[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy Travis wjechał na dziedziniec, dom był pogrążony w ciemności. Spojrzał na zegarek i ze
zdumieniem przekonał się, że dochodzi już północ. Nie chcąc budzić dzieci, przeszedł przez kuchnię nie
zapalając światła. Zaraz potem zdjął buty i przemknął cicho korytarzem.
Otworzył drzwi sypialni i zobaczył Mary na ich łóżku pod oknem, skąpaną w blasku księżyca. W ciągu
kilku sekund zerwał z siebie ubranie, rozrzucając je na wszystkie strony. Zciągał właśnie gatki, gdy Mary
siadła na łóżku i zapaliła lampę. Ostre światło zalało cały pokój.
- To ty, Travis?
- To ja - odparł mrużąc oczy od blasku. Trzymał gatki przed sobą, starając się ukryć niewątpliwe oznaki
pobudzenia.
Mary odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka, jakby oświadczył, że w pościeli leży wąż. Ujęła się pod
boki i spozierała na męża wrogo, jakby ją Bóg wie jak znieważył.
- Gdzie się podziewałeś, do diabła?!
- Daj spokój! - Travis odwrócił się do niej tyłem i wskoczył znów w gatki. Sprawy wyglądały mniej
obiecująco, niż przypuszczał.
- Odpowiadaj! - wybuchnęła świętym oburzeniem, jakby w obliczu zbrodni.
Travis czuł, że dziś w nocy z nią nie wygra.
- Może pomówimy o tym rano, kochanie?
- Pomówimy o tym od razu.
- Mary, proszę cię...
- Masz mi coś do powiedzenia, czy nie?
- A jakże - mruknął, przysiadając na brzegu materaca. - Przynajmniej tym razem nie przestawiłaś łóżka!
Rozdział 16
Mary chyba jeszcze nigdy nie była tak wściekła. Ręce i nogi drżały jej z gniewu, zupełnie jak silnik
wozu wyścigowego tuż przed startem. Jeśli Travis pozwoli sobie na jeszcze jeden dowcip o przesuwaniu
mebli, walnie go czymś! Jak on śmiał pakować się do łóżka, licząc na pieszczoty, kiedy nie okazał nawet
zwykłej przyzwoitości, wyjaśniając żonie, gdzie się włóczył przez sześć godzin?!
- Piwko, co? - wybuchnęła, jeszcze bardziej zdegustowana. A więc hulał z koleżkami po knajpach,
pewnie wypatrując dziwek!
- O rany, Mary! Wypiłem jedno piwo, a ty robisz z tego grzech śmiertelny! No dobrze, strzeliłem sobie
piwko z chłopakami. Zabij mnie, jeśli chcesz!
- A więc urwałeś się na całą noc z twoimi  chłopakami ? Ja też tak potrafię, mój drogi panie! - Mary
opadła na posłanie z taką energią, że materac się ugiął. Położyła się na boku, zwrócona do męża plecami i
szarpnęła przykrycie tak mocno, że wyrwała róg kołdry zatknięty w nogach łóżka.
- Cóż to ma znaczyć? - domagał się wyjaśnień Travis. Mary zignorowała go, sięgnęła ręką do
wyłącznika i zgasiła lampę. W pokoju zapadła ciemność. I cisza.
- Mary! - odezwał się przymilnym szeptem Travis, przerywając milczenie.
- Wobec tego i ja zacznę znikać z domu, kiedy mi się spodoba. Urządzę sobie babski wieczór!
Pojedziemy z Tilly do miasta na męski striptiz. I nie mam zamiaru cię uprzedzać: dowiesz się po fakcie.
- Mowy nie ma!
- Spróbuj mnie tylko powstrzymać! - rzuciła mu wyzwanie z wyrazną satysfakcją.
Materac znowu się ugiął, tym razem pod ciężarem Travisa. Podciągnął kołdrę tak energicznie pod brodę,
że oboje mieli teraz nogi na wierzchu.
- Nie próbuj takich sztuczek, Mary! Nie pozwolę, żebyś mnie wystawiła na pośmiewisko!
- Twoja uwaga nawet nie zasługuje na odpowiedz.
Mary nie wiedziała, kiedy sen ich zmorzył, ale obudził ją dzwonek telefonu. Travis mruknął pod nosem
coś niecenzuralnego i dosłownie wypadł z łóżka: leżał na samym brzegu materaca i omal nie wylądował
na podłodze. W ostatniej chwili udało mu się tego uniknąć, ale zatoczył się potężnie, nim odzyskał
równowagę. Głośno zaklął, gdyż uraził się w palec u nogi, i wykonał kilka zabawnych podskoków w
drodze do drzwi.
Mary nie słyszała rozmowy telefonicznej - tym lepiej, była i tak zupełnie wykończona. Oczy ją piekły.
Chyba nie spała tej nocy dłużej niż kilka minut.
Następnie usłyszała, że Travis wrócił do sypialni i ubiera się po ciemku. Miała nadzieję, że się do niej
odezwie, powie coś. Potem zrozumiała, że mąż wcale nie ma tego zamiaru. Widocznie wolał, żeby
stosunki między nimi pozostały napięte, a atmosfera podminowana.
Mary wahała się parę minut, nie wiedząc, co powinna zrobić; może lepiej nic? Słyszała, jak mąż otwiera
i zamyka różne szuflady, potem zatrzasnęły się drzwi. A więc znowu to samo: wymyka się jak
złodziejaszek nie mówiąc, dokąd zmierza, ani kiedy ma zamiar wrócić! Odczekała pięć minut, ale dłużej
nie mogła wytrzymać.
Sięgnąwszy po szlafrok i wsunąwszy stopy w ranne pantofle Mary podążyła za swym zbłąkanym
małżonkiem. Zgrabnie zbiegła po stopniach ganku na dziedziniec zalany księżycowym blaskiem.
Niespokojnie rozglądała się na wszystkie strony, szukając Travisa. Obawiała się, że zeszła za pózno.
Pikap stał na swoim miejscu. Zwiatło dolatujące ze stajni zdradziło Mary, że mąż siodła zapewne
Wściekłego Maksa.
Zawróciła do domu po palto i była w połowie dziedzińca, gdy ukazał się Travis: wyprowadzał ze stajni
wałacha. Maks był podobnie jak Mary zły, że przerwano mu sen.
Zauważyła, że Travis miał przez ramię przewieszone juki i że był ciepło ubrany. Zdawał się nie
dostrzegać żony.
- A dokąd to? - spytała zaczepnie.
Travis zignorował pytanie.
W Mary serce zamarło. Gniew i wściekłość zniknęły, został tylko ogromny ból. Wiatr mroził ją i zacinał
ostro, ale prawie tego nie czuła.
- Travis! - błagała. - Nie rób tego!
- Czego? - uniósł ramiona, by dociągnąć tylny popręg, a Wściekły Maks nerwowo wierzgnął tylnymi
kopytami. Mary nie mogła dojrzeć twarzy męża, ale głos miał bez wątpienia ponury.
- Znowu odchodzisz?!
Travis umieścił juki na końskim grzbiecie.
- Nie mam wyboru.
Mary odgarnęła włosy z twarzy i przytrzymała je dłońmi przy skroniach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •