[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trzyła na odchyloną kołdrę. Wyobraziła sobie pod nią Bryna z Kinzi. Ta wizja tak ją
przeraziła, że zamiast się położyć, pobiegła do okna i rozsunęła zaciągnięte zasłony.
Pokój z widokiem na miasto nie miał balkonu. Rachel przez chwilę oglądała świa-
tła w oknach domów i wieżę, oświetloną czerwonymi i zielonymi reflektorami, górującą
nad Auckland. Gdy otworzyła okno, ogłuszył ją ryk policyjnej syreny i warkot silników.
Gdzieś w pobliżu grała muzyka.
- Co robisz? - dobiegł ją z tyłu głos Bryna.
- Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza.
- A wdychasz spaliny. Chodź, włączę klimatyzację.
Stał obok łóżka w nowiutkich spodniach od wiśniowej piżamy. Nacisnął odpo-
wiedni przycisk, podczas gdy Rachel posłusznie zamknęła okno. Zostawiła jednak nieza-
ciągnięte zasłony.
- Z której strony śpisz? - spytała.
- Przeważnie na środku.
Czyli wtedy, gdy nikt u niego nie nocował... Ponieważ odpowiedź niewiele jej da-
ła, weszła pod kołdrę z tej strony, z której stała. Bryn zgasił światło. Z początku nic nie
widziała, lecz gdy oczy przywykły do ciemności, rozpoznała jego kontur. Leżał na ple-
cach z rękami założonymi za głowę. Nie przytulił jej, nawet nie dotknął. Dopiero po
dłuższej chwili przewrócił się na bok, wsparł głowę na łokciu.
Rachel wstrzymała oddech z mieszanymi uczuciami: radosnego oczekiwania i
niepokoju. Bryn lekko pogładził ją po szyi.
- Śpij dobrze, Rachel. Jesteś wyczerpana, dlatego nie nalegam na seks... w noc po-
ślubną.
Rachel osłupiała. Czy podał prawdziwą przyczynę, czy jej nie pragnął?
Przypomniała sobie, że miał powody do zmęczenia. Przed ślubem pracował od ra-
na do nocy, żeby wygospodarować czas na podróż poślubną. Teraz zamknął oczy. Od-
dychał równo, jakby spał... albo udawał. Powinna być wdzięczna, że pozwolił jej odpo-
cząć, tymczasem odczuwała rozczarowanie, że ją odtrącił.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Obudził ją szum wody za zamkniętymi drzwiami łazienki. Gdy Bryn wyszedł w
ręczniku na biodrach, wycierając włosy drugim, właśnie szukała ubrania w torbie.
- Dzień dobry - powitał ją, po czym pocałował przelotnie w policzek. - Za godzinę
musimy być na lotnisku. Zaparzę kawę i zrobię grzanki, zanim się ubierzesz.
Rzeczywiście zorganizował wszystko w mgnieniu oka. O wyznaczonej godzinie
wsiedli do niewielkiego samolotu z jednym rzędem foteli po każdej stronie. Za następną
godzinę wylądowali. Gospodarze wysłali po nich samochód.
Letnia willa w stylu wiktoriańskim ze szczytami i szeroką werandą stała wśród
dzikich zarośli. Tylko krótka ścieżka przez trawnik i ogród dzieliła ją od morza.
Obszerna sypialnia na piętrze miała balkon i dwa wielkie łoża. W rogu ustawiono
dwuosobową sofę, fotel i stolik do kawy. Do dyspozycji gości oddano też czajniki, ser-
wis do kawy i herbaty i lodówkę z zestawem napojów. Lunch mogli zjeść wedle uznania
w pokoju, w jadalni na parterze lub na werandzie z widokiem na zatokę. Wybrali ostatnią
z możliwości.
Z okien widzieli białe grzywy fal, kawałki drewna i wodorosty, wyrzucone podczas
sztormu na brzeg.
Po odejściu gospodarza przystąpili do rozpakowywania bagaży.
- Może popływamy w basenie przed jedzeniem? - zaproponował Bryn.
- Dobrze.
Gdy wyciągnęła kostium, Bryn dostrzegł jej skrępowanie. Z uśmiechem rozbawie-
nia odwrócił się tyłem.
Z przyjemnością wskoczyli do czystej, ogrzanej słońcem wody. Przepłynęli ramię
w ramię kilka długości basenu. Potem Rachel usiadła na brzegu i patrzyła na męża.
W końcu podpłynął do niej, wziął ją na ręce, złożył na jej ustach pytający, zapra-
szający pocałunek i mocno przytulił.
Własna reakcja na bezpośredni kontakt z niemal nagim mężem zaskoczyła Rachel.
Oplotła go rękami i nogami, spragniona jeszcze większej bliskości. Gdy całował jej szy-
ję, fale rozkoszy przepływały przez całe ciało. Z trudem chwytała powietrze. Wtuliła usta
w jego ramię, żeby stłumić jęki i westchnienia. Potem zamarła w bezruchu, wciąż mocno
w niego wtulona.
- Mam nadzieję, że nikt nas nie widział - wymamrotała z zażenowaniem.
- Bez obawy. Tylko my tu mieszkamy. Zgodnie z umową załoga przychodzi jedy-
nie w porze posiłków i na wezwanie.
W drodze powrotnej dostrzegła na ramieniu Bryna ślady własnych zębów.
- Przepraszam, ugryzłam cię! - wykrzyknęła z przerażeniem. - Włóż koszulę, żeby
nikt nie zobaczył znaku.
- Zgoda, choć nie przynosi mi to wstydu. Wręcz przeciwnie, jestem z niego dumny, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •