[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lecz Larenz okazał jej tyle drobnych uprzejmości, że przestała szukać usprawie-
dliwienia dla własnych lęków. Nie chciała myśleć, tylko czuć.
Nadal z zamkniętymi oczami pochyliła głowę. Musnęła jego wargi leciutko, za-
praszająco. Bez słów udzieliła na jego nieme pytanie jedynej możliwej odpowiedzi:
 tak".
R
L
T
Otoczył ją ramionami i przytulił.
- Chodzmy - powiedziała bez wahania.
ROZDZIAA PITY
Sprowadził ją z powrotem na parter z pewnością człowieka, który wie, dokąd
zmierza. Kiedy decyzja zapadła, szła z nim zupełnie spokojna, bez najmniejszych rozte-
rek.
Wprowadził ją do salonu. Obecnie oświetlał go jedynie blask księżyca wpadający
przez szpary pomiędzy starymi zasłonami. Puścił jej rękę, żeby uklęknąć przy wielkim
marmurowym kominku.
- Mam nadzieję, że działa?
- Tak, ale zwykle używam elektrycznego.
- Tego? - Popatrzył z odrazą na elektryczną grzałkę zamontowaną w starym piecu.
Choć Ellery kupowała drewno wyłącznie na użytek gości, ucieszyło ją, że je pod-
palił. Wkrótce pomarańczowy blask płomieni oświetlił jego twarz. Nadawał mu grozny,
niemal diaboliczny wygląd.
- Znów ogarnął cię strach? - spytał, jakby czytał w jej myślach, chociaż znał ją do-
piero od wczoraj. - Chodz do mnie.
Gdy nieśmiało podeszła bliżej, pociągnął ją delikatnie za rękę, żeby uklękła obok
niego. Kilka rozżarzonych drobinek spadło z trzaskających polan na dywan. Larenz zga-
sił je palcem.
- Nie chciałbym ci zniszczyć drugiego dywanu.
- Ten nie jest tak cenny jak w jadalni - odrzekła z nerwowym uśmiechem.
- Znasz wszystkie zabytki we dworze? - zapytał, masując jej zesztywniałe mięśnie
karku.
- Tak... Mama je skatalogowała... zostawiła mi listę... przeczytałam ją, gdy tu za-
mieszkałam. - Mówiła powoli, z przerwami. Nie potrafiła się skoncentrować na rozmo-
wie, kiedy jej dotykał.
- Czyli kiedy?
R
L
T
- Pół roku temu. Zamierzała sprzedać dwór, ale ja... - Dalszy ciąg zdania uwiązł jej
w gardle.
- Nie mogłaś sobie wyobrazić życia bez niego - dokończył za nią. - Gdzie mieszka?
- W Kornwalii, w małej chacie krytej strzechą. Jest tam szczęśliwsza niż kiedykol-
wiek w życiu.
Niż z ojcem, dodała w myślach. Larenz chyba wyczuł, że nie chce mówić o rodzi-
nie, bo zaprzestał zadawania pytań.
Z uśmiechem rozpiął spinkę podtrzymującą ciasny koczek.
- Miałem ochotę rozpuścić ci włosy od chwili, kiedy cię ujrzałem.
- Czyli od wczoraj.
- Tak. Przez całą długą dobę. Tak piękne, jak sobie wyobrażałem - wyszeptał, gdy
spłynęły platynową falą na plecy. Albo jeszcze piękniejsze. Wyglądasz jak Lady Shalott
- dodał, zanurzając w nich dłonie.
- Znasz poemat Tennysona1?
- Tak. Osnuł go na motywach włoskiej legendy Donna di Scallota. Ale wolę an-
gielską wersję: Przędzie noc i dzień swą zaczarowaną sieć. Tak jak ty osnułaś mnie nie-
widzialną siecią - dodał, muskając ustami jej brodę.
1
Poemat Lorda Alfreda Tennysona opisuje historię damy uwięzionej w zamku na wyspie. Rzucono na
nią klątwę, która zmuszała ją do bezustannego tkania zaczarowanej sieci. Nie wolno jej było patrzeć na świat,
więc oglądała go w lustrze. Widząc przejeżdżającego rycerza Lancelota, opuściła swe więzienie, znalazła łódz i
popłynęła z nurtem rzeki do Camelotu. Wskutek klątwy jednak osłabła i zmarła w drodze. Gdy łódz dopłynęła
do brzegu, Lancelot, zachwycony jej urodą, błagał Boga o zbawienie jej duszy.
Choć opowieść zawsze należała do ulubionych utworów Ellery, poetyckie porów-
nanie przyprawiło ją o dreszcz przerażenia. Na próżno usiłowała sobie wytłumaczyć, że
jej nikt nie przeklął. Sama wybrała swój los w przeciwieństwie do zaklętej damy, zako-
chanej w przystojnym rycerzu bez nadziei na szczęśliwe zakończenie.
Larenz rozproszył jej smutek niewypowiedzianie słodkim pocałunkiem. Oddawała
go żarliwie. Pragnęła zapomnieć, nie myśleć, tylko czuć.
Larenz rozpiął liczne guziki jej nocnej koszuli i delikatnie zsunął ją z ramion.
R
L
T
- Wyobrażałem sobie, że śpisz w czymś takim... - mamrotał.
- Bo mi w niej ciepło - roześmiała się w odpowiedzi.
- W takim razie dobrze, że rozpaliłem ogień. Marzyłem, żeby ją z ciebie zdjąć.
Po chwili została w samych wełnianych skarpetkach. Zawstydzona własną nago-
ścią, skuliła się, tak że zasłoniły ją włosy.
- Ale ty zostałeś w ubraniu. To trochę niesprawiedliwe - zażartowała, żeby ukryć
skrępowanie.
- Chyba można jakoś wyrównać szanse? - odrzekł z iskierkami rozbawienia w
oczach.
Nie musiał podpowiadać, jak. Zdjęła mu podkoszulek. Na widok wspaniałego brą-
zowego torsu zaparło jej dech. Był pięknym mężczyzną. I należał dziś do niej. Powiodła
dłonią wzdłuż wspaniałej muskulatury. Larenz obserwował jej poczynania z ciepłym,
niemal czułym uśmiechem.
Zawahała się dopiero przy pasku u spodni.
- Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia - przyznała, niezupełnie zgodnie z praw-
dą. W rzeczywistości nie posiadała żadnego.
Larenz chętnie jej pomógł. Kilka sekund pózniej leżeli spleceni, zupełnie nadzy na
podłodze w ciepłym blasku ognia z kominka. Larenz przesunął dłonią od łydki, przez
udo ku biodrom i piersiom.
- Jakaś ty piękna - wyszeptał.
Nie uwierzyła mu mimo szczerego zachwytu w głosie. Nie mogła. Uważała się za
zupełnie przeciętną. Nie chciała kłamstw. Otoczyła go ramionami, przyciągnęła mocno
do siebie i zamknęła usta namiętnym pocałunkiem. Gdy pieścił i całował każdy skrawek
jej ciała, bez trudu wyłączyła umysł. Skoncentrowała się na cudownych odczuciach. Do- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •