[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Więc tylko ryknę:  Tak mi Panie Boże!...
I zaraz my tam pierścionki zmienili,
Co je Horodziej poświęcił pacierzem,
Już czekający w tęsknościach tej chwili,
Gdy ksiÄ…dz siÄ™ najdzie, a my siÄ™ pobierzem.
A choć puszcz była od mili, do mili,
Tak mi się sromu nakryła puklerzem
Dziewczyna moja, ze chociaż pijany
Myślą, czekałem na ślubne organy.
Więc mi nie małą pomocą w tej wojnie,
Jakąm sam z sobą miał, był ów sierota,
Com go przygarnÄ…Å‚. Gdy wejrzy spokojnie,
Już wolniej ukrop po żyłach się miota,
Już w piersiach cicho, już w myślach dostojnie.
Więcem tu doznał, jak się ta lichota,
Którą uczyni człek inszym  obraca
W moc, kiedy duszna zmorduje go praca.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
A strażnik rzadko naglądał do gmachu.
Rankiem na wieży obwołał hejnały,
(A jak kot łaził po wyszkach, po dachu,)
To znów przepadał gdzieści na dzień cały,
To murzyńczukom napędził przestrachu
Batem, co ognie u kotłów trzymały,
A w coraz insze ubiory przybrany,
Jak Włoch się nosił, Francuzy, Hiszpany.
Aż gdy w cygańskie raz przybrał się hadry,
Nie mogłtem ścierpieć, więc rzeknę:  Bez gniewu!
Nie chcę ja żadnej z Waszmością mieć zadry,
Lecz co za racja takiego odziewu?
A ów z podełba:  Waść sięgasz w zanadry?
Waść serdecznego zatargać chcesz trzewu?...
Pokiwał głową, zaś wspiął się do góry
I w ucho:  %7łeby nie czuć własnej skóry!
Własna mnie skóra mierzi, że się tuta -
Polak,  najduję na cudzym śmietniku!
Pan Balcer w Brazylii
91
To mi polskiego, uczciwego buta
%7Å‚al jest, i chodzÄ™ w francuskim trzewiku.
Kapoty polskiej też żal, bo za suta,
Za dobra! Lżej mi w hiszpańskim mentliku.
Gdy więc tu naród przeróżny umiera
I łachy ciska, to człek się przebiera,
Jak mu tam padnie... A zasiÄ™ co z domu,
Szczędzi. Do trumny przyda się na pochów.
Waść mnie nie wydaj... To ja pokryjomu
Co dnia na wieżę z niemi... To do lochów
Niosę, przewietrzam... A nie mów Waść komu!
Składam:. Do czysta chędożę to z prochów...
Zawsze siÄ™ coÅ› tam zapyli, coÅ› przetrze...
Umilkł, i wielkim nosem brał powietrze.
 Więc to sam wieszam aa haki, na grzędy,
Albo do skrzyni kładę, i tak leży...
Szkoda, ze nie mam choć witki lawendy,
Lub rozmarynu, co dawa dech świeży...
Aż jak. poczuję, że już, to w te pędy
Zrzucam te łachy, i do swej odzieży,
Do własnej! Czapkę mysz zjadła mi nową...
Co mniejsza, bo tam na Sąd z gołą głową. -
Umilkł. A na mnie zostały te mowy,
Jak ćmy, gdy człeka z nagłości oblecą...
Zaczem w gmach, szedłem. A tam już wiatr nowy
Po łbach buszuje. Nie poznasz już gdzie co.
Już wódka, już-ci pijanemi słowy
Klnie jeden, drugi bełkocze co nieco,
Już się tam różne najdują pociechy,
Już gęby, które dymają, jak miechy.
 %7łycie, bo życie, brat! Wola, bo wola!
Rajcował Opacz, ująwszy się w boki,
Iż go ta czarna rozparła fasola
Z czującem sadłem. Chłop, tak był głęboki,
%7łe nim wyłożył żywot, już mu z pola
Umknęli insi, a on te obroki
Ku sobie zgarniał, co w zęby popadło...
Taki otchłaniec był z niego na jadło,
 Tęgi łeb, kto tę zmyślił Brazyliją!
Pan Balcer w Brazylii
92
Riumkę za jego, wot, wypiłbym zdrowie.
Nifet mi z przykazem nie stoi nad szyjÄ…,
Chcę śpię, chcę nie śpię i wszy biję w głowie,
Psy mi te czarne warzÄ…, miskÄ™ myjÄ…,
Ja tabak kurzÄ™, i co mi kto powie?
Barak?  Wot, głupość, gdy sytno w baraku...
Tak dawaj, brat mój, na riumkę haraku!
Raz  nic. A drugi  utrafił im w sedno.
Dalej mu rzucać na rękę trojaki...
Wypatroszyli kaletkÄ™ niejednÄ…,
Krzyk, bijatyka, przekleństwa, siniaki...
To nieraz gwiazdy na niebie już bledną,
A ci wichrują i grają w kułaki.
Nie wszyscyć.  Ale że była garść tęga,
Których ta w błoto wnurzyła mitręga.
Gdybyż wieść jaka! Jakowa nowina,
%7łe się to nasze czekanie skończyło,
%7łe już stąd idziem precz, że się naczyna
%7łądany żywot z siekierą a z piłą,
%7łe pług już dla nas granice zarzyna...
Nic! Tak przyciśli nas, jakby mogiłą.
Strażnika pytać?  To tylko rozłoży
Te ręce:  Nie wiem... Nikt nie wie... Gniew boży -
Ale Sekura Paweł tak sumował:
 Co za mamona na oczy mi padła,
%7łem ja, człek-oracz, w te światy wędrował,
PÅ‚uga rzuciwszy i kosy, i radia!
Sam Bóg mi zagon zadokumentował,
Chata, by gołąb, pod strzechą mi siadła,
A ja tu cudze pocieram dziÅ› kÄ…ty,
Bez duszy chodzę i w głowie mam mąty.
Kamień mi dajcie! Uwiążcie pod brodą
I na dno. Tak mi bądz miłościw, Boże!
A zaś patrzajcie, jak będę szedł z wodą,
Bo ja się głową do chaty położę...
Czarty niech tutaj po górach się bodą!
Ja chce na równię! Na pole! We zboże!
Ziemia tam płacze za mną... Ziemia woła.
Jezus Marya, rataj!  Tu nie zdoła
Pan Balcer w Brazylii
93
%7łalowi, ryknie, i łbem rżnie o ścianę.
Dziw, że się w dwoić, jak bania, nie spuka.
A taż się głosy zaniosą pijane; [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •