[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Eleanor i wrócisz tu za jakieś pół godziny?
Zerknęła na swojego gościa, który skinął głową.
 Pół godziny powinno nam wystarczyć.
 W porządku  odparł Dominik.
Prawdę mówiąc, zajrzał po drodze na oddział nowo-
rodków i dowiedział się, że i tam musi poczekać z wi-
zytą. Wyszedł zatem na zewnątrz z nieodpartym wra-
żeniem, że został odprawiony. Chyba nie bardzo mu
się podoba ta nowa, pewna siebie Petra. Miał niejas-
ne przeczucie, że w międzyczasie zaszła jakaś zmia-
na, że sprawy wymknęły się spod jego kontroli. Kim
jest ten mężczyzna i co to za papiery?
Dokładnie pół godziny pózniej wszedł znowu do
pokoju Petry. Obcy nadal tam siedział, ale papiery
schował już do teczki. Uścisnął dłoń Petry.
 WyglÄ…da to bardzo obiecujÄ…co. WpadnÄ™ do pani
za dwa dni i zobaczymy, jak się ułoży.
 Dziękuję, panie Grimley. Bardzo mi pan pomógł.
Mężczyzna wyszedł, posyłając Dominikowi uprzej-
my uśmiech. Dominik z wahaniem usiadł obok łóżka.
 Miło cię widzieć  powiedziała Petra.  I co tam
na konferencji? Dowiedziałeś się czegoś nowego?
Tak, to jest bez wÄ…tpienia kompletnie inna Petra.
Doszła już do siebie po zabiegu, nabrała kolorów.
Przypominała znowu tę atrakcyjną kobietę, którą po-
znał w sylwestrową noc. Ale to nie koniec. W jej
oczach pojawił się jakiś błysk, wzrosła jej pewność
siebie, odzyskała Uownowagę. A to z kolei zachwia-
ło pewnością siebie Dominika.
 Tak, warto było tam jechać  oznajmił, po czym
66 GILL SANDERSON
podał jej paczuszkę.  Przypadkiem przechodziłem obok
takiego sklepu... Pomyślałem, że może ci się spodoba.
Otworzyła paczkę i wyjęła sukienkę do chrztu.
 Jaka śliczna!  Pocałowała Dominika w policzek.
Zrobiła to po raz pierwszy od... od tamtej nocy. To
miał być przyjacielski pocałunek, wyraz podziękowa-
nia. Dominik był zdumiony, żetętno tak mu nagle przy-
spieszyło.
 Będziesz zaproszony na chrzciny  obiecała. 
Aha, postanowiłam dać małej na imię Eleanor.
 Aadnie. Wspominałaś je poprzednim razem. Elea-
nor... Morgan. Tak, brzmi niezle.
 Mam dla ciebie dobre wiadomości  oznajmiła
raptem Petra.  Naprawdę dobre. Nie chciałeś tego
dziecka, prawda? Uważasz, że dzieci trzeba zaplano-
wać?
 No tak  wyznał.  To był dla mnie szok. Gdybyś
skontaktowała się ze mną, zanim...
 Teraz to już bez znaczenia. Muszę przyznać, że
twoja propozycja pomocy zrobiła na mnie wrażenie, to
mieszkanie i pieniądze. Zachowałeś się honorowo
i wspaniałomyślnie. Ale teraz to już zbyteczne, nie
potrzebuję pieniędzy.
Patrzył na nią ze zdumieniem.
 Nie potrzebujesz pieniędzy?
 Mnie to też zaskoczyło. Już dawno nie przyj-
mowaÅ‚am tak miÅ‚ego goÅ›cia.  UrwaÅ‚a i úsmiechnęła
się.  Przed laty zainwestowałam sto funtów w bony
loteryjne. I nagle okazało się, że wygrałam całkiem po-
kaznÄ… sumÄ™.
 Gratuluję  wydusił Dominik, bo nic innego nie
przyszło mu do głowy.
GILL SANDERSON 67
 Już nie musisz wynajmować mi mieszkania. Ku-
pujÄ™ sobie mieszkanie w tym samym budynku, mam
nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Pan Grimley
odwołał wszystkie ustalenia, które byłeś uprzejmy
poczynić. Wydałam trochę pieniędzy na meble i rzeczy
dla dziecka. Grimley doradził mi, jak zainwestować
resztę, żeby mieć z tego jakiś dochód. Jesteśmy z Elea-
nor zabezpieczone i niezależne.
Z folderu, który leżał na łóżku, wyjęła czek, który
wręczył jej przed wyjazdem.
 Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, ale to już nasze
pożegnanie.
Na oddziale Dominik niejeden raz przeżył wstrząs.
I niezależnie od tego, z jak poważną sprawą miał do
czynienia, musiał zachować kamienną twarz. Ale w tej
chwili było to ponad jego siły.
 Pożegnanie? Już się nie zobaczymy?
 Być może wpadniemy na siebie kiedyś, skoro za
pół roku twój oddział zostanie przeniesiony do naszego
szpitala. Ale poza tym zapomnij o nas.
 Przecież nie mogę tak sobie zapomnieć. I... prze-
cież zaprosiłaś mnie na chrzciny  jąkał się nieudolnie.
 Więc możesz przyjść. Ale w końcu nie chciałeś
dziecka, prawda? Byłeś przerażony, kiedy dowiedzia-
łeś się o Eleanor. Wracaj do swojego beztroskiego ży-
cia. Sądziłam, że będziesz zadowolony.
 No tak. Tylko muszę się znowu przestawić.  Za-
myślił się na chwilę.  Ale co z nami?
 Nie ma żadnych nas  odparła.  Tylko wspo-
mnienie.
Eleanor urodziłasię w trzydziestym drugim tygodniu.
68 GILL SANDERSON
W trzydziestym piątym miała zostać wypisana ze
szpitala. Petra opuściła oddział po dziesięciu dniach od
porodu. Miała zatem jedenaście dni na przygotowanie
domu na przybycie córki. Na razie wróciła do hotelu
dla pielęgniarek, odpoczywała i nabierała sił.
Planowanie i robienie zakupów sprawiało jej ogro-
mną przyjemność. Pan Grimley poradził jej, by wyna-
jęła mieszkanie na rok z możliwością kupna pod
koniec okresu wynajmu. W ten sposób zyska czas, by
się rozejrzeć. Uznała, że to dobry pomysł, byle tylko
mogła przeprowadzić się do nowego mieszkania kilka
dni przed zabraniem Eleanor ze szpitala.
Nigdy dotąd nie miała tyle pieniędzy, by stać ją by-
ło na spełnianie zachcianek. Wybierała teraz ubrania,
nie sprawdzając uprzednio ceny. Kupiła nowy wózek,
nosidełko i wyprawkę. A jednak człowiek nie pozby-
wa się tak szybko starych zwyczajów, więc Petra nie
szastała pieniędzmi. Mają one w końcu stanowić za-
bezpieczenie przyszłości jej córki.
Kilka dni po pożegnaniu z Dominikiem otrzymała
list. Nie znała tego charakteru pisma, ale czarny atra-
ment i duże kwadratowe litery pozwoliły jej odgadnąć
nadawcę. Tak może pisać tylko Dominik Tate.
Usiadła na łóżku i otworzyła kopertę. Serce zabiło
jej mocniej niż zwykle. W środku znalazła widokówkę
 reprodukcjÄ™ obrazu Moneta. Na odwrocie przeczyta-
Å‚a: ,,GratulujÄ™ wygranej, ale w dalszym ciÄ…gu czujÄ™ siÄ™
odpowiedzialny za los Eleanor. Czy mógłbym od-
wiedzić was w nowym mieszkaniu? Chciałbym mieć
pewność, że wszystko jest w porządku. Czy mogłabyś
podać mi nowy adres i numer telefonu? Pozdrawiam
serdecznie, Dominik  .
GILL SANDERSON 69
Nie jest to list miłosny, pomyślała. Ale oczywiście
może podać mu adres. Działając pod wpływem impul-
su, bez zwłoki sięgnęła po słuchawkę i zadzwoniła do
Calthorpe.
 Czy mogę rozmawiać z doktorem Tate em?  spy-
tała kobietę o miłym głosie.  Mówi Petra Morgan.
 Petra! Tu Susie Cash, pielęgniarka oddziałowa.
Jestem znajomÄ… Dominika.
 Ach tak. To pani przysłała mi kwiaty. I ten bile-
cik. To bardzo miło z pani strony.
 Drobiazg. Ale naprawdę chciałabym zobaczyć
pani córeczkę.
 Dlaczego? Dominikowi jakoś na tym nie zależy.
Susie roześmiała się.
 Proszę w to nie wierzyć. Niech mu pani da trochę
czasu. Sam jeszcze nie wie, czego chce. Znam go,
odkąd skończył piętnaście lat. To niespokojny duch,
ale niedługo się uspokoi. A właśnie, pokłóciliście się
może?
 Nie mamy o co się kłócić  odparła Petra z lekkim
zdziwieniem.  Nic nas nie łączy. Powinien być zado-
wolony, bo już nie potrzebuję jego wsparcia.
 No, zadowolony to on nie jest. Przez ostatnie dni
w pracy był nie do zniesienia. Krzyczał na personel. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •