[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wgÅ‚êbienie zaczynaÅ‚o siê jakieS półtora metra od koñca Sciany.
Zszedł z powrotem na dół.
 To nie działa.
 MogÅ‚am ci to powiedzieæ ju¿ wczeSniej.  Deirdre wydawaÅ‚a
siê teraz jeszcze bardziej wzburzona i Indy wcale jej za to nie obwi-
niaÅ‚. Dziewczyna spojrzaÅ‚a w kierunku wyjScia z jaskini.  Mo¿e
udaÅ‚oby siê nam odkopaæ drewno, które cieSle wnieSli do groty, i zbu-
dowaæ drabinê.
Indy potrz¹sn¹Å‚ przecz¹co gÅ‚ow¹.
 Zbyt niebezpieczne. Gaz zacz¹Å‚by na nas dziaÅ‚aæ, zanim zdo-
bylibySmy pierwsz¹ deskê. Mam lepszy pomysÅ‚.
WsadziÅ‚ pochodniê w jeden z uchwytów zamocowanych na Scia-
nie, podniósÅ‚ pozostaÅ‚e koÅ‚ki, po czym zbli¿yÅ‚ siê do Sciany poÅ‚o¿o-
nej przeciwlegle do tej, na której umocowaÅ‚ paliki ju¿ wczeSniej.
Szybko powbijaÅ‚ koÅ‚ki, mniej wiêcej na tym samym poziomie co po
drugiej stronie. Nastêpnie chwyciÅ‚ szpulê liny i zacz¹Å‚ j¹ rozwijaæ.
Obwi¹zaÅ‚ jeden koniec dookoÅ‚a najni¿szego koÅ‚ka, po czym podszedÅ‚
do przeciwlegÅ‚ej Sciany. MiaÅ‚ bardzo du¿o liny, wiêc nie ci¹Å‚ jej, lecz
podszedÅ‚ do nastêpnego koÅ‚ka, owi¹zaÅ‚ go sznurem i znowu cofn¹Å‚
siê do Sciany naprzeciwko. Nieprzerwanie chodziÅ‚ tak w tê i z po-
wrotem, dosiêgaj¹c coraz wy¿szych koÅ‚ków, a¿ wreszcie stworzyÅ‚
pajêcz¹ sieæ, która siêgaÅ‚a puÅ‚apu.
 Indy, musimy siê Spieszyæ. Znowu czujê gaz. Zapach jest co-
raz intensywniejszy.
Indy znowu skin¹Å‚ gÅ‚ow¹.
 Wiem.
ChwyciÅ‚ z ziemi kilof i wsadziÅ‚ sobie jego uchwyt do ust. Ostro¿-
nie wszedÅ‚ na najni¿sz¹ linê. Ciê¿ar sprawiÅ‚, ¿e lina rozci¹gnêÅ‚a siê
niemal do samego podÅ‚o¿a, ale nie pêkÅ‚a. PodniósÅ‚ nogê, dosiêgaj¹c
drugiego stopnia, potem trzeciego. W pewnym momencie stopa ze-
SlizgnêÅ‚a mu siê z liny i Indy zahaczyÅ‚ j¹ kolanem. Sznur, który trzy-
maÅ‚ rêk¹, rozci¹gn¹Å‚ siê. Nagle jeden z koÅ‚ków wyleciaÅ‚ ze Sciany
i Indy spadÅ‚ na Deirdre, przewracaj¹c dziewczynê na ziemiê.
Ostrze kilofa rozerwaÅ‚o mu koszulê, zadrapaÅ‚o klatkê piersiow¹.
PoczuÅ‚, jak po brzuchu s¹czy mu siê stru¿ka krwi. PrzekrêciÅ‚ siê na bok.
 Wszystko dobrze?  zapytała.
 Tak. A co z tob¹?
 Dobrze, zupełnie dobrze.
Natychmiast znowu zabraÅ‚ siê do pracy. OdszukaÅ‚ obluzowany
koÅ‚ek i tym razem wbiÅ‚ go na caÅ‚¹ dÅ‚ugoSæ. UczyniÅ‚ podobnie z po-
zostaÅ‚ymi palikami na obydwu Scianach, po czym znowu stan¹Å‚ pod
kominem.
 Nie stój ju¿ teraz dokÅ‚adnie pode mn¹.
Deirdre zakaszlała.
 Proszê, poSpiesz siê.
Pomimo jej proSby Indy wcale siê nie SpieszyÅ‚, ostro¿nie wdrapuj¹c
siê po pajêczynie ze sznura, a¿ wreszcie jego gÅ‚owa dosiêgÅ‚a komina.
 Cholera! Zapomniałem kilofa.
 Rzucê ci go  powiedziaÅ‚a Deirdre.
Indy widziaÅ‚ ju¿, jak gwaÅ‚townym ruchem rzuca siê do przodu
po narzêdzie i caÅ‚a sieæ upada na ziemiê. MiaÅ‚ inny plan.
 Nie, na razie potrzymaj go tylko.
WspinaÅ‚ siê coraz wy¿ej, odwróciÅ‚ siê i zdoÅ‚aÅ‚ przycisn¹æ Å‚opat-
kê do jednej Sciany komina. WstrzymaÅ‚ oddech w chwili, gdy wolno
podnosiÅ‚ praw¹ nogê, i wyci¹gn¹Å‚ j¹ w przeciwn¹ stronê. Je¿eli w tym
momencie lina nie wytrzyma i pêknie, czeka go upadek z wysokoSci
piêciu metrów na plecy. Jego palce dotknêÅ‚y skaÅ‚y, potem caÅ‚a stopa.
Szybkim ruchem podniósÅ‚ drug¹ nogê. KurczyÅ‚ i rozkurczaÅ‚ ramio-
na, dopóki jego plecy nie oparÅ‚y siê prosto o Scianê.
Z uczuciem ulgi i wzrastaj¹c¹ wiar¹ dotkn¹Å‚ swojego bicza, któ-
ry wci¹¿ miaÅ‚ zamocowany na biodrze, i wyci¹gn¹Å‚ go.
 Przywi¹¿ do tego kilof  powiedziaÅ‚, rozwijaj¹c bicz.
W tym czasie dotarÅ‚ do szczytu wlotu i wyczuÅ‚, ¿e otwór jest
zakryty trzema głazami wielkoSci piłki do koszykówki. Kurz, gro-
madz¹cy siê przez lata, wypeÅ‚niÅ‚ przestrzenie pomiêdzy gÅ‚azami. To
wcale nie bêdzie Å‚atwe, pomySlaÅ‚. Wci¹gn¹Å‚ kilof, z powrotem przy-
czepiÅ‚ bicz do paska, po czym zacz¹Å‚ waliæ w jeden z gÅ‚azów. Pozy-
cja, w jakiej siê znajdowaÅ‚, pozwalaÅ‚a mu na bardzo niewielki ruch
rêk¹. Grudy bÅ‚ota i odÅ‚amków padaÅ‚y mu na pierS i na twarz; kurz
sprawiÅ‚, ¿e zaczêÅ‚y Å‚zawiæ oczy.
Po kilkudziesiêciu uderzeniach przerwaÅ‚. GÅ‚azy wci¹¿ mocno
tkwiÅ‚y na swoim miejscu. Je¿eli nawet uda mu siê poluzowaæ jeden
z nich, prawdopodobnie upadnie on prosto na niego, zmiataj¹c go
z pozycji, na jakiej siê z trudem znalazÅ‚.
OgarnêÅ‚a go rozpacz, gdy nagle ze szczeliny pomiêdzy dwoma
gÅ‚azami odpadÅ‚a bryÅ‚a bÅ‚ota i przez otwór przedostaÅ‚ siê promieñ
SwiatÅ‚a. To SwiatÅ‚o obudziÅ‚o w nim nadziejê. Indy ponownie przy-
st¹piÅ‚ do ataku. Gdy w koñcu przerwaÅ‚, by zÅ‚apaæ oddech, byÅ‚ caÅ‚ko-
wicie pokryty brudem, ale nie posun¹Å‚ siê daleko w swej pracy.
 Indy, mam!  zawołała z dołu Deirdre.
 Co?
 Czy mo¿esz wbiæ jeszcze kilka koÅ‚ków tam, wewn¹trz komina?
 Chyba tak. Po co?
 Je¿eli umieScisz je pod biodrami, da ci to oparcie. Wtedy uda
ci siê mo¿e wypchn¹æ gÅ‚azy nogami.
Indy pomySlaÅ‚ o kilku rzeczach, które mogÅ‚y sprawiæ, ¿e ta me-
toda nie zda egzaminu. Co bêdzie, jeSli koÅ‚ki nie wytrzymaj¹ albo
pozycja, w której bêdzie pracowaÅ‚, nie da jego ciaÅ‚u takiej siÅ‚y, ja-
kiej bêdzie potrzebowaÅ‚?
Analiza zajêÅ‚aby zbyt du¿o czasu. Ale nie miaÅ‚ teraz innego wyjScia.
 Mo¿e zadziaÅ‚a  przyznaÅ‚.
Ponownie rozwin¹Å‚ bicz i Deirdre przywi¹zaÅ‚a do niego kilka
koÅ‚ków i drewniany mÅ‚otek. Niewygodnie byÅ‚o wbijaæ koÅ‚ki w tê sam¹
Scianê, o któr¹ opieraÅ‚y siê jego plecy. Nie widziaÅ‚ wcale tego, co
robi, i wiele razy uderzyÅ‚ siê w palce. W koñcu jednak obydwa koÅ‚ki
tkwiÅ‚y w odpowiednich miejscach. SprawdziÅ‚ ich wytrzymaÅ‚oSæ,
chwytaj¹c koÅ‚ki i spuszczaj¹c nogi w dół.
Gdy byÅ‚ ju¿ pewien, ¿e nie wypadn¹, zacz¹Å‚ przesuwaæ nogi po
przeciwlegÅ‚ej Scianie, a¿ wreszcie stopy osi¹gnêÅ‚y szczyt wlotu, a cia-
Å‚o Indy ego zwinêÅ‚o siê w kÅ‚êbek. Przyci¹gn¹Å‚ kolana do klatki pier-
siowej. Teraz byÅ‚ ju¿ gotowy. ZaatakowaÅ‚ jeden z gÅ‚azów, uderzaj¹c
go obcasami i podeszwami swoich dÅ‚ugich butów. Kamieñ uparcie
tkwił w tym samym miejscu. Walił w głaz jednostajnym potokiem
uderzeñ. LeciaÅ‚y na niego grudy bÅ‚ota. Wargi miaÅ‚ suche i zapiasz-
czone; oczy mu łzawiły.
GÅ‚az ani drgn¹Å‚.
Indy przerwaÅ‚, ¿eby zÅ‚apaæ oddech.
 Deirdre?
¯adnej odpowiedzi.
SpuScił nogi i spojrzał w dół. Nie mógł jej dostrzec.
 Deirdre!  tym razem krzykn¹Å‚.
 Profesorze Jones? Gdzie pan jest?
RozejrzaÅ‚ siê zdezorientowany. ByÅ‚ to gÅ‚os jakiegoS mê¿czyzny,
nie Deirdre. GÅ‚os byÅ‚ przytÅ‚umiony i Indy nie potrafiÅ‚ oceniæ, sk¹d
dochodził. Po chwili usłyszał go znowu.
SpojrzaÅ‚ w górê.
 Jestem tutaj!
 Gdzie?
Wyci¹gn¹Å‚ zza paska kilof i uderzyÅ‚ nim w gÅ‚azy.
 Carl, znalazłem ich!
Bo¿e, cieSle.
 Jestem dokÅ‚adnie tutaj!  krzykn¹Å‚ znowu.
Nagle zaczêÅ‚o sypaæ siê na niego wiêcej bÅ‚ota. Jeden z gÅ‚azów
poruszyÅ‚ siê. Indy pchn¹Å‚ go nogami i poczuÅ‚, ¿e kamieñ ustêpuje,
wytaczaj¹c siê z otworu. Do wnêtrza wlaÅ‚o siê oSlepiaj¹ce SwiatÅ‚o.
Ponownie spuSciÅ‚ nogi w dół jaskini i popatrzyÅ‚ w ciemnoSæ. Teraz
niczego nie mógł tam dostrzec.
 Deirdre, słyszysz mnie?
Obni¿yÅ‚ siê tak, ¿e zwisaÅ‚, trzymaj¹c siê dwóch koÅ‚ków, ramiona
rozci¹gn¹Å‚ na caÅ‚¹ dÅ‚ugoSæ. Zapach gazu byÅ‚ teraz silniejszy. Znowu
silnie rozbolaÅ‚a go gÅ‚owa; czuÅ‚, ¿e Swiat wiruje wokół niego. Nagle
dostrzegÅ‚ j¹ na ziemi. Nad jego gÅ‚ow¹ do wnêtrza wpadÅ‚o Swie¿e
powietrze. Podci¹gn¹Å‚ siê do góry, wzi¹Å‚ gÅ‚êboki wdech, wstrzymaÅ‚
go, po czym znowu rozci¹gn¹Å‚ ramiona. Przez moment wisiaÅ‚ w po-
wietrzu, jakieS dwa metry nad ziemi¹, po czym skoczyÅ‚. Teraz nie
widziaÅ‚ ju¿ wcale siatki i praw¹ stop¹ zaczepiÅ‚ siê o jedn¹ z ni¿szych
lin. Run¹Å‚ na bok.
SkrzywiÅ‚ siê z bólu, zakl¹Å‚, po czym podczoÅ‚gaÅ‚ siê ku Deirdre. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •