[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kilka dni. Naprawdę nie wiem, dlaczego Wielkie Duchy nie mogły zrzucić mnie na ziemię w
lepszym stanie. No có\.)
Elena
Damon niecierpliwie przeglądał plik. Szukał czegoś trochę innego. O, tak, jest.
Najdro\sza Eleno,
wiedziałem, \e zajrzysz tu prędzej lub pózniej. Miałem jednak nadzieję, \e nie będziesz
musiała. Je\eli to czytasz, to znaczy, \e Damon jest zdrajcą albo coś innego poszło strasznie
zle.
Zdrajcą? To chyba przesada, pomyślał ura\ony Damon. Czytał jednak dalej,
niecierpliwiąc się, by zrealizować swój plan.
Wychodzę do lasu, \eby z nim porozmawiać. Je\eli nie wrócę, będziesz wiedziała, kogo
o mnie pytać.
Prawda jest taka, \e nie wiem, o co chodzi. Dziś po południu zostawił mi kartkę z
adresem internetowym. Znajdziesz ją pod poduszką.
Do licha, pomyślał Damon. Nie będzie łatwo wyciągnąć kartki, nie budząc Eleny. Ale
będzie musiał to zrobić.
Eleno, wejdz na tę stronę. Będziesz musiała pogrzebać w ustawieniach jasności, bo
strona przygotowana jest tylko dla wzroku wampirów. Jest tam napisane, \e istnieje miejsce
zwane Shi no Shi - dosłownie Zmierć Zmierci, gdzie mogą usunąć klątwę, która wisi nade mną
od pięciuset lat. U\ywają magii i medycyny, by zmienić wampiry w zwykłych śmiertelników,
mę\czyzn i kobiety, chłopców i dziewczęta.
Je\eli naprawdę mogą to zrobić, Eleno, to będziemy mogli być razem tak długo, jak
długo \yją zwyczajni ludzie. Niczego więcej nie pragnę.
Chcę \ycz tobą jako zwykły, oddychający, jedzący człowiek.
Ale nie przejmuj się. Porozmawiam tylko o tym z Damonem. Nie musisz mi mówić, \e
mam zostać. Nigdy nie zostawiłbym cię samej z tym wszystkim, co dzieje się w Fell's Church.
Jest tu dla ciebie zbyt niebezpiecznie, zwłaszcza z twoją nową krwią i nową aurą.
Mam świadomość tego, \e ufam Damonowi bardziej ni\ powinienem. Ale jednego
jestem pewien: ciebie nigdy by nie skrzywdził. Kocha cię. Co mo\e na to poradzić?
Niemniej muszę się z nim spotkać na jego warunkach, sam w określonym miejscu w
lesie. Zobaczymy, co będzie.
Jak ju\ pisałem, je\eli czytasz ten list, to znaczy, \e coś poszło drastycznie zle. Broń
się, kochana. Nie bój się. Zaufaj sobie i swoim przyjaciołom. Oni mogą ci pomóc.
Ja ufam w opiekuńczość Matta, w chłodny umysł Meredith, w intuicję Bonnie. Powiedz
im, \eby o tym pamiętali.
Mam nadzieję, \e nigdy nie będziesz musiała tego przeczytać.
Kocham cię z całego serca i całej duszy,
Stefano
PS Na wszelki wypadek ukryłem dwadzieścia tysięcy dolarów w studolarowych
banknotach pod podłogą, po drugą deską od ściany, za łó\kiem. W tej chwili stoi na niej fotel.
Je\eli go przesuniesz, zobaczysz szparę.
Damon ostro\nie wykasował list Stefano. Potem, uśmiechając się przebiegle, w
milczeniu napisał nową wiadomość z nieco innym morałem. Przeczytał ją. Uśmiechnął się
szeroko. Zawsze marzył o tym, \eby zostać pisarzem. Nie miał oczywiście \adnego
wykształcenia w tej dziedzinie, ale czuł, \e ma talent.
Etap pierwszy został zrealizowany, pomyślał, zapisując plik ze swoim listem. Po czym
bezszelestnie podszedł do łó\ka.
Czas na etap drugi.
Powoli, bardzo powoli, wsunął rękę pod poduszkę Eleny. Czuł na dłoni jej włosy,
połyskujące w świetle księ\yca. Ból, który go przeszył, był bólem serca bardziej nawet ni\
kłów Przesuwając rękę pod poduszką, szukał kartki. Elena mruczała coś przez sen. Nagle
obróciła się w jego stronę. Damon niemal odskoczył, ale jej oczy były zamknięte. Ciemne
rzęsy odcinały się na bladych policzkach.
Teraz, gdy była zwrócona twarzą do niego, mo\na by się spodziewać, \e wzrok
Damona przyciągną delikatne \yły widoczne na jej mlecznobiałej szyi. Zamiast tego jednak
wpatrywał się obsesyjnie w jej nieznacznie rozchylone wargi. Były... Niemal nie mógł się im
oprzeć. Nawet we śnie miały kolor płatków ró\y, były lekko wilgotne i rozchylone w ten
sposób...
Mogę to zrobić bardzo lekko. Nigdy się nie dowie. Mogę, wiem, \e mogę. Dziś jestem
niepokonany.
Kiedy pochylał się nad nią, jego palce dotknęły kartki.
Otrząsnął się ze swojej niemal zrealizowanej fantazji. Co mu strzeliło do głowy?
Ryzykować wszystko, wszystkie swoje plany i pragnienia dla pocałunku? Będzie mnóstwo
czasu na pocałunki - i na wiele innych, wa\niejszych rzeczy -pózniej.
Bardzo ostro\nie wyciągnął kartkę spod poduszki i wło\ył ją do kieszeni, po czym
przemienił się w kruka i odleciał.
Stefano ju\ dawno opanował sztukę budzenia się o zamierzonej godzinie. Zrobił to
równie\ teraz. Rzucił okiem na budzik na stoliku nocnym i upewnił się, \e jest czwarta rano.
Nie chciał budzić Eleny.
Ubrał się bezszelestnie i wyszedł tą samą drogą co jego brat, tyle \e pod postacią
sokoła. Gdzieś w nim czaiło się podejrzenie, \e Damon jest manipulowany przez kogoś, kto
u\ywa malaków, aby uczynić z niego swoją marionetkę. Czuł, \e ma obowiązek powstrzymać
go, kimkolwiek był.
Wiadomość, którą zostawił Damon, polecała mu udać się pod drzewo, przy którym
rozbili się ludzie. Damon widocznie chciał wrócić w to miejsce, \eby wyśledzić istotę
kontrolującą malaki.
Stefano leciał jak na sokoła przystało, szybując wysoko i pikując od czasu do czasu.
Raz o mało nie przyprawił niewinnej myszy o zawał serca, gdy przeleciał kilka centymetrów
nad jej głową.
W końcu, gdy zobaczył wyrazne ślady wypadku, jeszcze w powietrzu przemienił się z
potę\nego ptaka w młodego człowieka z ciemnymi włosami, bladą twarzą i intensywnie
zielonymi oczami.
Opadł na ziemię lekko jak płatek śniegu. Rozejrzał się na wszystkie strony, wytę\ając
wampirze zmysły, by zbadać teren. Nie wyczuwał \adnej pułapki, \adnej niechęci, tylko
niezatarte ślady okrutnej walki, która została tu stoczona. Wcią\ w postaci ludzkiej wspiął się
na jedno z drzew, wyczuwając, \e to na tym siedział wtedy Damon.
Nie poczuł dreszczu, wspinając się na dąb, z którego jego brat w spokoju przyglądał
się śmiertelnym zmaganiom. Stefano miał na to zbyt wiele krwi Eleny w \yłach. Zauwa\ył
jednak, \e w tej części lasu panuje dziwny chłód, jakby coś rozmyślnie zani\ało temperaturę.
Ale dlaczego? I co to było? I tak będzie musiało prędzej czy pózniej się z nim skonfrontować,
je\eli chce pozostać w Fell's Church, więc na co czeka?
Wyczuł obecność Damona w pobli\u długo przed tym, kiedy zauwa\yłyby to jego
zmysły sprzed przemiany Eleny. Wzdrygnął się instynktownie. Oparł się plecami o gałąz i
rozejrzał. Wiedział, \e Damon pędzi w jego stronę, coraz szybciej i szybciej, coraz silniejszy,
i \e powinien stać ju\ tam przed nim, ale wcią\ go nie ma.
Zmarszczył brwi.
- Zawsze warto spojrzeć w górę, braciszku - doradził uprzejmy głos dochodzący z
góry. Damon zeskoczył ze swojej gałęzi i wylądował obok Stefano.
Stefano milczał przez chwilę, przyglądając mu się tylko.
- Widzę, \e jesteś w dobrym humorze - powiedział w końcu.
- Miałem wyjątkowo udany dzień. Mam je wymienić? Ta dziewczyna z kiosku z
kartkami... Elizabeth i moja droga przyjaciółka Damaris, której mą\ pracuje w Bronston, i
młoda Teresa, wolontariuszka w bibliotece, i...
Stefano westchnął.
- Czasem mam wra\enie, \e pamiętasz imię ka\dej dziewczyny, której krew wypiłeś,
ale regularnie zapominasz moje.
- Bzdura... braciszku. Teraz, skoro Elena bez wątpienia wyjaśniła ci, co się stało, gdy
próbowałem uratować tę twoją malutką wiedzmę, Bonnie, chyba nale\ą mi się przeprosiny.
- A skoro ty wysłałeś mi wiadomość, którą mo\na odczytywać jedynie jako [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •