[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o tak póznej porze ktoś przechodził przez park. Nie wierzyłem także, by usłyszał
je Janiak w swej izbie w oficynie. Nie wykluczałem zresztą, że znajduje się w tej
chwili we dworze jako wspólnik tajemniczych intruzów.
Krzyki panny Wierzchoń przyniosły jednak pewien pożytek  zbudziły Bi-
gosa. Ziewnął potężnie i usiadł na szezlongu.
 Panie kustoszu  zwrócił się do mnie z pretensją w głosie.  Dlaczego
pan pozwala, aby ona tak wrzeszczała? W umowie o pracę mamy zagwarantowa-
ny nocny odpoczynek.
 Okradają nasze muzeum  powiedziałem.  Panna Wierzchoń woła o po-
moc. A pan śpi.
 Bo to najlepsze wyjście w tej sytuacji. Drzwi i okiennice zamknięte. Po co
więc na próżno nerwy targać. Poczekajmy do rana, aż Annopulos nas uwolni.
Panna Wierzchoń wciąż krzyczała rozpaczliwie, aż jej głos stał się podobny
do piania koguta. Po jakimś czasie można było odnieść wrażenie, że ów kogut jest
zarzynany. A po chwili mogła już tylko mówić szeptem, tak była ochrypnięta.
 Niech mnie Bigos zmieni  szepnęła.
 Nie  pokręcił głową.  Nie dam sobie odebrać głosu. Nie mógłbym
śpiewać przy wtórze gitary.
 Więc może pani?  z serdeczną prośbą zwróciłem się do Marysi.
102
Dziewczyna siedziała z głową wspartą na dłoni, smutna i osowiała, a może
także śpiąca.
 Zimno mi  poskarżyła się.  Może jednak zamkniemy okno?
Próby wezwania ratunku mocno wyziębiły pokój. Zamknąłem więc okno
i usiadłem na szezlongu.
 Nie pozostaje nam nic innego, jak zdać się na łaskę i niełaskę tajemniczych
intruzów  powiedziałem.
Marysia przycupnęła obok mnie. Starczyło miejsca i dla panny Wierzchoń.
Bigos usadowił się w fotelu i znowu popadł w letarg.
A z góry i gdzieś z boku dochodziło nas postukiwanie, odgłosy kroków, szu-
ranie przesuwanych sprzętów. Wsłuchani w te dzwięki, trwaliśmy w ponurej za-
dumie.
Tak minęła godzina, potem druga. Odgłosy stukania i kroków nie ustawały.
W starym dworze działo się wciąż coś tajemniczego.
 Co oni tam robią?  łamałem sobie głowę, w którą, niby młoty, uderzały
odgłosy stukania.
Znów minęła godzina. Bigos zbudził się na chwilę i rzekł:
 Ech, zjadłoby się coś. . .
Potem znowu pogrążył się w letarg.
Panna Marysia skuliła się na szezlongu i także chyba drzemała, bo nie słysza-
łem więcej jej westchnień o zepsuciu opinii.
Panna Wierzchoń dotknęła mojej ręki i szepnęła ochrypniętym głosem:
 Panie kustoszu. . . już więcej nie będę. Wierzę w pańskie nocne zjawy. To
jest naprawdę niesamowity dwór.
 Dziękuję pani  uścisnąłem jej rękę.
W tym momencie z letargu ocknął się Bigos. Namyślał się chwilę, a pózniej
wziął w ręce opartą o ścianę czerwoną gitarę.
 Przyśnił mi się pewien fortel. . .  rzekł.
I mocno uderzył w struny gitary. Naprzeciw odgłosom stukania i szurania po-
płynęły dzwięki.
O, dziwo! Muzyka dolatująca z naszego pokoju jak gdyby zaniepokoiła zło-
czyńców. Na moment umilkło stukanie.
Wówczas Bigos donośnym głosem wykonał pieśń własnej kompozycji i do
własnych słów. Nie miała ona zbyt poetyckich rymów ani rytmu, posiadała jednak
znakomity walor: była bardzo głośna, słyszeli ja złoczyńcy.
Bigos śpiewał, uderzając mocno w struny czerwonej gitary:
Na próżnooo stukacieee. . .
Na próżnooo pukaaacieee,
Na próżnooo szukacieee. . .
Niczegooo nie znaaajdziecieee.
103
Bo my to już dawno znalezliśmyyy. . .
I do Aodzi wywiezliśmyyy,
Tajemnice dworu zgłębiliśmyyy
I teraz się z was śmiejemyyy. . .
Rozległ się śmiech Bigosa. Grozny i szyderczy. Był to śmiech, który winien
był wstrząsnąć złoczyńcami.
Potem. Bigos jeszcze raz zanucił swoją pieśń i znowu gruchnął jego straszliwy
śmiech.
Ku mojemu zdumieniu idiotyczny fortel Bigosa okazał się skuteczny. Wzbu-
dził konsternację wśród złoczyńców. W starym dworze znów zaległa cisza. Może
naprawdę uwierzyli, że szukają na próżno? A może po prostu pieśń Bigosa zbie-
gła się z wybiciem godziny piątej nad ranem, złoczyńcy doszli do wniosku, że
czas ich minął? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •