[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jego du\e ciało zadr\ało na te słowa, dłonie zacisnęły się nową siłą.
- Teraz? - wychrypiał.
- Teraz - odszepnęła. Uniosła się nieco i wodziła czubkiem języka po jego mocnych
ustach.
Nagły dzwięk dzwonka u drzwi zadziałał jak zimny prysznic.
Abby wzdrygnęła się zmieszana i przera\ona.
McCallum zaklął głośno. Abby chciała wyswobodzić się z jego objęć, ale trzymał ją
mocno przy sobie, gładził delikatnie, uspokajał. Jego dłonie na jej nagich plecach lekko
dr\ały.
- To Dalton - mruknął.
Zesztywniała.
- Chyba pani McDougal... nie wejdzie tutaj, prawda? -spytała nerwowo.
Zachichotał cicho, chwycił ją za ramiona i leciutko odsnął od siebie.
- Biedny Dalton - mruknął, patrząc na miękkie linie jej ciała..
Nagle odnaleziona namiętność odsunęła jej zahamowania, ale teraz powrócił wstyd i
opanowanie. Odwróciła tyłem do niego i dr\ącymi palcami zaczęła zakładać górę sukni.
Roześmiał się, widząc, z jakim trudem zawiązuje wstą\ki, zapiął koszulę i zało\ył
krawat.
- Jesteś zmieszana, Abby? - spytał.
Nic miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Była zmiesza, owszem, ale bardziej jeszcze była
zaszokowana. Ta namiętna kobieta, którą odkrył Grey, była osobą całkiem jej nieznaną.
Zawiązała ostatnią wstą\kę i westchnęła głęboko.
- Och, panie McCallum, pański przyjaciel przyszedł! - rozległ się w hallu za drzwiami
głos pani McDougal
McCallum zachichotał cicho, widząc, jak Abby usiłuje przyczesać palcami splątane
włosy.
- Zostaw, kochanie - rzekł miękko, podszedł do niej i chwycił ją za ramiona. -
Wyglądasz, jakbyś przed chwilą się kochała, a to właśnie jest to, co powinien zobaczyć
Dalton.
Przeszedł ją zimny dreszcz.
- Czy... Czy to dlatego? - spytała, usiłując mówić spokojnie.
- A jak myślisz? - rzucił niedbale.
Odwróciła się, oczy miała ciemne i zmysłowe, wargi ró\owe od pocałunków, włosy
zaledwie przygładzone.
- Myślę, \e jesteś niebezpieczny - odparła.
Uniósł jeden kącik ust; rozbawione oczy szukały jej oczu.
- Mogłabyś mieć to na uwadze zanim następnym razem zało\ysz taką sukienkę -
powiedział, przyglądając się jedwabnym wstą\kom z zuchwałym apetytem.
- Te cholerne wstą\eczki są dla mę\czyzny pokusą nie do odparcia.
Poczuła, jakby znowu te wielkie dłonie dotykały jej aksamitnej skóry, jej oddech znów
stał się niespokojny. Zauwa\ył to od razu.
- Myślałam, \e na studiach prawniczych nauczyłeś się samoopanowania - mruknęła.
- Tak, ale ono stosuje się tylko do prawa, nie do kobiet, kochanie. W ka\dym razie nie
pod tym względem - dodał z leniwym, zmysłowym uśmiechem.  Chciałabyś, \ebym ci to
udowodnił raz jeszcze?
Poczuła gorąco na policzkach.
- Nie, dziękuję - odwróciła się do drzwi - Robert na pewno się zastanawia, gdzie
jesteśmy.
- Przestanie się zastanawiać, jak tylko na ciebie spojrzy, panno Summer - rzekł ze
śmiechem.
Spojrzała na niego przez ramię.
- Jesteś podły - burknęła.
Ironicznie uniósł brwi.
- Czy to mo\liwe, \e to ta sama kobieta, która niedalej ni\ pięć minut temu błagała mnie,
\ebym zabrał ją do łó\ka?
Miała ochotę go udusić. Słowa zakotłowały się na jej ustach, ale nie zdołała ich
wypowiedzieć.
- Pomyśl o tym - mruknął, podszedłszy do drzwi. Dobry pisarz zapisuje doświadczenia.
Ty te\ powinnaś przelać swoje wra\enia na papier, nie sądzisz?  otworzył drzwi i
wyszedł, zanim zdołała cokolwiek powiedzieć.
Wyraz twarzy Roberta Daltona, gdy ujrzał Abby, był nie do opisania. Wysoki,
dystyngowany mę\czyzna zdawał się w ciągu sekundy zupełnie postarzeć na widok
oczywistych znaków gwałtownej namiętności, której przed chwilą uległa młoda kobieta.
- Abby, ślicznie wyglądasz! - rzekł z najwy\szym uznaniem, podszedł do niej, chwycił ją
za obie ręce i przyglądał się jej z uśmiechem. - Kiedy patrzę na ciebie, czuję się strasznie
staro.
- Och, pan McCallum równie\ - mruknęła Abby, spoglądając na szefa.
- Pan McCallum? - lekko drwiącym tonem spytał Dalton.
- Czasem nazywa mnie jeszcze gorzej  wymamrotał McCallum.
- Greyson - ostrzegła, rzucając mu grozne spojr\enie.
Uśmiechnął się szeroko.
- Napijesz się martini, Bob, czy czegoś mocniejszego?
- Wolałbym brandy - rzucił starszy mę\czyzna z uśmiechem.
Wcią\ przypatrywał się Abby.
- Nie mogę się nadziwić zmianie - rzekł spokojnie.
- Jestem starsza - zauwa\yła.
- Nie o to mi chodzi - jego oczy posmutniały.  Jak długo ty i Grey jesteście... razem?
- Ponad rok - rzekł McCallum, podając Abby kieliszek.
- Ale, hm, nie mieszkaliśmy razem a\ tak długo - odparła Abby, z uśmiechem biorąc
pełne szkło.
- O? - Dalton nieco się rozchmurzył.
McCallum zmru\ył oczy.
- Z pewnością zamieszkalibyśmy ze sobą wcześniej gdyby udało mi się ją wystarczająco
podgrzać - mruknął, patrząc na nią.
- Jak interesy twojej stoczni? - Abby szybko zmieniła temat.
- Pozbyłem się jej - odparł spokojnie.  Sprzedałem je Liz. Teraz interesują mnie
nieruchomości. Mam sieć pośrednictwa handlu nieruchomościami, a Grey  jak zapewne
wiesz - ma świetnie sprawdzającą się w praktyce koncepcję prawną i lokal na biuro, zaś
jego brat wymyślił nam image.
Nie, Abby nic o tym nie wiedziała; McCallum milczał jak zaklęty, gdy chodziło o jego
prywatne interesy. Abby była wtajemniczona wyłącznie w jego praktykę prawniczą.
- Robotą papierkową zajmuje się sekretarka Boba - rzekł McCallum. Podszedł do Abby i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •