[ Pobierz całość w formacie PDF ]

włosów i rozkoszując się ciepłem promieniującym z
kobiecego ciała.
- Grace - szepnął, jakby w tym słowie zawierał się cały
ogrom ich niedawnego przeżycia. Nigdy przedtem nie
wymówił jej imienia i rozumiała, że ma to specjalne
znaczenie. Nigdy również nie brzmiało tak pięknie.
Niemal się rozpłakała, ale byłoby to przekroczenie pewnej
granicy. Grace wiedziała, że jest zdolna do dawania tylko
pewnej ilości uczucia temu człowiekowi, który nawet teraz, po
tych cudownych chwilach, pozostał prawie obcy. Postanowiła
jednak wziąć się w karby. Wciąż się uśmiechając, bawiła się
jego włosami.
- Więc w końcu przypomniałeś sobie moje imię?
Roześmiał się głośno.
- Pamiętałem je przez cały czas. Ale dopiero teraz, gdy
istniejesz w moich oczach jako kobieta z krwi i kości, coś ono
dla mnie znaczy.
Ta ich banalna rozmowa była pod pewnymi względami
nawet bardziej intymna niż fizyczny kontakt.
- Jesteś cudowny.
- Wiem. Adonis w rozmiarze extra - large. Uderzyła go
lekko po ramieniu, udając, że się gniewa.
- Nie o to mi chodziło. Absolutnie nie pasujesz do mojego
wyobrażenia o futbolu.
- O całej tej brutalności. - Usłyszała rozbawienie w jego
głosie. Przesuwał dłonią po jej karku delikatnie, jakby była z
porcelany. - Zawsze słynąłem z subtelności. Grace zamruczała
niczym kotka.
- Uwielbiam subtelność.
Luke wziął ją pod brodę i uniósł odrobinę, tak by ich oczy
się spotkały. Patrzył na nią intensywnie, a po twarzy błąkał
mu się lekki uśmiech. Serce Grace znowu biło jak oszalałe.
Dotknął jej warg i powiedział:
- Myślę, że powinienem się jeszcze wiele o tobie nauczyć.
Pocałował ją, a właściwie tylko musnął jej usta.
Czuła, że płonie, ale nie chciała, by się w tym zorientował.
Jeżeli chciał, mógłby rozpalić każdą kobietę, nie wiadomo jak
oschłą i zimną. Dlaczego natknęła się akurat na takiego
człowieka?
Po chwili znowu leżeli w łóżku, pieszcząc się nawzajem
delikatnie, jednak już bez poprzedniej gorączkowości. Grace
czuła, jak jej oddech powraca do normy. Spokojnie dotykała
teraz ciała, które przed chwilą tak uwielbiała. Leżeli obok
siebie w milczeniu. Na wpół śpiąc, rozkoszowali się
wzajemną bliskością.
Niestety, brzęczyk telefonu wyrwał ich z tego błogiego
stanu. Grace poderwała się z łóżka. Luke przeciągnął się
leniwie, najwyrazniej chcąc zignorować sygnał, ona jednak
chwyciła za słuchawkę.
- To pewnie służba hotelowa - powiedziała.
- Niech przyjdą za następne dwie godziny.
W absurdalnym odruchu wstydliwości Grace zawinęła się
w prześcieradło.
- Słucham?
Głos Lucy Simons brzmiał dziwnie głucho.
- Zcigam cię jak plantatorzy zbiegłych niewolników w
 Chacie Wuja Toma". Droga Grace, czy robisz to, co myślę,
że właśnie robisz?
- To zależy, o czym myślisz. - Grace rozbawiła swojska
ironia przyjaciółki. Położyła dłoń na nagim torsie Luke'a. On
przewrócił się na bok i udawał, że śpi, chcąc jej najwyrazniej
stworzyć poczucie prywatności w rozmowie. Lucy mówiła
dalej:
- Obdzwoniłam wszystkie hotele w tym mieście, aż w
końcu jeden recepcjonista przypomniał sobie  Drogą Pannę
Barrett" i jej przyjaciela. Dałaś się chyba poderwać jakiemuś
Polakowi z piekielnie trudnym nazwiskiem.
- Nie jest Polakiem. Nazywa się Lazurnovich.
- Hm... Jest hokeistą?
- Znowu pudło. Futbolistą.
- Zwariowałaś?! - Ta informacja najwyrazniej tak
wytrąciła Lucy z równowagi, że straciła swój zwykle
opanowany ton. - Grace Barrett z futbolistą? Niemożliwe!
-  Pittsburgh Steelers" - dodała Grace z satysfakcją,
patrząc na Luke'a, który słysząc znajomą nazwę, otworzył
jedno oko. - Rozgrywający, prawda? - spytała go. Kiwnął
głową. - Tak, rozgrywający. Ten, co łapie piłkę.
- Dajcie mi wódki! - Lucy wciąż nie mogła się uspokoić.
- Uderzasz w melodramatyczne tony, Lucy.
- Mam powód, do cholery! Wyobrażam sobie, co twoje
ciotki na Long Island na to powiedzą, oczywiście, kiedy się
już je docuci... A twoja matka chyba zwariuje! Już do mnie
dzwoniła.
- Czy myślisz, że będzie cię winiła za moje wyskoki? Nie
jesteś moją niańką. Kiedy do ciebie dzwoniła?
- Pierwszy raz - wczoraj. Grace, przecież wiesz, że nie
powita z otwartymi ramionami sportowca w swoim domu.
Wybacz, że cię o to pytam, ale czy ty zupełnie straciłaś
głowę? Twoja matka wpadnie w szał!
- To dobrze. Przydałaby się jej poprawa krążenia. Na
własnym przykładzie przekonałam się, że to może uczynić
cuda.
- Oszczędz mi erotycznych szczegółów - przerwała Lucy.
- Poczekaj, aż będziemy same i po dwóch większych  Bloody
Mary".
- Pomyślimy o tym. - Grace przypomniała sobie, że
często żałowała zwierzeń robionych Lucy na temat Kipa. -
Potem będziesz mogła mnie szantażować, jeśli powiem za
dużo. Czego chciała matka? - zapytała. - Szukała mnie? Wciąż
ma mój rozkład podróży.
- Który ty wydajesz się ignorować - zauważyła zgryzliwie
Lucy. - Co to za hotel, w którym się zatrzymałaś? Czy ten
futbolista zabrał cię do jakiejś strasznej speluny?
- Nie, tu jest cudownie. - Grace ogarnęła wzrokiem
śliczną sypialnię. - Mam zamiar na nim dalej polegać w tym
względzie.
- Mój Boże. - Głos po przeciwnej stronie osiągnął górne
rejestry. - Czy masz zamiar dalej z nim podróżować?
Naprawdę? Czy to prawdziwa miłość? A może po prostu
trochę dobrego seksu?
- Zamknij się, Lucy. - Grace była w nadspodziewanie
dobrym humorze. - Jeszcze nie podjęłam decyzji. I nie
zamierzam rezygnować z trasy. Teraz kolej na Detroit,
prawda?
- Tak. Pozwól, że zajrzę do moich notatek. Czy ten twój
Vince Lombardi ma na oku jakiś konkretny hotel?
- Zawsze myślałam, że Vince Lombardi był trenerem.
- I grał na obronie w "Fordham". Nie zadziwiam cię
czasami?
- Nawet często - powiedziała Grace sucho. - Posłuchaj.
Nie wiem jeszcze, co to wszystko znaczy i jak się skończy.
Ale chcę mieć tę rezerwację, naprawdę. Załatwisz to, prawda?
- Oczywiście wydawca nie będzie zaskoczony, że
płacimy za jakieś romantyczne schadzki w połowie miast w
kraju... Dobrze, zrobię to, bez względu na to, czy masz
współlokatora, czy nie. - Głos Lucy stał się poważny. Była
najlepszą przyjaciółką
Grace, ale przede wszystkim była profesjonalistką. -
Nawiasem mówiąc, mam ci kilka rzeczy do przesłania. Będą
na ciebie czekały w hotelu w Detroit zaadresowane na  Drogą
Pannę
Barrett". Potrzebujesz czegoś jeszcze? Ciuchów? Notatek?
Zrodków antykoncepcyjnych?
- Stajesz się zgryzliwa - zauważyła Grace z satysfakcją. -
Nie, niczego nie potrzebuję.
- Oprócz odrobiny rozsądku. Cholera, przepraszam cię.
Uwagę uznajemy za niebyłą. Prawdę mówiąc, cieszę się, że
wyszłaś z dołka. Zbyt długo odgrywałaś rolę brzydkiego
kaczątka. Ale tak w ogóle, to zadzwoniłam, żeby ci
powiedzieć o planach twojej matki.
- Tak?
- Siedzisz mocno? Ona ma zamiar wydać przyjęcie. Grace
rzuciła poduszką w przeciwległą ścianę.
- Cholera!
- Spokojnie, to dobry pomysł. Sądzimy, że książka
wejdzie na listę bestsellerów w przyszłym tygodniu.
Powinniśmy to uczcić. I twoja matka zdecydowała się wydać
przyjęcie. Cudownie, prawda?
- Cudownie, bo ona za to płaci.
- Dokładnie. Możemy narobić sporo szumu, jeśli
odpowiednio rozegramy nasze karty i zaskoczymy czymś
towarzystwo. Jakieś pomysły?
- Urządzanie przyjęć nigdy nie było moją mocną stroną.
Gdzie i kiedy to będzie?
- W Dallas. To ostatni punkt twojej trasy. Spotkamy się
tam i zrobimy show, który kupią wszystkie stacje. Będę też
układała listę gości. Kogo mam zaprosić oprócz prasy?
- Och, Lucy. To twoja działka, nie moja.
- Kip?
- Mój Boże, nie! Lucy westchnęła.
- Lombardi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •