[ Pobierz całość w formacie PDF ]

papieru z wypisanymi zaklęciami mającymi przeprowadzić ich przez pułapki świata
zmarłych... Faraonowie dostawali zwoje oczywiście bogato zdobione i długie nawet na
kilkanaście metrów...
- Czy czegoś takiego nie odnaleziono by od razu?
- Księgę w postaci zwoju umieszczano najczęściej między udami zmarłego i
bandażowano razem z resztą. Trudno powiedzieć, czy Witelon i Solfa odpakowali mumię z
bandaży, ale jeśli te drobiazgi pochodzą z tego sarkofagu, to prawdopodobnie nie.
- Rozumiem.
- Zdarzało się, że palce rąk i nóg zabezpieczano dodatkowo tulejkami z metalu. Są
przykłady takich praktyk, chociażby mumia Tutanchamona... Do tego na twarzy mogła
znajdować się chusta z wizerunkiem Ozyrysa lub maska z drewna, gipsu lub tektury
papirusowej.
- Wizerunek mógł dotrwać do naszych czasów?
- To zależy. Jeśli był malowany, jest to mało prawdopodobne. Olejki, którymi
nasączano ciała, powoli barwiły wszystko na żółto lub brązowo... Ale jeśli był tkany lub
haftowany, ewentualnie naszyty jako aplikacja, to możliwie.
- Coś jeszcze?
- Posążki bogów, ale to raczej rzadkie znalezisko. Czasem cała mumia była
dodatkowo spowita tak zwaną siatką mumiową.
- Czym była ta siatka?
- Czymś w rodzaju całunu lub narzuty z podłużnych paciorków połączonych nitkami.
Aha. Czasem jeszcze dodawali sztylet u boku, by zmarły mógł się bronić na tamtym świecie.
A w okresie hellenistycznym mogą się trafiać i monety, obole Charona kładzione na ustach
lub powiekach.
- Opłata za przewiezienie przez rzekę Styks - zdziwił się pan Tomasz. - Zaadaptowali
element zupełnie innej religii?
- Tak, to było częste w tamtych czasach. Imperium Aleksandra Wielkiego, a potem
imperium rzymskie były istnymi tyglami kultur... Rzymscy legioniści powszechnie wierzyli w
irańskiego Mitrę, w Pompejach znaleziono świątynię Izydy, a w Egipcie przedstawiano
rzymskich cesarzy jako wcielenia boga Horusa.
Zegar wybił kwadrans.
- Za piętnaście minut wyruszamy - powiedział Konstantinas.
Z sejfu wydobył pistolet i przeładowawszy umieścił w kaburze pod pachą.
- Nigdy nic nie wiadomo - wyjaśnił, widząc zdumiony wzrok gościa z Polski.
Maleńki antykwariat mieścił się opodal Ostrej Bramy. Konstantinas przyprowadził ze
sobą dwóch pomocników oraz Jelenę i pana Tomasza. Weszli do środka z marszu. Stary
mężczyzna o wyglądzie emerytowanego nauczyciela na ich widok odrobinę zzieleniał na
twarzy. Cofnął się odruchowo wraz z krzesłem, ale na ucieczkę było już za pózno.
- Wydział Ochrony i Poszukiwań Zabytków Sztuki Litewskiej Akademii Nauk -
powiedział dowódca wyprawy, kładąc na biurku swój identyfikator.
- Ja nic... - stary zrobił zeza najpierw w stronę drzwi wejściowych, a potem - przejścia
na zaplecze. Jednak obaj pomocnicy stali tak, by odciąć mu drogi ucieczki.
- Mamy kilka pytań - Jelena zrobiła krok do przodu. - Oferuje pan do sprzedaży
egipski zabytek. Fragment tak zwanej Księgi Umarłych.
- Nieprawda - sprzedawca szedł w zaparte, ale Pan Samochodzik już wypatrzył
pomiędzy grafikami antyramę, a w niej dwa kawałki zetlałego papirusu.
- To co to jest? - syknął Konstantinas.
- To nie moje. Pierwszy raz na oczy widzę - jęknął pechowy antykwariusz.
- To skąd się tu wzięło? - dziewczyna zrobiła naprawdę grozną minę.
- Nie wiem. Wrogowie podrzucili, żeby mnie skompromitować - spróbował naiwnego
kłamstwa, ale nie zabrzmiało to przekonująco.
- Wrogowie - westchnął pan Tomasz. - Każdy ma jakichś wrogów.
- Szczere przyznanie zmniejsza winę - mruknął jeden z pomocników.
- A jak się pan będzie stawiał i odmawiał współpracy, to cofniemy panu koncesję -
dodał Konstantinas.
- O nie, tylko nie to - wykrztusił przerażony sprzedawca.
- No więc, skąd się wziął ten drobiazg? Kto to sprzedaje? Skąd to bierze?
- Przyszło dwóch łebków i przyniosło - znowu zełgał. - Dałem im 50 euro i więcej ich
nie widziałem.
- Sam sobie grób kopiesz...
- Mam prawo tym handlować - zaprotestował nieśmiało.
- Jasne. Do osiemnastej. Cofnięcie koncesji wchodzi w życie od następnego dnia po
wystawieniu dokumentu. Ale dużo to nie da, bo wezwiemy policję i opieczętujemy sklepik,
żeby zrobić tu kompleksową rewizję.
- Nie macie prawa.
- Doprawdy? Jest uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa. Ma pan papirus
niewiadomego pochodzenia, być może jeden z tych, które w 1941 roku przepadły ze zbiorów
uniwersyteckich... A zatem pytamy po raz ostatni. Skąd on się wziął?
- Przyszedł do mnie facet. Dał to w komis.
- Jego imię i nazwisko?
Antykwariusz strzelił oczyma po kątach.
- Nie powiem - zaparł się.
- Blankiety - Konstantinas zwrócił się do Jeleny. - I zadzwoń po policję. Trzeba
opieczętować sklep do czasu uzyskania nakazu rewizji. Czyli, jak znam sędziego, do
wieczora...
- No dobra, powiem. Powiem! Marek Hosenduft.
Zadzwonił telefon komórkowy. Pan Tomasz z Litwy...
- Pawle, zaczynamy dochodzić do pewnych wyników - powiedział poważnie. - Ten
twój Hosenduft trzy tygodnie temu wystawił do sprzedaży komisowej egipski papirus.
- W Wilnie? - upewniłem się.
- Owszem. Mamy na niego pierwszego haka. Przemyt za granicę Polski dzieła
zabytkowego znacznej wartości. W dodatku jest pokwitowanie z jego podpisem. Musimy
jeszcze to przeczytać i zobaczyć, czy pasuje do sarkofagu.
- To już konkret - ucieszyłem się. - Sprawdzę przez generała, czy nie figuruje w
centralnym rejestrze skazanych, a jeśli tak, to za co.
- Znakomicie. I wiesz co? Trzeba się skontaktować ze Szwedami. Może też powiedzą
nam to i owo...
- Sądzi pan, że on jest mózgiem całej tej szajki?
- Nie wiem. Ale musimy się z tym liczyć. Warto by zapytać Baturę, ale nie sądzę,
żeby sypnął kumpla z branży... Chyba że zalazł mu za skórę.
- Chyba też nie - westchnąłem. - Takie męty wolą swoje nieporozumienia
rozwiązywać między sobą, nie mieszając w to wymiaru sprawiedliwości... Poza tym zawsze
istnieje ryzyko, że się przyjaznią i Batura go po prostu ostrzeże, iż depczemy mu po piętach.
A tak nie wie nawet, że mamy jego adres i nazwisko.
- Masz rację. Kontynuuj obserwację. Aadnie mi się zrymowało, a to dobry znak -
dodał na zakończenie rozmowy.
Jelena położyła antyramę z papirusami na stole i zręcznie zdemontowała szybę.
Przygotowała sobie sześciotomowy słownik Gardinera i czterotomową gramatykę egipską.
- Popatrzmy, co my tu mamy - mruknęła.
Jak się okazało, papirus został kilkakrotnie złożony, dla wyeksponowania jego
najciekawszej części. Kobieta nawinęła go na tekturową rurkę i zaczęła oglądać od początku.
- Jest w średnim stanie zachowania - powiedziała. - Wygląda, jakby przez długi czas
powietrze miało do niego częściowo dostęp. Zetlał wyraznie na brzegach...
- Czy to może znaczyć, że był zwinięty i tkwił na swoim miejscu pomiędzy nogami
mumii? - zapytał Pan Samochodzik. - Gdy otwarto sarkofag, nie rozwijano mumii, ale
powietrze przesączało się powoli przez bandaże?
- Bardzo dobra interpretacja - skinęła głową.
- Widziałem te obrazki malowane na papirusie, których wszędzie pełno. Ten wygląda
jakoś inaczej...
- Oczywiście, głównie dlatego, że to prawdziwy papirus - uśmiechnęła się. - Te
obrazki przywożone z Egiptu na kilogramy są malowane na materiale wytwarzanym z
odpowiednio preparowanych liści palmowych. Robi się to u nich już na przemysłową skalę.
- To łatwiejsze?
- Oczywiście. Widzi pan, prawdziwy papirus robiono z cieniutkich łodyżek. Trzeba je
starannie zmiażdżyć, pomiędlić, poukładać, potem przygnieść prasą na kilka dni. Tymczasem
liście bananowca mają większą powierzchnię, wycina się z nich standardowe kawałki, wrzuca
je do maszyny, która automatycznie układa warstwy, dodaje się kleju i przepuszcza przez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •