[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ruchem.
- Ten gospodarz... - szepnął Szymek. - Ten gospodarz, co miał leniwego koguta,
myślał...
Druga ręka Franciszki delikatnie dotknęła chudych pleców chłopca, przesunęła się na
pośladek, gdy tymczasem pierwsza nie przerywała swojej działalności.
- ...myślał nad sposobem, żeby...
Szymek też myślał. Myślał o tym już wcześniej. Co powie w konfesjonale? Czy ma
się przyznać? %7łe obejmował dziewczynę to jeszcze nic, ale przecież dotykał. I myślał. Dużo
myślał. A grzeszy się myślą, mową i uczynkiem. Jakoś to trzeba przedstawić. Jakoś to
powiem. Ksiądz wyznaczy pokutę, jakoś to zniosę. Ale nie teraz. Teraz nie będę o tym
myślał. Teraz nie mogę o tym myśleć. Teraz, oszołomiony, z zawrotami głowy, poddał się
rękom Franciszki, ciepłym i ciekawym.
- Robicie to między sobą? - zapytała gorącym szeptem. - Kiedy jesteście sami, między
chłopcami?
- Tak - przyznał przez zaciśnięte usta i zaraz zaprzeczył: - Nie! Nie!
Zaśmiała się, wyraznie nie dowierzając.
- Oszukujesz - powiedziała. - Czemu oszukujesz? Wiem, że robicie. Widziałam
niejeden raz w brzezince...
Jej palce znieruchomiały nagle i Szymek wpadł w przerażenie, że urażona jego
brakiem szczerości porzuci go i odejdzie.
- Robimy - szepnął z wysiłkiem. - Ale nie między sobą, tylko... tylko...
- Każdy sobie? - spytała domyślnie i jej dłoń znowu ruszyła.
- Tak, tak. Tak!
Szymek zadrżał. Obiema dłońmi chwycił skraj koszuli i podniósł ją ku górze, żeby nie
przeszkadzała. Chciał się poddawać, a bał się zrobić cokolwiek, co jej przeszkodzi albo
zatrzyma.
- Mówicie wtedy o kimś? - spytała Franciszka.
- Mówimy - przyznał przez ściśnięte gardło.
- O kim mówicie?
- Roz... rozmaicie. Ale nie o... nie o...
Znowu zaśmiała się cicho.
- Lepiej nie mów - zgodziła się. - Ale chyba możesz powiedzieć, czy jest tak samo
przyjemnie, jak teraz?
Gotów byłby przysiąc.
Jej ruchy stały się silniejsze, bardziej energiczne, szybsze.
Krzyk Szymka Kłosa słychać było daleko nad polami. Wyleciał gdzieś spomiędzy
bruzd na skraju drogi. Rozchodził się daleko i rozchodził.
PI RUBLI STASIA
Staś Kalinowski odwiedzał sklep żelazny Samuela Silbersteina w Zabłudowie co kilka
tygodni. Tym chętniej, że po zeszłorocznych obawach nie zostało już śladu, nikt go nie
śledził, nikt o niego nie wypytywał. Znowu brał ze sklepu nie tylko narzędzia, ale i książki
zakazane przez rosyjskie władze.
W sklepie Samuela największy ruch panował latem i wczesną jesienią. Trwały prace
polowe, wszyscy potrzebowali narzędzi, śrub i gwozdzi, wideł żelaznych albo innych
niezbędnych w gospodarstwie przedmiotów. Silberstein dwoił się i troił w swoim sklepiku,
ważył, liczył, pakował, podawał, przyjmował zamówienia, rozliczał wcześniejsze transakcje.
Nie robił notatek ni zapisków, wszystko miał w głowie, o niczym nie zapominał.
- Dzień dobry, Silberstein - uśmiechnął się Staś Kalinowski. - Ojciec mnie przysłał po
gwozdzie.
%7łyd porozumiewawczo mrugnął okiem.
- Pamiętam, pamiętam. Dwuipółcalowych trzy funty. Zaraz zważę, co należy.
Gdy po chwili zostali w sklepie sami, Silberstein mógł mówić otwarcie.
- Panicz wie, gdzie w Aubnikach mieszka Leończuk? - zapytał. - Druga chałupa od
drogi, łatwo trafić. Tam u niego jest jeden oficer na letnisku, z kazańskiego pułku. Aużyn
nazwisko. On ma dla panicza to, co panicz potrzebuje.
Staś rozpromienił się na tę wiadomość.
- Bardzo dziękuję Silbersteinowi.
%7łyd pokręcił głową.
- Ale on chce cztery ruble - uprzedził. - Trzy to jemu za mało. On w karty lubi grać.
Staś zrobił zmartwioną minę.
- Panicz pójdzie i porozmawia - zaproponował Silberstein. - Może on opuści
cokolwiek.
***
Staś miał w domu banknot pięciorublowy, nowy, szeleszczący. Otrzymał go od babki
na szesnaste urodziny i chował na specjalną okazję. Następnego dnia po wizycie w sklepie
Staś uznał, że teraz taka okoliczność zachodzi, wyjął pieniądze i zabrał je ze sobą.
- Dokąd to? - zainteresował się pan Michał.
- Pojeżdżę trochę - tłumaczył się młody człowiek. - Ojciec mówił, że konie powinny
mieć ruch.
Pan Michał nie stawiał przeszkód.
- Tylko uważaj na Jantarka - przestrzegł. - Jest narowisty i trochę nieobliczalny.
Lepiej nie szarżuj, jak nasi ułani przed Napoleonem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •