[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nic. Nawiedzać mnie i prześladować w taki sposób. Dla-
czego, Harry? Dlaczego?
Była tak zrozpaczona, że wyciągnął rękę i bardzo lekko
dotknął jej policzka.
- Nie zrobię niczego, co by ci sprawiło ból, Steph, chyba
w to nie wątpisz. A jeśli chodzi o nawiedzanie i prześlado-
wanie, to przysięgam, iż nie wiedziałem, że pracujesz w tej
przychodni. To prawda, że skontaktował bym się z tobą
jutro albo pojutrze. Chciałem zobaczyć Fanny. Chciałem
zobaczyć ciebie...
Stało się, wreszcie to powiedział. Nie spodziewał się
tylko, że Stephanie zareaguje na to śmiechem. Zmiechem na
pograniczu histerii, ale jednak śmiechem.
- Nie wierzę - oświadczyła i odwróciła ku niemu twarz, a
on ujrzał jej wilgotne oczy i błyszczące od łez policzki. - To
byłby dziwny zbieg okoliczności! Już raz, wiele lat temu,
los nas połączył z powodu nazwisk. A teraz miałby cię
sprowadzić do Summerland? Do trzydziestotysięcznego
miasta, akurat tutaj, gdzie pracuję?
Nie był pewny, czy jest zadowolona czy nie z takich ko-
lei losu, podejrzewał natomiast, że to nie los, ale Bob Qu-
ayle ponownie ich połączył. I poczuł się niewyraznie.
S
R
Już kiedyś ukrył przed Stephanie prawdę o niekończącej
się niewierności Martina - i stracił przez to jej przyjazń.
Teraz musiał dochować innej tajemnicy. Tajemnicy ojca
Martina.
Stephanie otworzyła drzwi samochodu i wysiadła. Po-
myślała, że pewnie Harry uważają za wariatkę, ale kiedy
powiedział, że chciał ją zobaczyć, nie wytrzymała zbyt
długo utrzymującego się napięcia i rozkleiła się. Harry
chciał ją zobaczyć...
Gdyby wiedział, jak często czuła to samo - jak często
tęskniła za jego widokiem, za rozmową z nim, za jego da-
jącą poczucie pewności przyjaznią.
Za jego miłością...
Piątkowy wieczór jak zwykle zaczął się względnie spo-
kojnie, dopiero o wpół do jedenastej pojawiła się kobieta w
towarzystwie męża i drugiej pary. Cała czwórka sporo wy-
piła i zachowywała się dość hałaśliwie.
- To się stało niedawno - oznajmił mąż, wskazując na
twarz żony. - Tak jakby jej opadła, a teraz nic nie czuje.
Stephanie wzięła pacjentkę do gabinetu. Po zbadaniu
stwierdziła porażenie nerwu twarzy. Kobieta była prze-
rażona. Stephanie postarała się jak najprzystępniej wy-
tłumaczyć jej charakter i przebieg choroby. Na pytanie, czy
to minie, odpowiedziała uczciwie, że różnie z tym bywa:
czasami objawy ustępują samoistnie, czasami zaleca się
podawanie leków, a czasami konieczny jest zabieg chirur-
giczny. %7łeby nie być gołosłowną, poprosiła Harry'ego o
bardziej wyczerpującą informację.
- Możemy zdziałać cuda - uspokajał kobietę Harry. -
Poszerzamy kanał kostny, w którym przebiega nerw twarzy,
a jeśli to nie pomaga, istnieje dużo możliwości z zakresu
chirurgii kosmetycznej.
S
R
Słowa, a zwłaszcza uśmiech Harry'ego sprawiły, że ko-
bieta trochę się uspokoiła.
Zadziwiające, co może zdziałać uśmiech, pomyślała
Stephanie, zwłaszcza jeden z uśmiechów Harry'ego.
Harry wyszedł, a ona wyprowadziła pacjentkę. Spo-
glądając na poczekalnię, stwierdziła, że typowe dla piątku
tłok i zamieszanie rozładowują się sprawniej niż zwykle.
Do drugiej sytuacja została opanowana. Dwie nastolatki,
którym zaszkodziły koktajle, zostały wsadzone do taksówki
i odesłane do domu; trzech młodych chłopaków, wyrzuco-
nych z nocnego klubu, gdzie wdali się w bójkę z ochronia-
rzem, odesłano do szpitala na prześwietlenie; a kobietę,
której dziecko zachorowało na błonicę krtani, poczęstowano
kilkoma filiżankami herbaty, w czasie gdy aparat do nawil-
żania uśmierzał potwornie szczekający kaszel chłopczyka.
Kiedy się zupełnie uspokoiło, Stephanie skierowała kroki
do pokoju lekarskiego. Gdy zaczynała pracę w przychodni,
tutejsza lodówka była pełna zapakowanych kanapek, któ-
rymi personel mógł się częstować bez ograniczeń. Ale te
czasy - chyba z chwilą pojawienia się nowego właściciela -
minęły i teraz każdy przynosił sobie własny prowiant.
Ale dzisiaj Stephanie zapomniała o jedzeniu.
Przeszukiwała szafki w nadziei, że może znajdzie jakiś
herbatnik, kiedy rozkoszny zapach świeżej kawy po-
wiadomił ją o obecności drugiej osoby w pokoju.
- Zjesz coś?
Harry, który właśnie stanął w drzwiach, trzymał w jednej
ręce pudełko z czterema kawami, w drugiej białą plastikową
torbę.
- Poznałem w Stanach zalety pączków. To szybko dzia-
łający zastrzyk węglowodanów - powiedział, stawiając ka-
wę na stole i otwierając plastikową torbę z pudełkiem polu-
krowanych jaskrawo pączków. - Skosztuj, a ja zaniosę kawę
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •