[ Pobierz całość w formacie PDF ]

by, że po prostu chce dodać sobie odwagi.
- Do naszej chaty - dokończyła zamierającym głosem.
Niespodziewanie dla Granta pijani wyspiarze porwali ich
z ławy i na ramionach wynieśli na dwór.
Padał śnieg. Białe płatki kleiły mu się do twarzy, włosów
i ubrania. ZaczerpnÄ…Å‚ Å‚yk orzezwiajÄ…cego, mroznego powietrza
i poniewczasie stwierdził, że wypił stanowczo za dużo miodu.
Kręciło mu się w głowie.
Zaraz potem ktoś otworzył kopniakiem drzwi do niewielkiej
chaty i RikÄ™ bezceremonialnie rzucono na posÅ‚anie. Jego posta­
wiono na ziemi przed posłaniem.
Zanim zorientowaÅ‚ siÄ™, w czym rzecz, trzej mężczyzni ode­
brali mu broń, zdjęli buty oraz tunikę, został więc prawie nagi,
jedynie w nogawicach. Chwycił skórę z posłania i rozpostarł
przed sobą. Zwykle nie był taki wstydliwy, ale sytuacja, w jakiej
się znalazł, wydawała mu się bardzo krępująca.
Dwie kobiety pochyliÅ‚y siÄ™ nad RikÄ…, a gdy odeszÅ‚y, przeko­
nał się, że i oblubienicę pozbawiono wierzchniego odzienia.
Koszulka Riki była cienka, prawie przezroczysta. Oczami
wyobrazni zobaczyÅ‚ RikÄ™ takÄ… jak niedawno w saunie, z kropla­
mi potu perlÄ…cymi siÄ™ na ciele i wilgotnymi wÅ‚osami oblepiajÄ…­
cymi krągłości ciała.
Musiał zaczerpnąć tchu, żeby ochłonąć.
Jedna z kobiet, starsza wiekiem, odezwała się:
- Pamiętaj, co ci powiedziałam, pannico.
Rika nie odpowiedziała i nawet się nie poruszyła. Hannes,
Prawodawca i kilkoro innych wyspiarzy, którzy weszli do izby,
/umilkli. Wreszcie Rika wysunęła podbródek ku George'owi
i powiedziała:
- No, zrób to. Miejmy to już za sobą.
Spojrzał na nią zdezorientowany.
Zacisnęła zęby i z powrotem spoczęła na posłaniu.
- Jestem gotowa, Szkocie. Dokończ to.
- Co takiego? - spytał ochryple. Nagle coś mu zaświtało. Aż
otworzył usta ze zdumienia. - Chcesz powiedzieć... - Zerknął
na ludzi w chacie i pokręcił głową. - Ona chyba nie myśli tego,
co mi siÄ™ zdaje?
- A co ci siÄ™ zdaje? - spytaÅ‚ Prawodawca z minÄ… niewi­
niÄ…tka.
No, nie. Chyba ci wszyscy ludzie nie sądzą, że...
- MuszÄ… być Å›wiadkowie - oznajmiÅ‚ Hannes. - Tego wyma­
ga prawo.
George stał w milczeniu, osłaniając ciało skórą.
- Dalej - zachęcił go krzepki wyspiarz i klepnął w plecy,
chyba już setny raz tego więczoru.
- Przy was wszystkich? Chyba oszalaÅ‚eÅ›, czÅ‚owieku. - Pra­
wdę mówiąc, po trzecim czy czwartym dzbanie miodu doszedł
do wniosku, że obowiązek małżeński wcale mu tak bardzo nie
ciąży. Czemu nie? Podczas sztormu każdy port jest dobry, jak
mawiali żeglarze z Invemess.
Ale to było zupełnie nie do pomyślenia.
Rika usiadła na posłaniu.
- Musisz, bo inaczej małżeÅ„stwo nie bÄ™dzie zgodne z pra­
wem. Czy mam racjÄ™? - SpojrzaÅ‚a na PrawodawcÄ™, jakby pro­
szÄ…c o potwierdzenie. - Chyba że w ogóle nie musimy tego ro­
bić? - Na twarzy zajaśniał jej wyraz nadziei.
- O tym już rozmawialiÅ›my - stwierdziÅ‚ Hannes. - Mam ra­
cjÄ™?
- Tak - przyznaÅ‚ Prawodawca. - Zwiadkowie nie sÄ… konie­
czni. To jest stary obyczaj, rzadko już praktykowany. W razie
potrzeby osobiście zaświadczę, że małżeństwo jest zgodne
z prawem. A teraz chodzmy stÄ…d.
- Ale... - Rika zerwała się z posłania, gdy Prawodawca zaczął
wyprowadzać ludzi z chaty. - Nie, musicie zostać! - George przy­
siągłby, że w jej oczach widzi strach. - Sitryg, Prawodawco, nie
zostawiajcie mnie z nim samej!
Prawodawca przystanÄ…Å‚ na progu i przesÅ‚aÅ‚ jej surowe spo­
jrzenie.
- On jest teraz twoim mężem. Musisz mu ufać, tak samo jak
on zaufał tobie, że dotrzymasz warunków umowy.
RuszyÅ‚a do drzwi. George odruchowo chwyciÅ‚ jÄ… za nadgars­
tki osłonięte bransoletami. Zdrętwiała.
- PamiÄ™taj, co ci powiedziaÅ‚em - dodaÅ‚ jeszcze Prawodaw­
ca, - Nie wszyscy mężczyzni są jednakowi.
George spojrzał na pobladłą twarz swojej żony i podczas gdy
stary zamykał za sobą drzwi, bardzo intensywnie rozmyślał, co
te ostatnie słowa miały znaczyć.
ROZDZIAA PITY
Wszyscy mężczyzni są jednakowi.
Rika usiadÅ‚a na posÅ‚aniu, podkurczyÅ‚a nogi i czekaÅ‚a. Cze­
kanie trwało długo.
Wydawało jej się, że mijają wieki, a Grant, owinięty skórą
w pasie, wciąż stał odwrócony do niej plecami i grzał się przy
palenisku, w którym wątły ogień spalał kostki torfu.
To, czego się obawiała, w końcu przyszło, toteż nie mogła
się doczekać, kiedy wreszcie będzie po wszystkim.
- Co robisz? - spytała niepewnie, bo nie bardzo wiedziała,
co mogłaby powiedzieć.
- Chcę, żeby mi się trochę rozjaśniło w głowie.
ZaskoczyÅ‚ jÄ…. Brodir nigdy nie kÅ‚opotaÅ‚ siÄ™ takimi drobiaz­
gami. W gruncie rzeczy prawie za każdym razem, gdy ją brał,
był mocno pijany.
- Może to bÄ™dzie dla ciebie przyjemniejsze, jeÅ›li nie bÄ™­
dziesz myślał zbyt trzezwo.
PopatrzyÅ‚ na niÄ…, a z jego miny wynikaÅ‚o, że musiaÅ‚a go za­
dziwić. Gdy skrzyżowali spojrzenia, zsunął okrywającą go skórę
na klepisko.
Na krew Thora!
Grant nie był ani trochę podobny do Brodira.
Rumieniec zalał jej twarz, gdy Szkot ściągnął nogawice i od-
rzuciÅ‚ je na bok. Ponieważ zmierzyÅ‚ jÄ… wzrokiem od stóp po czu­
bek głowy, przygotowała się na najgorsze.
Podchodził do niej skąpany w blasku ognia. Już drugi raz
tego dnia zwróciła uwagę na jego posturę i siłę. Wydał jej się
bardzo męski.
Prawodawca miał rację. Nie doceniła Szkota.
Była gotowa. Siedziała, zaciskając pięści, i powtarzała sobie
w myślach, że nie wolno jej okazać strachu. Nie wolno sprawić
mu takiej satysfakcji. Za nic. Niech jÄ… wezmie i koniec.
Puls raptownie jej przyspieszyÅ‚, gdy Grant usiadÅ‚ na po­
słaniu.
- Zrób to - zażądała. - Zrób to teraz.
PrzechyliÅ‚ gÅ‚owÄ™ i przyjrzaÅ‚ siÄ™ jej twarzy. Czemu siÄ™ zawa­
hał? Niech to zrobi i koniec!
Jego twarz nagle złagodniała.
- Nigdy w życiu nie wziąłem kobiety wbrew jej woli i nie
zamierzam zrobić tego również teraz.
Takiej reakcji zupełnie się nie spodziewała.
- Ale przecież... musisz.
- Nie, dziewczyno. - Pokręcił głową. - Nie chcesz mnie.
więc... -Wzruszył ramionami.
Prawda tych słów okazała się bardziej bolesna niż razy, które
zadawał jej Brodir. Grant jej nie chciał. Poczuła ukłucie w sercu.
Dziwne, przecież wiedziała o tym od samego początku, więc
dlaczego teraz tak ją to zabolało? Powinna cieszyć się, odczuć
ulgÄ™.
Przyszła jej do głowy nowa myśl.
- To bez znaczenia, czego oboje chcemy. Prawo jest pra­
wem. Słyszałeś starszyznę. Małżeństwo nieskonsumowane jest
nieważne, więc nie mogę domagać się posagu.
Pokręcił głową.
- Te pieniądze są dla ciebie bardzo ważne... Na tyle że
chcesz poświęcić dziewictwo i dać je człowiekowi, którego nie
znosisz i nigdy więcej nie zobaczysz.
Zamknęła oczy. Wyobraznia podsuwała jej straszne obrazy
z przeszłości. Nie było sensu ukrywać przed nim prawdy, skoro
i tak wkrótce miał ją poznać.
- Nie jestem dziewicą, więc niczego nie poświęcam.
ZapadÅ‚o milczenie nie do zniesienia. CzuÅ‚a, jak pÅ‚onÄ… jej po­
liczki. Wreszcie Grant się odezwał:
- Możemy powiedzieć, że to zrobiliśmy, i nikt nie dowie się
prawdy.
Rika otworzyła oczy.
On naprawdę jej nie chciał.
Omal nie wybuchnęła śmiechem. Dla Brodira to nie byłaby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •