją \onę dla niej; ale jak dotąd
nie słyszałam o rozwodzie. Wątpię, czy do tego dojdzie. Zdarłaby z niego wszystko, co ma -
mówię o \onie - a i on nie jest na tyle głupi, by ryzykować skandal tu\ przed wyborami.
- Jestem zas~oczona, \e go nie zaprosiłaś. I jego \ony - Jill rzuciła pani domu rozbawione
spojrzenie. Trudno było powiedzieć, ile lat miała Nancy. Jej ekstrawagancka i beztroska uroda
wydawała się niepodatna na upływ czasu. Gdyby jednak uwierzyć, \e rzeczywiście robiła to
wszystko, o czym opowiadała, to musiała być bli\ej siedemdziesiątki ni\ pięćdziesiątki, do której
się przyznawała.
- W \adnym razie - odrzekła Nancy z południowym akcentem - on jest mrukiem, a ona to
nudziara, świetnie dobrane mał\eństwo, ale raczej z tych, które zaprasza się na przyjęcia tylko z
uwagi na polityczne zobowiÄ…zania.
Uśmiechnęła się konspiracyjnie.
- Prócz tego, kochanie, mnie bawią skandale, lecz nie morderstwa, są zbyt banalne.
- Jeśli ju\ mówimy o skandalach ... - zapytała Jill, ubawiona własną bezpośredniością - czy
dlatego zapraszasz mnie na te przyjęcia?
- Oczywiście, kochanie! - Nancy szeroko otworzyła oczy - Otacza cię aura ... powiedzmy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •