[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie ten kamień, znaleziony na zamku w Krupem.
- Słusznie - kiwnąłem głową. - W drogę.
Jerzy uwolnił opla od blokady, tnąc ją po prostu szlifierką kątową na kawałki. Nie było sensu ich
zbierać. Nasz samochód, ukryty za szosą, szczęśliwie uniknął tym razem niszczycielskiej pasji
naszych przeciwników. Wsiedliśmy do środka i ruszyliśmy, pozostawiając za sobą wieś Sielec z
dworem, stojącym na ruinach zamku... Czułem, że dołożyliśmy jeszcze jeden mały kamyczek do
naszej układanki. Ale nadal nic sensownego z tego nie wychodziło.
- Kim jest ten człowiek w masce? - zastanawiała się Malwina. - Już drugi raz ratuje nas z
opresji...
- Nie mam pojęcia - powiedziałem. - Drażni mnie to. Zwłaszcza, iż nie mógł wiedzieć, że
się tu pojawimy. Chyba że śledzi Karen i Baturę, a nas uwolnił niejako przy okazji.
- Kryje twarz pod maską - rozważała Malwina. - Może boi się, że go rozpoznamy?
- Nic nie mówi, jakby obawiał się, że rozpoznam jego głos - dodałem.
Przemknęliśmy przez Wojsławice, potem minęliśmy dom przyjaciela pana Tomasza, u którego
kilka lat temu oglądałem szklaną ampułkę z okruchem drewna Arki Noego. Przemknęliśmy przez
Bończę, której mały kościółek przebudowano z szesnastowiecznego zboru protestanckiego.
Niebawem dotarliśmy do Krasnegostawu. Wyjąłem ze skrytki przewodnik i szybko znalazłem
adres muzeum.
Zaparkowałem przed nim.
- Ale numer - mruknęła Malwina.
Wysiedliśmy. Stałem dokładnie w tym miejscu, gdzie kilka dni temu podziurawiłem opony opla.
- Oni wcale nie byli na obiedzie, tylko buszowali w muzeum - stwierdziła.
- Jeszcze nie wiadomo, czy to znalezli... - mruknąłem. Weszliśmy do środka budynku.
Muzeum było malutkie, zaledwie trzy salki ułożone w amfiladzie. Ale nie przybyliśmy tu, by
podziwiać ekspozycje. Wydobyłem legitymację.
- Chciałbym zobaczyć dokumentację prac wykopaliskowych prowadzonych na zamku w
Krupem w 1967 roku - powiedziałem do kobiety, siedzącej na krzesełku koło gablotek.
Kobieta wytrzeszczyła oczy.
- Proszę na zaplecze.
Zamknęła drzwi wejściowe na klucz. Pokoik pracowników był bardzo ciasny. Siedliśmy we trójkę
przy szerokim stole z płyty meblowej. Kobieta zanurkowała do archiwum. Minęła cała wieczność,
zanim wynurzyła się, dzwigając opasły skoroszyt, pokryty grubą warstwą kurzu. Rozwiązałem
sznurki i wydobyłem zawartość teczek. Plik kartek zapisanych na maszynie i spiętych na grzbiecie
zardzewiałym spinaczem. Dziennik prac. Papier pożółkł ze starości. Otworzyłem na pierwszej
stronie. Plan zamku z dokładnym naniesieniem wykopów. Archeolodzy wykonali w sumie sześć
niewielkich odkrywek.
- Czego szukamy? - mruknął Piotrek. - To znaczy, wiem czego, ale jak?
- Podzielimy się - powiedziałem. - Ty czytasz dziennik badań, ty dziennik wpisów -
podsunąłem kolejny zeszyt Malwinie - a ja zajmę się inwentarzem znalezisk.
- Co to jest dziennik wpisów? - zdumiała się dziewczyna.
- To taka książeczka, do której wpisuje się najciekawsze znaleziska - wyjaśniłem.
Mijały minuty. Czytałem po kolei pozycje w inwentarzu. Był wykonany z pedantyczną
dokładnością. Wpisano niemal każdą znalezioną skorupkę...
- Beznadzieja - mruknąłem i wygrzebałem ze skoroszytu pudełko z fotografiami.
Były czarno-białe, zacząłem je szybko przeglądać. Na pierwszych było widać archeologów przy
pracy, usuwanie krzaków, plantowanie terenu, wyznaczanie wykopów, kopanie pierwszych
sondaży. Było to bardzo ciekawe, ale nie o to mi chodziło. Od połowy zaczynały się wykonane w
jakiejś pracowni fotografie pozyskanych zabytków. Garnki z gliny, porcelanowe i fajansowe
skorupy, podkowy, gwozdzie, monety, pojedynczy złoty kolczyk, okucie od książki...
Zorientowałem się, że fotografie zabytków poukładano w grupy, dzieląc według tego, z czego je
wykonano. Wreszcie dotarłem do elementów kamiennych. Forma do lania kul, a raczej jej
połówka, piaskowcowa osełka, ułamek kapitelu kolumny, kamienny żłób, koło żarnowe, kawałek
obudowy pieca lub kominka, resztki kartusza z herbem, który mógł być pierwotnie wmurowany
nad wejściem i nagle fragment kamiennej płyty, ozdobiony wyrytym głęboko znakiem gwiazdy.
- Mamy go - powiedziałem. Odwróciłem fotografię na drugą stronę.
- Wykop numer trzy - powiedziałem.
Malwina szybko otworzyła dziennik na odpowiedniej stronie.
- To przy samej baszcie - powiedziała, pokazując na planie.
- No, to czytaj - poleciłem, siadając wygodniej.
- Wtorek 12 lipca 1967 roku. Dokonano wytyczania wykopu sondażowego numer trzy.
Położenie...
- Opuść - poleciłem. - Tylko konkrety.
- Pierwszego dnia usunięto warstwę zasypiskową o miąższości około 70 centymetrów,
złożoną z białego kamienia i ułomków cegieł palcówek - odczytała. - Wśród zasypiska
natrafiono na nieznaczną liczbę żelaznych gwozdzi kowalskiej roboty. Zroda 13 lipca.
Usunięto warstwę zasypiskową złożoną z resztek przepalonej gliny. Pozyskano 47 całych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •