[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wszystko w porządku. Tajemniczo. Dzieciak, jego dziadek, ludzie, którzy się boją. O to
chodzi.
 Coś jeszcze będziesz robił na ten temat?
Kazio machnął ręką.
 Po co? Mam tyle latających jajek, eksterioryzacji i wyginaczy łyżeczek w Polsce, że
jeden program o duchu w lesie wystarczy.
 Tam takie wypadki się powtarzały  ciągnął ostrożnie Adam.
 Jasne  roześmiał się od ucha do ucha Kazio.  A teraz duch będzie fruwał po całej
ulicy... jak ona się nazywała?
 Sosnowa.
 No właśnie, po Sosnowej. Ja też w pierwszej chwili reagowałem podobnie. Nie
przejmuj się takimi sprawami, wszystkie na początku wyglądają szalenie przekonywająco. 
Kazio odwrócił się, reagując na wołanie od strony drzwi stołówki.  Muszę lecieć, nie zdążę
zjeść  rozłożył ręce.  Trzymaj się i jeszcze raz dziękuję.
Adam doszedł do lady z daniami, wybrał podsmażane ziemniaki, smażonego indyka,
surówkę i zupę chińską, a następnie podszedł do kasy. Gdy stawiał swoją tacę przed kasjerką,
poczuł wibracje telefonu.
 Sekundę  rzucił do kasjerki, po czym nacisnął przycisk oznaczony zieloną słuchawką.
 Słucham?
 Witaj, Adamie, tu Hanka Betlejewska ze Skierniewic  wróżka podczas ich poprzedniej
rozmowy telefonicznej nagle zaczęła mówić mu po imieniu.
 Poczekaj chwilę  zasłonił słuchawkę.  Ile płacę?
 Dwanaście pięćdziesiąt.
Szybko wyjął pieniądze, zapłacił i podszedł z tacą do najbliższego stolika.
 Co się stało?  spytał.
 Jest kolejna ofiara.
 O Boże... Tak szybko?
 Turystka. Wczoraj wieczorem poszła do lasu i do tej pory nie wróciła.
 To jeszcze nie dowód. Mogła zemdleć, zgubić się, mogło się stać cokolwiek 
zaoponował Kniewicz.
 Przyjedziesz?  spytała rzeczowo wróżka.
 Tak  westchnął Adam.  Będę jutro. Muszę kończyć, mam drugą rozmowę 
przełączył telefon.  Słucham?
 Tu Agata z archiwum. Możesz gadać?
 Tak  odparł.  Nigdy nie zjem tego obiadu  mruknął do siebie.
 Co?
 Nic, nic. Gadaj.
 No to będzie afera. W magazynie nie ma taśm, a wszelkie ślady w dokumentach są
dobrze zatarte. One się po prostu rozpłynęły. Musiał to zrobić ktoś z naszych. Idę do
dyrektora.
 Poczekaj!  rzucił Adam.  Możesz się z tym trochę wstrzymać?
 %7łartujesz? To kradzież.
 Wiem, ale skoro czekało to kilka lat, nic się chyba nie stanie, jak mi zaufasz i nie
poinformujesz o sprawie przez kilka dni.
 Do czego ci to potrzebne?
 Nie chcę wzbudzać sensacji, ale to chyba grubsza sprawa. Hałas mógłby wystraszyć
ewentualnych winowajców.
 Jak chcesz, mogę poczekać do końca tygodnia, ale nie dłużej. Jedziesz w końcu na ten
urlop?
 Na razie nie. Dzięki, skontaktuję się z tobą.
 Poczekaj!  krzyknęła Agata.
 Tak?
 Mam coś dla ciebie. Nie wiem, gdzie są taśmy, ale mam nazwisko faceta, który robił
jeden z tych materiałów.
 Poważnie!? Wspaniale, daj jego telefon.
 Dowiedz się w informacji. On już nie pracuje u nas. Nazywa się Roman Cis.
 Dzięki, jestem twoim dłużnikiem.
 Nie ma sprawy  odłożyła słuchawkę.
%7łona Romana Cisa, pani dobrze po sześćdziesiątce, ale wciąż dbająca o wygląd, była
osobą elegancką i uprzejmą. Koniecznie chciała zaprosić Adama na herbatę i ciasto, mimo że
męża nie było w domu, bo przesiadywał, jak co piątek, w klubie Magnum na piwku, grając w
brydża i przyglądając się bilardzistom. Kniewicz odmówił, najuprzejmiej jak potrafił, i kiedy
tylko wyrwał się z objęć starszej pani, usiłującej powiadomić go o swoim niezwykle
pozytywnym osądzie stylu prezentowanego przez pokolenie młodych dziennikarzy, takich jak
on, pomknął na Rakowiecką, gdzie mieścił się wspomniany klub. Ucieczka nie była prosta,
pani Cisowa bowiem, przedstawiając swoje racje, trzymała kurczowo Adama za ramiona tak
długo i mocno, że zaczęły drętwieć. Wylewne podziękowania dały pewien efekt i w końcu
Adam uwolnił swoje ręce, zbiegł po schodach, wsiadł do samochodu i pojechał pod wskazany
adres.
Magnum, znany klub bilardowy, mieszczący się w okolicach budynków MSW, kiedyś
niemal codziennie goszczący czołówkę polskich bilardzistów i brydżystów, ostatnimi czasy
jakby podupadał. Stara, ale stała klientela powolutku się wykruszała i bilardziści poodchodzili
do innych klubów. Zniknął nawet słynny polityczny kącik dyskusyjny pod przewodnictwem
zezowatej Zochy. Zocha była dziennikarką, robiącą karierę w gazecie, którą ówcześni
czytelnicy nazywali  %7łyciem z kropką . Wraz z upadkiem powyższego  %7łycia , podupadła
również kariera zezowatej Zochy, no i zniknął jej kącik wiecznie kłócących się okularników.
Sama okularów nigdy nie nosiła, choć miała zeza rozbieżnego i właściwie nigdy nie było
wiadomo, w którą stronę patrzy. Twardo trzymała się konserwatywnie prawicowych
poglądów, za całe zło świata oskarżając komunistów i masonów, działających wszędzie, w
ukryciu, i zawsze knujących zło. Jak więc łatwo było się domyślić, jej głos słychać było w
całym klubie często i wyraznie.
Słowem, kiedyś klub Magnum cały wrzał. Dzisiaj, gdy Adam Kniewicz pojawił się w
zdezelowanych drzwiach, przy kilku bruswickach stali amatorzy bilardu, raczej średnio
orientujący się w tajnikach zawodowej gry. Przy pięciu, może sześciu, tak zwanych stolikach
konsumpcyjnych przypadkowi ludzie pili piwo lub colę. Panowała nudna cisza, z rzadka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •