[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bastii; w Rimini kupuje dom z ogrodem; w roku 1486 sporządza testament zawierający jego
własnoręczny podpis. Swoje doświadczenie malarskie przekazał nie tylko uczniom, ale pozostawił po
sobie dwa teoretyczne traktaty: De quinque corporibus regularibus i De prospectiua pingendi, gdzie
traktuje problemy optyki i perspektywy metodą ściśle naukową. Umiera 1 pazdziernika 1492 roku.
Nie można napisać o nim romansu. Jest tak szczelnie ukryty za swoimi obrazami i freskami, że
niepodobna domyślić się jego życia osobistego, jego miłości i przyjazni, ambicji, gniewu i smutku.
Dostąpił najwyższej łaski, jaką darzy artystów roztargniona historia, gubiąca dokumenty, zacierająca
ślady życia. Jeśli trwa, to nie dzięki anegdocie o nędzach swego życia, szaleństwach, upadkach i
wzlotach. Cały został pochłonięty przez dzieło.
Wyobrażam go sobie, jak idzie wąską ulicą San Sepolcro w stronę miejskiej bramy, za którą jest już
tylko cmentarz i umbryjskie wzgórze. Ma szary płaszcz zarzucony na szerokie ramiona. Jest niski,
krępy, idzie pewnym chłopskim krokiem. Odpowiada na pozdrowienia milcząco.
Tradycja mówi, że pod koniec życia oślepł. Niejaki Marco di Longara opowiadał Bertowi degli
Albertiemu, że jako mały chłopiec chodził po ulicach Borgo San Sepolcro ze starym, ślepym ma-
larzem, imieniem Piero delia Francesca.
Mały Marco nie domyślał się pewnie, że prowadził za rękę światło.
Wspomnienia z Valois
Adieu Paris. Nous cherchons Uamour, le bonheur, 1'innocence. Nous ne serons jamais assez loin de toi.
Nie wiem, dlaczego Polacy, naród przecież ruchliwy, a już przez historię nieco przesadnie zachęcany
do dyslokacji, przyjeżdżając do Paryża wpadają w rodzaj drętwej kontemplacji. Miasto oczywiście
piękne, ale rację chyba mają ci, którzy mówią, że prawdziwa Francja przenosi się coraz bardziej poza
jego bramy.
Warto tedy zrobić nie tylko tradycyjną wycieczkę do Chartres i Wersalu, ale powłóczyć się po mniej
znanych uroczych miasteczkach, rozsianych wokół stolicy w promieniu 100 kilometrów, a więc autem
pana Hulot można tam dotrzeć za godzinę i pół. Klucz z najpiękniejszych gotyckich katedr.
Morierwal, St-Loup-de-Naud dla tych, którzy chcą wiedzieć, co to jest romańszczyzna nie
wyjeżdżając do Burgundii czy Prowansji. Ruiny w Les Andelys. Pałace w Compiegne, Fontaine-
bleau, Rambouillet. I lasy, lasy, wspaniałe lasy, gdzie słychać jeszcze róg historii.
Na północ od Paryża  Valois  najstarsza Francja. Dziedziczna ziemia niewielkiego królika
Franków, Klodwiga. Z czasem staje się najbardziej
cennym hrabstwem i księstwem. Dwukrotnie była domeną braci królewskich i dwukrotnie książęta
krwi z Valois zasiadali na tronie. Kraj, gdzie, jak mówi poeta, w ciągu z górą tysiąca lat biło serce
Francji.
Chantilly
Wśród lasów, nad rzeczką, która nazywa się jak dziewczyna z bajki  Nonette, leży Chantilly, syte
miasteczko z pałacem, willami wyższej sfery i słynnym torem wyścigów konnych. Przyjeżdżam tu po
raz trzeci. Tym razem, aby odwiedzić Sa-ssettę. Trzeba przejść całe miasto, aby go zobaczyć.
Domy są czyste i dostatnie. Błyszczą jak miedziana wizytówka, z której wyziera zamożność pana
notariusza. Godzina jest ranna, okiennice zawarte, furtki zamknięte. Ogrody odgrodzone od siebie
dokładnie i zazdrośnie, jak feudalne księstwa. Właśnie widać przez niski murek, jak wasal w
niebieskich portkach maszynką na kółkach strzyże trawnik seniora.
Najczęściej spotykanym tutaj słowem jest przymiotnik  prywatny": prywatna droga, prywatna
własność, prywatne studnie, prywatne przejście, prywatna łączka. Na takiej właśnie łączce, pie-
czołowicie przystrzyżonej i ogrodzonej, odbywa się scena z Degasa. Czterech panów i cztery panie na
koniach, w takt walca, dokonują szeregu ewolucji. Nie, nie, nic z cyrku, to wszystko jest bardzo
nobliwe, a więc dość nudne: para za parą, potem gęsiego, pani w prawo, pan w lewo i kółeczko. Cóż
zresztą mogę wiedzieć o tych rozkoszach, sko-
ro mój kontakt z grzbietem końskim trwał kilka minut, i to, pożal się Boże, w czasie festynu lu-
dowego. W każdym razie, zanim doszedłem do pałacu w Chantilly, wydało mi się, że dotknąłem
zamierzchłej epoki.
Po drodze mija się Wielkie Stajnie w stylu Ludwika XV, arcydzieło XVIII-wiecznej architektury.
Ogromny budynek w kształcie podkowy, w którym za dawnych, dobrych czasów mieściło się
dwieście czterdzieści koni, czterysta dwadzieścia psów myśliwskich, nie licząc armii stajennych,
koniuszych, gończych i weterynarzy. Po tej stajni pałac nie sprawia wielkiego wrażenia. Zbudowany
w  stylu renesansowym" i ma dolepioną  gotycką" kapliczkę, którą na kilometr czuć falsyfikatem.
Przed dwoma tysiącami lat znajdowało się na tym miejscu gallorzymskie umocnienie, zwane
Cantilius. W czasach średniowiecznych było siedzibą bouteiller de France, który z opiekuna piwnic
królewskich stał się doradcą korony. W XIV wieku kanclerz Orgemont buduje tu zamek, który dzięki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •