[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Słucham? - zapytała Rebecą, nie wierząc własnym uszom.
- Powiedziałem... - zająknął się - chciałbym zaprosić panią na lody, przyznając w ten sposób, że to pani
miała rację, a ja okazałem się głupcem. Tak kazała mi moja ośmioletnia córka.
29
- Rozumiem - przerwała i pogłaskała Fredericka, który najwyrazniej dość miał badania i przycinania
skrzydeł. Na szczęście zabieg był już właściwie skończony, więc podrapała go jeszcze tylko po główce i
wsadziła do przenośnej klatki. Marge, jego właścicielka, wkrótce miała się po niego zgłosić.
Podeszła do zlewu i umyła ręce, zastanawiając się, jak ma zareagować na to wymuszone przez Katie
zaproszenie. Z jednej strony chciałaby je przyjąć, z drugiej miała ochotę przejść przez pokój i zbić go na
kwaśne jabłko.
- Katie uważa pana za głupca, co? - Odwróciła się do niego z rękami na piersiach i z wyzywającym
wyrazem twarzy. - No więc ja też, ale ważne jest, panie Stafford, co pan sam na ten temat myśli.
Westchnął i wszedł do środka. Przysiadł na jednym ze stołków. Wyglądał na rozbitego i zmęczonego.
- Przede wszystkim niech mnie pani nie nazywa panem Staffordem. Ludzie zwracają się tak do mnie, kiedy
są na mnie wściekli albo kiedy usiłują mi coś sprzedać. Niech mi pani mówi po imieniu.
- Ja nic panu nie usiłuję sprzedać, panie Stafford - wtrąciła Rebeca.
- A po drugie - ciągnął, nie zwracając uwagi na jej słowa - zgadzam się z moją córką i z panią. Inaczej by
mnie tu teraz nie było. Na życzenie mógłbym postawić pani lody, ale przepraszam zawsze tylko ze szczerego
serca. - Wziął głęboki oddech i spojrzał Rebece prosto w oczy, co natychmiast niebezpiecznie przyspieszyło
jej tętno.
- Wczoraj bardzo niemiło panią potraktowałem - powiedział. - Byłem niegrzeczny, niedelikatny i uparty.
Wcale się nie dziwię, że była pani na mnie wściekła. Sam na siebie jestem wściekły, i to pewnie bardziej niż
pani i Katie razem wzięte. Mówiąc szczerze, poczułem się winny, że to nie ja uczyłem ją pływać, że to nie ja
pokazałem jej tę sadzawkę i że nie było mnie przy tym, jak się skaleczyła. Wybaczy mi to pani?
Dostrzegła w jego oczach prośbę, której nie potrafiła się oprzeć.
- Już wybaczyłam i wszystko zapomniałam - rzekła - nie musi mnie pan... nie musisz mnie nawet zapraszać
na lody, jeżeli nie masz na to ochoty.
- Och, nie, musimy iść na lody, inaczej Katie zastrajkuje i przez dwa tygodnie nie będzie chciała sprzątać w
swoim pokoju. Masz ochotę na melbę bananową?
Po zjedzeniu jednej trzeciej porcji i po dwudziestu minutach rozmowy z Michaelem Staffordem Rebeca
doszła do wniosku, że uwielbia melbę bananową. Co więcej, nigdy jeszcze lody nie smakowały jej tak jak
dzisiaj.
Cukierenka, w której siedzieli, była jednym z najsympatyczniejszych lokali w miasteczku. Wnętrze zostało
urządzone w stylu z przełomu wieków. Pomalowane na biało metalowe krzesełka i stoliki z marmurowymi
blatami oraz ciepłe światło małych lampek stwarzały przytulny, miły nastrój.
- To był dobry pomysł - orzekła Rebeca, nabierając łyżeczkę bitej śmietany. - Powiedz Katie, że bardzo mi
się podoba, jak stawia swemu ojcu warunki.
30
- Może lepiej nie, i tak już mną dyryguje.
Rebeca już któryś raz z kolei stwierdziła, że Michael Stafford ma czarujący uśmiech. Czy zdawał sobie
sprawę, jakie wrażenie robi na kobietach? A zwłaszcza jakie wrażenie zrobił na niej? Z pewnością.
Przystojni mężczyzni zwykle byli aż za bardzo tego świadomi. Nigdy zresztą Rebeki specjalnie nie
pociągali. W jej oczach próżność zdecydowanie zmniejszała ich atrakcyjność. Michael jednak nie wydawał
się próżny. Powściągliwy, z dystansem, zraniony przez los, ale nie zarozumiały.
- Opowiedz mi trochę o swojej pracy - poprosiła, chcąc skierować rozmowę na tory nieco mniej osobiste.
- Importujemy z Europy rzadko spotykane samochody - odparł, zadowolony, że go o to zapytała. - Zwykle
wygląda to tak, że najpierw zgłasza się klient zainteresowany jakimś konkretnym egzemplarzem, potem my
musimy się zorientować, gdzie coś takiego można znalezć, i sprowadzamy do Stanów. Zajmuję się tym już
od siedmiu lat i całkiem niezle na tym zarabiam. Co jeszcze chciałabyś wiedzieć?
- Dlaczego zająłeś się właśnie tym? - zapytała, mając nadzieję, że dowie się w ten sposób czegoś więcej o
tym zamkniętym w sobie mężczyznie.
Myślał przez chwilę, zanim odpowiedział.
- To pewnego rodzaju wyzwanie, poza tym czasem spełnia się w ten sposób czyjeś marzenie. Niektórzy
latami oszczędzają na kupno upragnionego modelu. Na ogół są to auta cenione w swoich rocznikach, ale
często w bardzo złym stanie. My przywracamy je do życia.
- Cieszy cię, kiedy coś starego i zużytego staje się jak nowe - podsumowała. - Chciałabym, żeby coś
takiego udawało mi się z moimi pacjentami. A co ci się najmniej podoba?
- Czasami nie chodzi o spełnienie marzenia życia. Niektórzy klienci są po prostu zepsuci dobrobytem, a
rzadki model ma być dla nich jedynie kolejną zabawką. Płacą mi za to, oczywiście, ale to już nie sprawia
takiej satysfakcji.
Rebeca w milczeniu zastanawiała się nad tym, co usłyszała. Uważała go dotąd za materialistę i pracoholika.
Teraz powinna zmienić opinię. Dlaczego więc całe dnie spędzał w swoim salonie samochodowym?
Wiedziała dlaczego. Praca miała być lekarstwem na wszystkie obawy i lęki, miała pozwolić zapomnieć
choć na chwilę o bolesnych przeżyciach i doświadczeniach, miała chronić przed własnymi uczuciami.
Dobrze znała ten stan.
Kiedy skończyli melbę, Michael zamówił kawę. Teraz on zapytał:
- A co ty lubisz w swoim zawodzie, a czego nie?
- Zabrzmi to pewnie dość stereotypowo, ale ja naprawdę kocham zwierzęta. Cieszę się, kiedy mogę im
pomóc, złagodzić ich ból albo czasami mu zapobiec.
Obawiała się, że uzna ją za głupią i sentymentalną. W jego oczach dostrzegła jednak coś, czego się nie
spodziewała - szacunek.
31
- Masz ten szczególny dar, Rebeco - rzekł po chwili. - Zawsze podziwiałem ludzi, których dotyk uzdrawia.
Cudownie jest poświęcić życie uzdrawianiu, wszystko jedno, ludzi czy zwierząt.
Już chciała odpowiedzieć, gdy nagle rozległ się znajomy brzęczyk. Westchnęła i wyciągnęła zza paska
pager.
- I tego właśnie nie lubię w pracy weterynarza - powiedziała, dotykając przycisku, żeby wyświetlić numer
telefonu. - Rzadko udaje mi się zjeść albo przespać w spokoju.
Na widok numeru serce w niej zamarło. Miała zmartwioną minę, więc Michael zapytał:
- Czy stało się coś złego?
- Obawiam się, że tak. Zgłosili się Rileyowie, starsze małżeństwo, które ma już wiekowego wyżła o
imieniu Midas. Ostatnio czuł się niezbyt dobrze. - Wsunęła pager na miejsce przy pasku i wzięła torebkę. -
Mieszkają tylko o parę domów stąd. Czy mógłbyś mnie podrzucić? Oni mnie potem odwiozą do domu.
- Oczywiście. - Uregulował rachunek i dogonił ją już przy drzwiach. - Kiedy ja zapraszam gdzieś kobietę,
nawet tylko na lody, potem odwożę ją także do domu. Zawiozę cię i zaczekam, aż będzie po wszystkim.
- Dziękuję - powiedziała, z wdzięcznością przyjmując jego towarzystwo. W drodze na parking ogarnęły ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •