[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że o czymś nie wiem - dodała ostrożnie.
- Oczywiście, że nie! - zaprotestowała gwałtownie
Allison. - Jednak dziwi mnie, że nikt nie widzi, jak kło¬
potliwa jest ta cała sytuacja. Mieszkanie razem jest zbyt
osobiste, zbyt intymne...
-Ach, rozumiem... - W oczach matki błysnęło
zainteresowanie. Takie samo, jakie Allison widziała,
gdy jej oznajmiła, że Quentin i Lizzy będą mieli dzie­
cko.
Zrezygnowana, z poczuciem porażki, osunęła się na
krzesło.
- Nie, mamo, nic nie rozumiesz.
Miała nadzieję, że podnosząc kwestię niestosow¬
ności mieszkania z obcym przecież mężczyzną, uzy¬
ska choć trochę poparcia. Niestety jej plan wywołał
odwrotny skutek.
Matka wyglądała na przyjemnie
zaskoczoną.
- No cóż, uważam, że Connor jest naprawdę intere¬
sującym młodym człowiekiem - powiedziała z uśmie¬
chem.
Niebezpieczny ochroniarz
Naburmuszona Allison zastanowiła się, jak Connor
by przyjął określenie „interesujący młody człowiek".
- I gdyby ktoś mnie pytał o zdanie, to powiedziała­
bym, że nie można trafić lepiej.
Allison kiwnęła głową w stronę Lizzy.
- Widzisz, jak liczy w myślach kolejne wnuki?
- No cóż, musisz przyznać, że Connor może się po¬
dobać - odparła Lizzy, podnosząc dziecko, by mu się
odbiło. - Oczywiście, jeśli jesteś zainteresowana - do¬
dała z uśmiechem.
- A skoro już mowa o wnukach - zaczęła matka, bio¬
rąc w ramiona małego Nicolasa. - Chociaż uwielbiam
ten nasz mały skarb, trochę żałowałam, że Liz i Quentin
nie mieli czasu, by odpowiednio zaplanować uroczy¬
stość ślubną. Dlatego, kochanie, lepiej by było, gdybyś
jednak sama brała te długie gorące prysznice. Conno-
rowi zaś przydadzą się zimne.
- Mamo!
Liz zaczęła chichotać, a matka z uśmiechem na twa¬
rzy skierowała się w stronę drzwi.
- Przecież my się nawet nie lubimy! - wykrzyknęła
Allison. - Jesteśmy jak ogień i woda!
- Tak mocno się tłumaczysz, że aż podejrzanie to wy¬
gląda - odpowiedziała Lizzy, uchylając się ze śmiechem
przed poduszką, którą Allison cisnęła w jej kierunku.
Anna DePalo
Nie wiadomo, kiedy minął kolejny tydzień. Connor
stał się stałym elementem codziennej rutyny. Każde­
go ranka czekał na Allison przy drzwiach z kluczykami
od samochodu w rękach. Jeśli nie zadzwoniła do niego
z pracy, dzwonił sam, pytając, o której ma po nią przy¬
jechać. Gdy w środę próbowała go zbyć, i tak przyje¬
chał do biura, czekając pół godziny, aż Allison skoń¬
czy pracę.
Czuła się okropnie, choć wciąż sobie powtarzała, że
po tym, jak wtargnął do jej życia i rozpanoszył się w jej
domu, zasługiwał na takie traktowanie. Jednak, choć
starała się traktować go w domu jak powietrze, była
nieustannie świadoma jego obecności i ta intymność
wspólnego mieszkania bardzo jej doskwierała.
W piątek rano szykowała się w pośpiechu do pra­
cy. Włożyła biustonosz i spódnicę, po czym zdała sobie
sprawę, że bluzka od kompletu wisi w szafie w przedpo¬
koju. Słyszała, jak Connor wchodzi pod prysznic, wy¬
biegła więc szybko na korytarz. Gdy w końcu znalazła
bluzkę, której szukała, otworzyły się drzwi od łazienki
i ujrzała w nich Connora z mokrą czupryną i ręczni-'
kiem niedbale przepasanym na biodrach.
Gdy ich oczy się spotkały, poczuła, że się rumieni.
Odruchowo przycisnęła bluzkę do piersi, przemaszero¬
wała bez słowa do swojego pokoju i szczelnie zamknę¬
ła za sobą drzwi.
Niebezpieczny ochroniarz
Gdy wieczorem Connor odebrał ją z pracy, napięcie
między nimi było tak duże, że z trudem się powstrzy¬
mywała, by nie wyskoczyć z pędzącego samochodu.
Przebrała się w dżinsy i dopasowany top i zbiegła do
kuchni na szybką kolacją. Miała jeszcze w planach czy¬
tanie akt, które przyniosła z biura.
W przedpokoju zastała Connora, który kierował się
w stronę schodów. Jego wzrok zatrzymał się na tecz¬
kach z aktami.
- Nie wierzę własnym oczom! Nie masz żadnych pla­
nów na piątkowy wieczór? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •