[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spokojnie, stary. Albo skończą śpiewać, albo w końcu pójdą dalej. Niestety, stały tu już od dłużej chwili i
domyślał się, że chcą się dostać do jednego z bardziej zatłoczonych klubów. Zpiewały dalej. Cicho, błagał w
myślach. Cicho, do cholery!
- Ty draniu!
Odwrócił się. Z rękami za plecami Norman Newman szedł w jego stronę.
No, zaczyna się.
- Gdzie Mia?! - wrzasnął Norman. - Chcę z nią porozmawiać!
Ulżyło mu. Czyli Mii nic się nie stało.
- Jest w toalecie w barze.
- Nie zasłużyłeś na nią - warknął Norman.
- Oj, chyba jednak tak. - Matthew chciał jeszcze bardziej zirytować Normana. - %7łona mi nie da tego, co
Mia. I to, mam nadzieję, da mi ochoczo.
Normanowi znowu wyskoczyła żyła na skroni. Był czerwony jak burak.
- Nie mów tak o Mii! To anioł!
- Może i tak. - Matthew wzruszył ramionami. - Nie znam jej, wiem tylko, że super wygląda.
- Jesteś obrzydliwy! - huknął Norman. - Niedobrze mi się robi na twój widok. Masz żonę. Co ona na to, że
ją zdradzasz?
- A co mnie to obchodzi? Najważniejsze, że bez problemu zaliczam panienki na boku.
Norman wziął zamach. Matthew uchylił się lekko i uniknął nieporadnego ciosu.
Zauważył, że nie ma broni. Ale to nie znaczy, że nie ma jej za paskiem czy skarpetce. Bądz czujny.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał, patrząc Normanowi prosto w oczy. Mężczyznie, który zabił jego brata.
- Co?
- Dlaczego ich zabiłeś?
- O co ci chodzi? Kogo zabiłem?
- Jest! - wrzasnął męski głos z drugiej strony. - John, znalazłem go!
- O nie! - jęknął Norman. Tupnął nogą. - Znowu mnie zabiorą, a jeszcze sobie nie wyjaśniliśmy
wszystkiego z Mią!
Matthew przyglądał mu się, niczego nie rozumiejąc.
- Kto to jest?
Norman ciągle tupał, ale zaraz pomachał nowo przybyłym.
- To moi przyjaciele - wyjaśnił. - Tylko im naprawdę na mnie zależy.
- La la la, je-je...
Boże, czy te pijaczki w końcu się zamkną?
Podbiegli do nich mężczyzni w białych uniformach.
- Roger, całą noc cię szukamy. Znasz zasady. Jeśli nadal będziesz uciekał, będziemy musieli podjąć pewne
kroki, żeby cię chronić.
- O co... - Matthew wodził wzrokiem od Normana do mężczyzn i z powrotem. - Kto to jest Roger, do
cholery?
- Roger, znasz go? - zapytał jeden z nieznajomych.
- Nie. Podrywał moją dziewczynę.
Matthew pochylił się i przeczytał napis na koszuli jednego z mężczyzn. SZPITAL GARDEN, CENTER CITY.
Garden? Przecież to szpital dla...
- Dlaczego mówicie do niego Roger? - zapytał. - Przecież to Norman Newman.
- Normanem jestem na zewnątrz! - wrzasnął Norman. - W środku jestem Rogerem Sheą, jak stadion
sportowy". O, znam tę piosenkę! La la la, je je - zawtórował kobietom.
Matthew kręciło się w głowie. W środku?
- Norman Newman? - zapytał młodszy. - Tak się naprawdę nazywasz, Roger?
Norman zwiesił głowę i potwierdził.
- Zgłosił się do szpitala pod nazwiskiem Roger Shea - wyjaśnił pielęgniarz.
- Szpital Garden to szpital dla umysłowo chorych, prawda? - upewnił się Matthew. - Norman jest waszym
pacjentem?
Mężczyzna skinął głową.
- Ostatnio pięć razy uciekał, ale tak, to nasz pacjent. Sam się zgłosił trzy tygodnie temu.
Pięć razy? Trzy tygodnie temu? Trzy tygodnie temu zamordowano Roberta.
- Czy można się dowiedzieć, czy był w szpitalu danego dnia?
- Pewnie, ale takie dane są udostępniane jedynie krewnym. Proszę zajrzeć do dyżurki i pytać o Bobbie albo
Mary, w zależności od dnia tygodnia.
- To był weekend. Sobota, dziewiętnasty czerwca.
Mężczyzna, który uspokajał Normana, przyjrzał się Matthew uważnie i uznał, że można mu zaufać.
- Od razu mogę panu powiedzieć, że tamtej nocy był na oddziale. Akurat wtedy zacząłem tu pracę i
trafiłem na jego oddział. Siedziałem z nim przez całe osiem godzin. Płakał jak dziecko.
- A właśnie że nie! - zaperzył się Norman.
- W płaczu nie ma nic złego, Norman - zapewnił drugi pielęgniarz i szturchnął kolegę w bok.
- To drań! - Norman wskazał Matthew. - Ma żonę, ale zdradza ją z moją ukochaną.
Matthew pokręcił przecząco głową.
- Kara go nie ominie, Roger - zapewnił pielęgniarz. - Zawsze tak jest. Chodz, wracamy do twojego pokoju.
Musimy się zastanowić z doktorem Fieldem, co robić, żebyś nam znowu nie uciekł. Musimy cię chronić
przed samym sobą. Takie są zasady. Tłumaczyliśmy ci to, kiedy się zgłosiłeś. Bierzesz leki, Roger. Nie
możesz tak po prostu uciekać.
- Przepraszam - speszył się. - Ale jak mam przekonać Mię, żeby za mnie wyszła?
- Norman, myślałem, że mieszkasz z mamą - zdziwił się Matthew. - Powiedziałeś tak dyrektorowi, bo się
wstydziłeś przyznać, że poszedłeś do Garden?
- Nie chciałem, żeby Mia się dowiedziała. - Znowu tupnął. - Gdybym powiedział dyrektorowi, Mia
wiedziałaby od razu, więc wymyśliłem, że opiekuję się mamą. I tak miałem dwa tygodnie zaległego urlopu.
- Więc twoja mama nie miała wylewu?
Norman się rozpłakał.
- Miała! Ale ma pielęgniarkę. Kosztuje mnie to połowę pensji!
- Idziemy, Roger - zdecydował pielęgniarz. Podał Matthew wizytówkę.
JOHN DAUMONT, ODDZIAAOWY, SZPITAL GARDEN w CENTER CITY.
Pielęgniarze odeszli z Normanem, śpiewającym na całe gardło wraz z pijanymi kobietami.
Jezu. Matthew pokręcił głową.
I znieruchomiał.
Jeśli nie Norman mordował, to kto?
I gdzie jest Mia?
Rozdział 19
Umrzesz, dziwko! - powtarzała kobieta raz po raz. Usiadła na Mii, przycisnęła kolanem do ziemi. - Spałaś
z moim mężem! Spałaś z mężami innych kobiet! I za to zapłacisz!
Kobieta przytknęła pistolet do jej skroni i Mii znowu zrobiło się czarno przed oczami.
- Wiesz co, dziwko? - syknęła napastniczka. - Zabiję cię gołymi rękami. Wyduszę ostatni oddech z twojego
obrzydliwego ciała. - Zacisnęła dłoń na jej szyi i wrzuciła pistolet do torebki przy pasku. - Wyduszę z ciebie
życie, ty szmato.
Mia starała się ją zepchnąć, ale ta była silniejsza. Jej ręce zacisnęły się na szyi Mii, z całej siły...
Kocham cię, Matthew...
Kocham cię, Margot...
Starałam się, naprawdę...
- Umieraj, dziwko! - warknęła nieznajoma. - Umieraj!
Jej dłonie zaciskały się coraz mocniej i Mię ogarnęła ciemność. Aż nagle uścisk na gardle zelżał. Mia
łapczywie zaczerpnęła tchu, odruchowo rozmasowała obolałą szyję. Krztusiła się nerwowo.
- Co jest, do cholery? - wrzasnęła napastniczka. Ktoś odciągał ją od Mii.
Matthew!
Mia zerwała się na równe nogi. Matthew i nieznajoma walczyli na ziemi.
- Ona ma broń! - wychrypiała.
Kobieta trzymała pistolet w dłoni, ale Matthew nie dawał za wygraną, walczył, i lufa celowała w
powietrze. Mia dostrzegła telefon komórkowy pod furgonetką, podniosła go i wybrała 911. Wykrzyczała
niezbędne informacje.
- To dziwka! - wrzeszczała kobieta. - A ty zdradzasz!
- O Boże, to ty! - Matthew wreszcie ją rozpoznał. - Prosiłaś mnie do tańca!
- A ciebie obchodziła jedynie ta szmata! - syknęła morderczyni. Chciała go kopnąć, ale Matthew zręcznie
uniknął ciosu.
- Zabiłaś mojego brata - powiedział cicho. Usiłował wykręcić jej ramię, lecz kobieta broniła się zażarcie.
- Zabiłam wielu niewiernych - odparła.
Rozległo się wycie syren policyjnych. Radiowozy pędziły Bridge Avenue i pijackie śpiewy wreszcie ustały.
- Mój brat nazywał się Robert Gray. Zabiłaś go przed Chumleyem.
Oczy kobiety rozbłysły.
- Ach tak, trzy tygodnie temu. Aatwo poszło. Ciach, ciach, i osunął się na ziemię jak żałosny strzęp mięsa,
którym zresztą był.
Matthew poczuł nagły przypływ adrenaliny i wytrącił jej broń z ręki. Pistolet potoczył się pod samochód.
Przycisnął kobietę do ziemi.
- Zdrada nie popłaca! - wrzasnęła.
- A morderstwo nie uchodzi płazem - dodał Matthew.
- Przez ciebie nie dopadłam Benjamina Slovela! - wrzasnęła morderczyni, gdy na parking wjeżdżały dwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •