[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie mu prawdy, po prostu nie była w stanie znaleźć odpowiednich słów. Miała pustkę w
głowie, więc musiała kłamać, robić uniki, uciekać od odpowiedzi.
- Nie powstrzymam się przed niczym, żeby odnaleźć swoje dziecko - zapowiedział
Tarik cicho. Jego słowa zabrzmiały złowieszczo, zupełnie jakby składał przysięgę. -
Przez pięć lat żyłem w przekonaniu, że jestem ostatni z rodu. Jeśli prawda wygląda ina-
czej...
Nie dokończył. Nie musiał. Jessa miała wrażenie, że traci kontakt z rzeczy-
wistością.
- Możesz milczeć tak długo, jak zechcesz - ciągnął. Jego słowa zdawały się ją
chłostać niczym bat, który pozostawia bolesne, choć niewidoczne blizny. - Ale ponad
wszelką wątpliwość istnieje tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Poznam prawdę. Pytanie
brzmi, do jakiego stopnia twoje życie obróci się w ruinę, zanim sprawa zostanie zakoń-
czona.
- Nie masz prawa mi grozić! - krzyknęła, zaskakując siebie i jego.
- Uważasz, że to pogróżki? - Uniósł brwi ze zdumieniem.
- Tak, usiłujesz mnie zastraszyć! - Jessa przycisnęła dłoń do skroni.
- Bynajmniej, Jesso, wcale ci nie grożę - podkreślił, zarazem rzeczowo i bezlitoś-
nie. - Po prostu informuję cię o tym, czego możesz się spodziewać, jeśli będziesz tkwiła
w uporze. Nie masz prawa zatajać przede mną faktów.
- Co z ciebie za człowiek? - szepnęła, choć najchętniej płakałaby, wrzeszczała, byle
tylko rozładować nieznośne napięcie, które w niej narastało.
Popatrzyli sobie w oczy. Tarik wyglądał tak, jakby nigdy wcześniej jej nie widział,
jakby była kompletnie obcą osobą, która zadała mu straszny cios. Jessa uświadomiła so-
bie nagle, że nigdy nie chciała być odpowiedzialna za jego ból. W końcu sama cierpiała z
tego powodu.
Tarik odwrócił wzrok, jakby chciał się opanować.
- Proponuję, żebyś przemyślała swoje stanowisko - mruknął.
Jessa nagle odzyskała mowę.
- A ja proponuję, żebyś... - zaczęła niepotrzebnie.
- Milczeć! - Machnął ręką w powietrzu i dodał coś po arabsku. - Nie chcę cię wię-
cej słyszeć.
Odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi sypialni. Jessa nie wierzyła we własne
szczęście. Czy to możliwe, że postanowił odejść? Odetchnęła z ulgą, tak się jej przy-
najmniej wydawało.
Tylko dlaczego w głębi duszy marzyła o tym, by został?
- Dokąd idziesz? - spytała dla pewności.
- Może to ci się wyda szokujące, ale mam do załatwienia sprawy wagi państwowej
- burknął. - A może wydaje ci się, że życie w moim królestwie powinno zamrzeć do cza-
su, aż skończysz zasypywać mnie kłamstewkami? Dokończymy tę rozmowę w później-
szym terminie.
- Ani myślę siedzieć bezczynnie i spokojnie czekać, aż wrócisz, żeby traktować
mnie jak śmiecia - oznajmiła zaczepnym tonem. - Wracam do domu.
Odwrócił się przy drzwiach wejściowych do apartamentu i zmrużył oczy.
- Bardzo proszę - zgodził się, ale w jego chłodnym głosie usłyszała ostrzeżenie. -
Jedź, dokąd sobie życzysz. Sama się przekonasz, co będzie, jeśli to zrobisz.
Opuścił pokój, najwyraźniej nieskrępowany swoją nagością.
Po wyjściu Tarika Jessa poczuła się tak, jakby w pokoju otworzyła się nagle czarna
dziura, gotowa ją wessać. Przez kilka długich sekund nawet się nie poruszyła. Wmawiała
sobie, że tylko chce sprawdzić, czy Tarik przypadkiem nie wróci, w końcu należało za-
chować ostrożność. Prawda była jednak taka, że w tej chwili Jessa nie mogłaby się poru-
szyć, choćby od tego zależało jej życie.
Ponieważ Tarik długo nie wracał, w końcu ostrożnie usiadła na łóżku. Nadal nie
była w stanie uporządkować myśli. Kiedy dwa dni wcześniej poszła do pracy w agencji
wynajmu, nie miała pojęcia, że cały jej świat wywróci się do góry nogami. Teraz czuła
się tak, jakby właśnie wypadła z kolejki górskiej i gruchnęła o ziemię. Przyłożyła drżącą
dłoń do ust.
Była bliska płaczu, ale tylko przygryzła wargę. Nie mogła się załamać, gdyż kon-
frontacja z Tarikiem zapewne jeszcze nie dobiegła końca. Nadal musiała być przygoto-
wana na jego pytania.
Zdradziecki głos w jej głowie podpowiadał, że Jeremy jest również dzieckiem Ta-
rika, nie tylko jej. Tylko niby co z tego wynikało?
Zacisnęła pięści i wstała, ignorując drżące kolana oraz urywany oddech. Jej oczy
zalśniły od łez, ale nie chciała płakać. Skąd mogła wiedzieć, kiedy Tarik wróci i jakiej
amunicji użyje przeciwko niej? Wcale nie była pewna, czy udałoby jej się przetrwać
jeszcze jedną konfrontację z tym człowiekiem.
Powtarzała sobie nieustannie, że przede wszystkim musi myśleć o Jeremym, sobą
mogła się zająć później. Dlatego też powinna jak najszybciej zniknąć z tego miejsca, że-
by już nigdy nie widzieć Tarika.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Dopiero po przybyciu na dworzec kolejowy Gare de Lyon Jessa uświadomiła sobie
z przerażeniem, że nie ma grosza przy duszy.
Zaskakująco łatwo udało jej się opuścić paryski dom Tarika. Zmusiła się do dzia-
łania, gdyż nie miała najmniejszej ochoty godzinami leżeć w pozycji embrionalnej i za-
lewać się łzami. Wzięła szybki prysznic w luksusowej łazience, szorując się niemal do
krwi pod strumieniem nieznośnie gorącej wody, jakby w ten sposób mogła usunąć ślady [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •